Rozdział 8

1.2K 75 4
                                    

Katy Perry - E.T.

Zostałam u Luka jeszcze tydzień. Poznaliśmy się lepiej, niż ja znałam się z Luną. I za każdym razem kiedy był przy mnie czułam motyle w brzuchu... a może to stonki? Nieważne...

Wstałam. Była 9 rano. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam z łazienki w białym crop topie i jasnych dżinsowych szortach. W sypialni stał Luke. Podeszłam do niego. Od razu przyparł mnie do ściany. Patrzyłam w jego błękitne oczy jak zahipnotyzowana. On robił to samo.

- Nie prowokuj mnie... - zamruczał. Miał taki seksowny głos.

- A to czemu. - drażniłam się z nim.

- Chyba jestem zbyt przewidywal... - musnęłam jego malinowe usta. Spojrzał na mnie wielkimi oczami, a ja cicho zachichotałam.

Po chwili on wpił się w moje wargi. Odwzajemniłam pocałunek. Robił to z taką zachłannością, jakbym miała zaraz zniknąć. Wodził rękoma po moim ciele. Zatrzymał je na moich pośladkach i je lekko ścisnął. Mruknęłam w jego usta. Podniósł mnie lekko do góry. Oplotłam nogami jego biodra. Odsunął się od ściany zaczął kierować się w stronę łóżka. Położył mnie delikatnie na białej pościeli. Zawisł nade mną wspierając się na łociach położonych po obu stronach mojej głowy. Moje ręce były zarzucone na jego szyi. Wplotłam palce w jego włosy i pociągnęłam lekko za końcówki. Jęknął gardłowo w moje usta. Tą piękną chwilę przerwał nam telefon Luka, który zaczął dzwonić. Blondyn wyjął go z kieszeni nie przestając mnie całować. Zerknął na wyświetlacz. Zamruczał z niezadowolenia. Musiał odebrać połączenie, więc niechętnie się ode mnie oderwał. Wstał i wyszedł z pokoju. Usiadłam na łóżku. Zostałam sama.

Zastanawiałam się gdzie są Brian, Don, Mia, Han, Luna, Mike. Pewnie się o mnie strasznie martwią. Muszę do nich zadzwonić.

Luke wszedł do pokoju i usiadł obok mnie. Patrzyłam w jakiś punkt przede mną. Zawsze tak robiłam kiedy się zamyśliłam. Luke chyba się zaniepokoił.

- Coś się stało?

Wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam w jego przecudne błękitne tęczówki.

- Mogę zadzwonić do Briana?

Przytaknął wciąż patrząc mi w oczy. Wyjął z kieszeni telefon i mi go podał. Wzięłam go i wbiłam ciąg cyfr. Nacisnęłam zieloną słuchawkę. Powoli przysunęłam telefon do ucha. Po trzech sygnałach odebrał.

- Czego!? - wrzasnął do słuchawki. Przestraszyłam się. Brian nigdy taki przy mnie nie był. Luke otulił mnie ramieniem. W tle usłyszałam jak upomina go Don.

- B-brian...? - zapytałam łamiącym się głosem. Poznał mnie.

- Is... - w jego głosie usłyszałam ulgę. Pewnie nie wiedział, że żyję. - Gdzie jesteś? Nic ci nie jest? Wszystko gra? Kto z tobą jest? Nikt nic ci nie zrobił? - pytania leciały jak strzały z karabinu.

- Nie martw się. Nic mi nie jest. Żyję. Niedługo przyjadę do domu. Kocham cię. Powiedz to samo dla Mii i Dominica. Do zobaczenia... - po tych słowach rozłączyłam się.

Luke patrzył na mnie ze smutkiem w oczach. Ale dlaczego? Przecież... Cholera. Jebany zazdrośnik.

- Luke...

- Zawieźć cię do Briana? - zapytał nie patrząc mi w oczy.

- Niby dlaczego? Chcę jeszcze zostać. Nie czuję się jeszcze zbyt dobrze. - powiedziałam z nutką zdenerwowania w głosie.

- Jakoś mnie to nie przekonuje... - o nie... Nie będzie mówił co mam robić.

- Słuchaj Luke! Brian jest dla mnie jak brat, tak samo Don. I nie myśl, że łączy nas coś więcej niż rodzinna miłość. A poza tym, jest z Mią. - podniosłam głos. Wkurzyłam się za to, co sobie pomyślał. Wstałam z łóżka. - A, i jeszcze jedno. Jak tak chcesz się mnie pozbyć, to możesz mnie zawieść do domu. - nie czekając na jego odpowiedź wyszłam do łazienki. Przebrałam się w moje ciuchy, w których tu przyjechałam. W pokoju nie było już Luka. Wyszłam i pokierowałam się na schody.

I wtedy usłyszałam strzał...

Furious/l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz