Part 1

1.2K 81 3
                                    

- Chlops złap to ! - usłyszałam za plecami (tak przezywali mnie Chlops albo Klops). Zanim zdążyłam się obrócić poczułam mocne uderzenie w tył głowy a potem tylko ciemność.....To już codzienność... Moi o rok starsi ulubieni koledzy. Tylko oni robią takie rzeczy. Przecież to jest takie fajne upokorzyć kogoś na lekcji wf i rzucić mu w głowę piłką od kosza. Nawet na myśl nie przychodzi mi przeciwstawić się im. Popatrzcie na te bicepsy i kaloryfery. Zrównaliby mnie z ziemią jednym ruchem palca. Szkolna elita buraków się znalazła.

- Chloe! Chloe nic ci nie jest? Odezwij się ! Jack zawołaj panią pielęgniarkę! - usłyszałam głos mojej wychowawczyni.

- N-nie trzeba pani Brooks. Żyję. - powiedziałam kiedy na mojej twarzy zawitał nieśmiały uśmiech.

- Na pewno? Nie wyglądasz za dobrze.

- Czyli jak zawsze.

- To wołać czy nie? - Zapytał zdezorientowany i lekko wkurzony Jack. Był to mój kolega z klasy. Nie rozmawiałam z nim za dużo zresztą jak z nikim ze szkoły.

- Nie trzeba Jack już wszystko dobrze.

- Japierdziele...

- Słucham? - powiedziała oburzona wychowawczyni.

- Y..to znaczy oczywiście pani Brooks zrozumiałem że nie potrzebna jest pielęgniarka.

- Dobrze. A teraz odmaszerować. A wy co robicie sztuczny tłum? Macie za dużo czasu? To może na następnej lekcji kartkóweczka z arytmetyki ? - na te słowa wszyscy jakby wyparowali. Nie dziwie się. Kartkówki u tej zołzy są straszne. Chyba tylko mnie lubi i zawsze daje inną kartkę niż wszystkim z łatwiejszymi zadaniami.

To był jeden z lepszych dni. Żadnego sprawdzianu ani kartkówki a co do wf to już się przyzwyczaiłam. Wracając do domu jak zawsze słuchałam muzyki. Kocham zespół One Republic, Ariane Grande, Magic i inne podobne brzmienia. Zapatrzona w czubki swoich butów nie wiedząc, w którym momencie wylądowałam twarzą na chodniku. Kiedy wstałam złapałam się za bolące czoło i poczułam coś mokrego pod palcami. No tak...taka ze mnie ciapa że rozcięłam sobie czoło. Świetnie...Chyba się nie wykrwawie w drodze do domu. Chloe ty tu sobie żartujesz a twoja śnieżno-biała bluzka jest teraz czerwona. Idąc moją ulicą czułam wzrok wszystkich ludzi w pobliżu skupiony na mnie. Gdy dotarłam do domu szybko znalazłam mamę. Na szczęście wróciła wczesniej z pracy i mogła mi pomóc.

- Boże Chloe co się stało?! - krzyknęła przerażona rodzicielka.

- Potknęłam się na chodniku...

- Już spokojnie dziecko już biegnę po apteczkę. - powiedziała i zniknęła na pięć minut. Była bardziej przejęta niż ja. Po pół godzinie wszystko było odkażone i zaklejone plastrem. Wyglądałam jak dziwak z ogromnym plastrem na czole. I tak jestem uważana za tą dziwną. Po prostu jestem nieśmiała. Po trzech godzinach spania obudziłam się koło 20 i jak zawsze wyszłam na balkon z gitarą. To była pewnego rodzaju tradycja. Mogłam wtedy zapomnieć o wszystkich rzeczach które spotkały mnie w szkole. Tym razem śpiewałam Superhero.

I, I, I don't wanna fi-i-ight

don't wear no ti-i-ights

And I can't fly-y-y

I'm no, I'm no superhero-o-o...

Chłopaki z naprzeciwkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz