6 Magia

434 15 2
                                    

*Pov Liliana*

Kiedy inni wyszli z sali narad, ja i Piotr zostaliśmy.

- To od czego zaczynamy? Od listów czy zamku?

- Chyba od powiększenia Ker-Paravelu, wolę być przygotowany na to że wszyscy Narnijczycy znajdą się w pałacu kiedy przeczytają listy.

- Skąd możesz wiedzieć kiedy przeczytają listy?! - oburzyłam się, taki mam właśnie charakter.

- Nie mówię że wszyscy znajdą się tu w tym samym czasie.

- Dobrze, w takim razie mi nie przeszkadzaj, zaraz Ker-Paravel stanie się większy.

Usiadłam po turecku, nagle usłyszałam głos.

- Czy nie trzeba powiadomić tych którzy znajdują się w zamku i koło niego?

- Nie, wszystko będzie normalnie... - Wtedy zdałam sobie sprawę że on nie zna i nie rozumie magii. - Nieważne, po prostu bądz cicho i nie przeszkadzaj.

Zaczęła się magia. Znowu poczułam ten tak dobrze mi znajomy dreszcz na plecach. Było cicho. Zupełnie. Wszyscy w Narnii chcieli coś powiedzieć, ale nie mogli. Tak działa magia do której potrzeba skupienia. Po chwili przestałam. Złota mgła która otaczała mnie gdy czarowałam opadła. Wszyscy Narnijczycy mówili coś przekrzykując siebie nawzajem. To była ciężka magia. Nie, nie była łagodna, była ciężka i mimo iż robiłam takie czary często, nawet kiedy byłam na Ker-Paravelu, głowa zaczęła mnie boleć, tak jak kiedy dopiero zaczynałam uczyć się magii. Kiedy moja mama jeszcze żyła...

- Ugh... - dotknęłam swojej głowy.

- Lilia, wszystko w porządku? - spytał z lekkim niepokojem.

- T-tak.

- Mówiłaś że wszystko będzie normalnie.

- Bo tak miało być...

- Dobrze, dziś odpuścimy sobie listy. Chodz, zaprowadzę cię do komnaty.

- A-ale co z elfami?

- Jutro... Jutro się tym zajmiemy...

*Pov Piotr*

Zaprowadziłem Lilianę do jej komnaty. Na pierwszy rzut oka było widać że nie czuje się najlepiej. Dziewczyna usiadła na łóżku, zakryła twarz w dłoniach i ... płakała...

- Lilia...

Dziwnie było tak na nią patrzeć... Zawsze taka wojownicza co mogłem zauważyć po tygodniu, wydawała się teraz bezbronna. Ale mówiła przecież że nic się nie stanie! Nie wiem jak wprawimy jej pomysł z listami w życie, wiem tylko że nie pozwolę się jej narazić na niebezpieczeństwo.

Co prawda ból głowy może mieć każdy, i to nie oczekiwanie, tak nagle, lecz ten w przypadku Lilii wydawał się inny, mocniejszy.

- Wyjdz! - krzyknęła Liliana.

- Ale... LIlia...

- Powiedziałam WYJDZ!

- D-dobrze...

Wyszedłem z komnaty Lilii. Kiedy szedłem do siebie, zobaczyła mnie Zuzanna. Takiego smutnego i przygnębionego.

- Piotr! Piotr, stało się coś?

- N-nie, wszystko w porządku - spróbowałem się uśmiechnąć, jednak mi się nie udało.

- Nie, nie jest w porządku. Widzę to.

- Dobrze... Powiem ci... Liliana, gdy wy wyszliście postanowiliśmy że najpierw zajmiemy się zamkiem. Kiedy Lilia... kiedy skończyła czary wydawała się osłabiona, musiała boleć ją też głowa, tak to wyglądało. Przyprowadziłem ją do jej komnaty. Płakała. Potem kazała mi wyjść, a potem spotkałem ciebie i wiesz co było dalej.

- Łał... Cała ta sytuacja jest jakaś dziwna. Ale magia chyba podziałała, Ker-Paravel wydaje się teraz większy.

- Masz rację Zuzanno. Ale co z tego skoro nikt tu nie przyjdzie?

- Jak to? Przecież kiedy Liliana poczuje się lepiej... - musiałem jej przerwać.

- Nie. Nawet jeśli poczuje się lepiej nie będę jej narażać.

- Ale co z Narnią? Z Narnijczykami?

- Potem o tym pomyślę.

- Ależ Piotrze...

Tego już było za wiele. Zamiast do swojej, poszedłem do komnaty LIliany. Zapukałem. Żadnej odpowiedzi. Nie czekając otworzyłem drzwi. Spała.

- Uff... - wyszeptałem po czym, już naprawdę, poszedłem do swojej komnaty.

*Pov Liliana*

Obudziłam się gdy było już ciemno, no, nie całkiem, dopiero się ściemniało. Postanowiłam że pójdę na dwór. Nie chciałam obudzić zwierząt które już spały i znajdowały się w mojej komnacie chodz Piotr przydzielił im jedną. Cicho wyszłam z łóżka i zarzuciłam na sobie płaszcz. Odkąd jestem w pałacu mam więcej sukienek, a nie spodni, dlatego trochę ciężko było mi wymknąć się niezauważalnie. Gdybym miała teraz na sobie spodnie mogłabym wyskoczyć przez okno. Noooo... Przynajmniej spróbować.

Ostatnie promienie słoneczne tego dnia przebijały się przez chmury. Tak jak zwykle udałam się do jabłonki która ma gałąz na której można siedzieć. Dostrzegłam tam jednak Piotra, czyli wielkiego króla.

- Lilia! - uciaszył się. - Lepiej?

- Tak.

- Chodz - wyraznie było widać że chce abym z nim usiadła.

- Ale... ja nie mogę...

- Jak to?

- To twój zamek, ty jesteś królem i ty...

- Ale ja mówię że możesz. Jesteś... jesteś tu potrzebna... Poza tym naraziłaś się dla Narnii... Wiesz że mogło być gorzej - kiedy mówił te słowa wydawał się zdziwiony...

Zdziwiony czym? Zdziwiony że z twardej stałam się milutka? Jeżeli tak, to jutro to minie. Każdy przecież ma gorsze i lepsze dni.

Wdrapałam się na gałąz. Widok był piękny. Piękniejszy niż zazwyczaj.

- Dziękuję - wyszeptał.

- Co? - zdziwiłam się.

- Dziękuję. Dziękuję że jesteś...

*Pov Piotr*

- Dziękuję - wyszeptałem.

- Co? - zdziwiła się.

- Dziękuję. Dziękuję że jesteś...

Objąłem ją ramieniem.

Królowa zwierząt - Opowieści z NarniiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz