3. Marzenie

153 18 15
                                    

   Hoseok chwycił mnie za włosy. Pociągnął za nie i siłą wywlókł z kuchni pchając na schody.
   — Ja nie chciałem! — krzyknąłem histerycznie, a z moich oczu poszły łzy. — Przepraszam, ja na prawdę...
   Spojrzałem na niego kątem oka, a gdy dostrzegłem unosząca się rękę, ze strachu uaktywniłem barierę ochronną, która niczym tarcza nie pozwoliła mu mnie tknąć. Wiedziałem, że tylko przedłużam to wszystko, bo on cynicznie zaśmiał się, czekając aż moja ochrona zniknie.
   Zdążyłem podciągnąć kolana, aby ukryć brzuch, a gdy zaklęcie przestało działać chwycił mnie za głowę i uderzył nią o ścianę schodów. Zanim to się stało przez mój umysł przeszło wspomnienie, gdy Jungkook chciał zrobić podobną czynność, stając w obronie Jimina tyle, że do tego wtedy nie doszło, a Hoseok nawet się nie zawahał.
   — Już nigdy nie użyjesz zaklęcia ochronnego przeciwko mnie! — warknął, a wtedy moja głowa ponownie uderzyła o ściankę.
   Pierwsza fala bólu nie minęła, a już nastąpiła druga. Przymknąłem oczy dostrzegając, że zaczynam widzieć podwójnie. Zwolniłem ucisk na jego ręce, który i tak mnie nie ochronił, a nawet nie ogarniałem, żebym w ogóle go chwycił. Trzeciego razu nawet nie zapamiętałem. Gdy mnie puścił, mój błędnik nie mógł zachować równowagi, przez co poleciałem nieświadomie do przodu staczając się z kilku schodków. Nawet nie użyłem rąk, aby ochronić siebie przed jakimkolwiek uderzeniem, bo czułem się tak, jakbym ich nie miał. Leżałem bezwładnie na podłodze tak jak spadłem i prosiłem w myślach tylko o to, żeby trochę poczekał i pozwolił mi dojść do siebie. Podświadomie wiedziałem, że będzie zły i będzie chciał się na mnie wyżyć. Dając schronienie mi, dał i schronienie dziecku Jungkooka, którego nie dało już się pozbyć ani ukryć. Najbardziej jednak bałem się teraz tego, że zacznie atakować mnie w to miejsce. Wszystko mogło się skończyć zupełnie inaczej, gdyby nie matka Hoseoka, która wpadła do domu krzycząc.
   Mój oddech stał się płytszy, a strach odszedł pozostawiając w moim ciele dziwny spokój. Chociaż nie do końca kontaktowałem, to zdołałem wyłapać pojedynczą wymianę zdań.

   To ojciec twojego dziecka.
   Myślisz, że on tego chciał? Może on go zmusił?
   Nie wiadomo, czy przeżyje gdy przyjdzie na świat.
   Jak chcesz go wydać, to zrób to teraz, gdy Jiae jest jeszcze mały.

   Gdy otworzyłem ponownie oczy, leżałem w łóżku w salonie. Ktoś obejmował moje ciało, a gdy zorientowałem się, że to Hoseok zadrżałem. Chciałem się od niego odsunąć, jednak on przycisnął mnie bardziej do siebie.
   — Jak się czujesz? — spytał normalnie całując mnie w czoło.
   Było mi zimno. Chociaż moje ciało było gorące, odczuwałem wewnętrzne dreszcze. Chciałem się podnieść, jednak nie pozwolił mi na to, może i dobrze bo przez chwilę poczułem okropny pulsujący ból kości ciemieniowej, że bez sprzeciwu opadłem na poduszki. Zamrugałem kilka razy oczami, a mój umysł przypomniał sobie, co przed chwilą zrobił. Zagryzłem zęby, do oczu naszły łzy.
   — Proszę, zostaw mnie. — szepnąłem cicho i słabo zrozumiale.
   — Przepraszam.
   Kątem oka dostrzegłem jak zbliża dłoń do mojej twarzy, bojąc się kolejnego uderzenia ścisnąłem oczy z całych sił, ale on tylko pogłaskał zewnętrzną stroną dłoni mój policzek.
   — Wątpię, że tego chciałeś.
   Nie odpowiedziałem mu, głośno wypuściłem powietrze z ust. Bałem się, że ze mną gra. Instynktownie pod kołdrą chwyciłem dłonią swój brzuch, który pozostawał bez zmian. Nie wiem dlaczego pomyślałem, że jakimś cudem mój problem mógł zniknąć, ale ulżyło mi, że z dzieckiem wszystko w porządku. Nie rozumiałem swoich uczuć, gubiłem się i nie wiedziałem czego chce.
   — Gdzie Jiae?
   Hoseok odpowiedział, że jest u jego matki. Przestraszyłem się, gdy położył dłoń na mojej dłoni, ale szybko przesunął ją wyżej z dala od wypuklenia.
   — Co się dzieje w zamku? — spytałem gapiąc się pustym wzrokiem w sufit.
   Od dawna nie miałem żadnych informacji. Miałem nadzieję, że coś się zmieniło, że może Rim wrócił, że jednak Jongse nie przejął tronu.
   — Odpocznij, jeszcze zdążę ci wszystko powiedzieć.
   Hobi zakręcił sobie wokół palca pukiel moich włosów. Przymknąłem oczy zastanawiając się, czy specjalnie mnie zbywa, czy rzeczywiście mam odpocząć.
   — Długo zostajesz?
   — Jeszcze nie wiem.
   — Jak możesz nie wiedzieć?
   — To zależy od tego, czy mi wybaczysz.
   Odwróciłem się do niego plecami. Byłem wstrząśnięty tym w jaki sposób mnie potraktował, ale nie chciałem, żeby poszedł. Próbowałem postawić się w jego sytuacji, jednak nie mogłem wyobrazić sobie tego, co bym zrobił będąc nim. Przecież wiedziałem, że będzie zły, i trochę spodziewałem się jego reakcji.
   Nie zniosę tej samotności.
   — Czy mój brat się odnalazł?
   Hoseok wymamrotał coś pod nosem, że nie dam mu spokoju dopóki się czegoś nie dowiem. Nie skomentowałem tego, więc przeszedł do rzeczy mówiąc, że zniknął bez śladu.
   — Gdyby rzeczywiście wtedy był na terytorium Aniołów, to wystarczyłoby przejść przez strefę neutralną, aby znalazł się u nas. Nie byłoby to łatwe, ale Leerim na pewno poradziłby sobie. Jego nieobecność oznacza, że albo ma powód dla którego nie chce wrócić, albo nie żyje.
   Nie chciałem nawet myśleć o tym, że Rim mógłby nie żyć. Musi mieć jakieś logiczne wytłumaczenie. Zawsze myślał ze wszystkim do przodu, może już wcześniej się czegoś obawiał.
   — A tron?
   — Jongse jest wciąż regentem. Rada ustaliła, że dadzą rok czasu na powrót Leerima.
   — Ale to nie trzyma się logiki... Przecież oni, Jongse musiał...
   — Twój ojciec miał więcej zwolenników po swojej stronie.  Prowizoryczny atak uciszyli, bo dział się on tylko w murach zamku. Nawet to nie był atak, tylko akcja pozbycia się Króla. Przeszkadzające osoby zostały przez nich usunięte, więc... Jongse chce to zatuszować pod nieszczęśliwy wypadek i fałszywie oczekuje powrotu Leerima. Tyle, że jest zbyt spokojny, jakby wiedział, że nie wróci.
   — Ma dostęp do wszystkiego... — wtrąciłem. — Po której jesteś stronie?
   Hoseok nie odpowiedział. Gdyby się zbuntował szybko by się go pozbyli, ale nie wiedziałem ile jest prawdy w tym co powiedział.
   — Pytam o to, czy chcesz się mnie pozbyć. — oznajmiłem wprost.
   — Zrobiłbym już to dawno. — oświadczył obojętnie.
   — Może też czekasz na okazję?
   Wiedziałem, że dolewam oliwy do ognia, ale codzienność wątpliwości przerastała moją głowę. Bałem się, że któregoś dnia po prostu zabiorą mnie do lochów w zamku bez słowa. Chciałem jeszcze dodać to, że teraz miałby większy pretekst, aby mnie tam zabrać, jednak powstrzymałem się.
   Wymigał się od reszty pytań mówiąc, że jest zmęczony. Wierzyłem mu i wiedziałem na czym polega jego praca. Dałem mu spokój. Ostrożnie wstałem i zanim poszedłem do łazienki spojrzałem na jego śpiąca twarz.
   Próbowałem zbyt wiele nie myśleć. Na początku ostrożnie stawiałem kroki, aby sprawdzić, czy z moją równowagą wszystko dobrze. Nic nie wzbudziło moich wątpliwości, więc udałem się na górę wziąć prysznic. W tej chwili cieszyłem się, że nie ma tutaj wanny, bo spędziłbym w niej długie godziny. Będąc odświeżonym poczułem się trochę lepiej. Zszedłem na dół, a z racji, że Hoseok spał w salonie, starałem zachować się jak najciszej. Akurat z tym problemu nie miałem, bo Jiae mnie tego nauczył. Trzeba przyznać natomiast, że to pierwszy raz, kiedy Hoseok spał bezpośrednio przy mnie. Czułem się dziwnie otoczony jego towarzystwem, jakby był dziesięcioma osobami, a nie jedną.
    On wstał po około trzech godzinach. Dochodziła jedenasta, a Jiae wciąż był u swoich dziadków. Zrezygnowałem ze śniadania z racji, że pewnie do tego czasu nie wróci i wziąłem się za obiad. Jak nigdy, używałem ostatnio więcej mąki do wszystkiego z racji, że było jej pod dostatkiem. Ugniatałem właśnie ciasto na jakieś kluski, kiedy on zachodząc mnie z tyłu położył dłonie na moich biodrach. Wzdrygnąłem się.
   — Co ty taki strachliwy? — spytał zaglądając mi przez ramię.
   Chyba zapomniał, że moje życie wisi na włosku, a w dodatku przyzwyczaiłem się już do samotności.
   — Moje życie aktualnie nie jest zbyt kreatywne.
   — Nikt inny tu nie przychodzi?
   — Gdyby przychodził, to twoja matka już by ci powiedziała.
   — Pasuje do ciebie takie krzątanie się po domu.
   — Wcale.
   Uwolniłem się z jego uścisku tylko po to, żeby umyć ręce z lepiącego ciasta.
   — Nadal mi nie wybaczyłeś? — spytał wzdychając, jakby miało to się już stać.
   — A co to zmieni? I tak jesteś tylko na chwilę.
   Nie zdążyłem wytrzeć dłoni w ręcznik, kiedy pociągnął mnie do tyłu. Usiadł na krześle i posadził mnie sobie na kolanach. Poczułem się niezręcznie, bo miałem wrażenie, że w moim obecnym stanie nie będzie chciał tknąć mnie nawet palcem.
   — Co? Może powiesz, że nie mam racji?
   — Chciałem wcześniej odwiedzić Jiae, ale to byłoby zbyt ryzykowne. Bez przerwy mieli mnie na oku, a lekkomyślnie działania mogły doprowadzić ich do was. Jongse nie specjalnie mi ufa, ale znosi.
   — Nie musisz mi się tłumaczyć.
   Byłem ciekawy, a ta odpowiedź mnie satysfakcjonowała.
   — Wstaniesz?
   Przygryzłem policzek od środka. Jego bliskość dobrze na mnie działała, a może po prostu byłem dla niego za ciężki? Moje stwierdzenie okazało się błędne, bo on również wstał, a ręka dotknął moich pleców dając znak, abym oparł się łokciami o stół. Trochę za późno zorientowałem się o co mu chodzi. Z racji, że miałem na sobie zwykle krótkie domowe spodnie na gumie, zdjął je jednym ruchem.
   Chociaż mój rozum krzyczał, aby natychmiast spadał, to potrzeba bliskości była silniejsza. Nie wiedziałem czy nawet dożyje jutra, więc...
   — Jesteś szczuplejszy. — stwierdził naciskając dłonią bardziej w okolice mojego krzyża, abym się wypiął.
   — Nie sądzę, że przytyje tak jak z Jiae.
   Hoseok wsunął rękę pod moją bieliznę. Stopą dał sygnał, abym rozsunął bardziej nogi.
   — Akurat nie widziałem ciebie z Jiae.
   Hoseok załatwił głównie swoją zachciankę, nie miałem mu tego za złe. Jedno wiedziałem na pewno, że był to najszybszy numer, w całym moim życiu i najmniej brany pod uwagę jeżeli chodzi o moje potrzeby. Zignorowałem to, nie chcąc pokazać, ze mnie to rusza.
   Siadając na krześle powiedział, że nie spodziewał się po mnie, że będę taki chętny. Wzruszyłem obojętnie ramionami.
   — Czyli mi wybaczyłeś? — spytał kolejny raz.
    To dzięki niemu mieliśmy przecież dach nad głową, jedzenie i jeżeli chodzi o mnie, życie.

   ***

   Nie ustaliliśmy nic konkretnego jeżeli chodzi o nas. Ja bałem się ruszyć ten temat, a znowu wiedziałem, że Hoseok nie zacznie go nigdy. Dzień później wrócił na tereny przy zamkowe nie mówiąc mi o tym ani słowa. Dowiedziałem się tego od Jiae, a ja myśląc ponownie o samotności bałem się, że wcale tutaj nie przebywał i to tylko moja wyobraźnia. Kiedy nie zdążyłem przyswoić myśli, że pewnie odwiedzi Jiae znowu za sześć miesięcy, jego matka wprost nie mogła powstrzymać się od kąśliwych komentarzy. Nie chodziłem do nich wcale w odwiedziny, za to ona bardzo chętnie odprowadzała Jiae i za każdym razem komentowała moją ciążę.
   Jej docinki dały mi więcej nerwów, bo miała rację, a ja nie chciałem tego słuchać. Podświadomie mój umysł wiedział o wszystkich zagrożeniach, ale gdy ona mówiła je na głos, dobitnie, bez podsunięcia rad sprawiało, że nie wytrzymywałem i wyłem w łazience. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w mojej obecnej sytuacji materialnej, nie mogłem nawet się postawić.  Wszystko wyjaśniło jej neutralne podejście do początku sprawy, bo uświadomiła mi natychmiast, że myślała iż to Hoseok jest ojcem dziecka, które noszę.
   Przez kolejny tydzień nie zorientowałem się, że przestałem czuć ruchy. Nie pomyślałem wcale o jego zdrowiu, ale o swoim, gdyby rzeczywiście było coś nie tak. To nie były początki w którym problem mógł zniknąć sam, a ja nie wiedziałem jak się rozwija. Sytuacja zmusiła mnie, abym spojrzał na swoje ciało w większym lustrze, które było w mojej przyszłej sypialni.
   Unikałem dotykania brzucha.. Nie mówiłem do niego. Zachowywałem się tak, jakby niedługo mój problem miał sam się rozwiązać. Widząc swoje odbicie w lustrze musiałem się chwilę zastanowić i przeliczyć miesiące, aby stwierdzić, że mój brzuch jest rzeczywiście mały.
   Czy to coś musiało oznaczać? Zagryzłem wargę z całych sił na myśl o słowach matki Hoseoka, że poród trzeba będzie przyjąć domowo, a ona postara się o to, żeby był długi. Nie wiedziałem, czy chodzi jej o to, żeby dziecko samo się wykończyło, czy chciała, abym cierpiał. Okropnie bałem się pierwszych sygnałów, a ona uwielbiała mi przypominać, że to nie będzie jak w Królewskim skrzydle szpitalnym. Jeżeli chodzi o jego wygląd, to tylko ona się nad tym zastanawiała. Ja nie potrafiłem w żaden sposób o tym myśleć, aż do dziś.
   — Strajkujesz? — szepnąłem w stronę lustra obrażony.
   Skrzyżowałem ręce tuż nad wypukłością. Nie mogłem odwrócić od niego wzroku. Każdy patrzył na niego negatywnie, ze mną włącznie. Nie wiedziałem jak modyfikują się geny, ale jeżeli odziedziczy po Jungkooku śnieżno białe skrzydła, to nie zdołam długo go ukryć. Ale ja nawet nie chciałem go ukrywać! Chciałem, aby to się wreszcie skończyło, chciałem mieć wewnętrzny spokój i stabilizację, a przede wszystkim nie chciałem mieć więcej dzieci. Ponowna samotność w tym wszystkim bardziej mnie dobijała.
   — Tato? — spytał Jiae, gdy wróciłem na parter. — Mogę mieć pytanie?
   Przytaknąłem posyłając mu wymuszony uśmiech. Usiadłem obok niego na kanapie, a jego wzrok skupił się przez chwilę na mojej twarzy, a potem brzuchu.
   — Będę mieć siostle?
   Wstrzymałem oddech i zmarszczyłem brwi.
   — Skąd ten pomysł?
   Zdenerwowany przyznał, że słyszał jak matka Hoseoka mówiła coś do mnie. Nie przedstawił dokładnie jak brzmiały jej słowa, jednak zmartwiłem się, że mógł usłyszeć coś nieodpowiedniego.
   — Byłem ciekawy. — dodał na koniec niewinnie bawiąc się palcami.
   — Jeszcze nie wiem. — szepnąłem zgodnie z prawdą głaskając jego głowę.
   Nie obyło się bez pytania dlaczego, a ja już czułem się zmęczony.
   — Jest tutaj? — zapytał wprost wskazując palcem na mój brzuch.
   Nie wiedziałem jakie wytłumaczenia tworzy sobie Jiae w swojej głowie. Nie odpowiedziałem mu, nie mogąc oderwać wzroku od jego policzków, na których widoczne były zagojone blizny.
   Potrzebowałem chwili, żeby chwycić jego rączki, po czym zbliżyłem je do brzucha. Jego zdziwiona i zszokowana mina była bezcenna. Natychmiast podniósł moją koszulkę, jakby miał zobaczyć wszystko jak przez szybę.
   — Nie widzę. — oświadczył rozczarowany.
   — Ciebie też nie było widać. — zaśmiałem się. — Musisz jeszcze trochę poczekać...

   Poczekać?

   — Halo, jesteś tam?! — krzyknął wprost do mojego brzucha, po czym przyłożył sobie ucho chcąc usłyszeć jakąś odpowiedź. — Może śpi?
   Dałem mu chwilę nie chcąc go rozczarować. Jiae jednak nie zrażał się, tylko zaczął gadać coś co nie miało sensu, kierując słowa bezpośrednio do niego.
   — Kocham ciebie, kocham tatę. Będziemy się lazem bawić. Będę cię blonić żebyś była bezpieczna. Jestem już duży.
   Jiae już wymarzył sobie siostrę.

Ogólnie miałam zamiar opisać zbliżenie Yoongiego i Hoseoka, ale ostatecznie zrezygnowałam 🤧 Nie mam pojęcia, czy chcecie to czytać czy nie, ale jeżeli dojdzie do podobnej sytuacji, to raczej już tego nie pominę.
Na Kooka musicie jeszcze trochę poczekać, więc nie bijcie.
  

  

Nie zapomnij o Nas (II) / YoonKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz