Światło księżyca napływało oknem na końcu korytarza do jego wnętrza, oświetlając Casa i jego sylwetkę. Opuszczając apartament zarzucił na piżamę satynowy szlafrok – serio, Sam nawet nie zamierzał wyobrażać sobie, w czym takie odzienie mogło brać w sypialni jego brata udział, i niczego nie zmieniał fakt, iż chodziło jedynie o wyśnionego brata. Delikatna, cieniutka satyna? God. Dean lubił swojego faceta w delikatnej cienkiej satynie. Rany boskie.
Inna sprawa, że w tym nocnym oświetleniu, w tym blasku Cas naprawdę wyglądał dobrze. Oczywiście to nie tak, że się Samowi podobał, zwyczajnie spojrzał na niego w tym korytarzu i w tamtym momencie totalnie był w stanie zrozumieć, co mogło Deana w nim pociągać, Castiel miał swoją urodę. Magnetyzującą. Tak, to dobre określenie, przykuwał, przyciągał jak magnes, a Dean... Dean okazał się na to absolutnie nieodporny i przepadł. Przepadł w ciemnowłosym aniele o niebieskich oczach.
– What the fuck, Sam – Cas zamknął za nimi drzwi do apartamentu, objeżdżając go syknięciem, zza zaciśniętych zębów. – Chciałeś mi wbić w plecy nóż!
– Nieprawda, chcę cię uratować! Ciebie i jego, bo sami tego nie zrobicie.
– Kochałem się z nim.
– Słyszałem.
– Kochałem się – powtórzył, z uporem. – Zastanów się, Sam, zastanów się, czego ode mnie żądasz. Chcesz żebym dobrowolnie zrezygnował z człowieka, który przez cały wieczór trzymał mnie w ramionach i dawał mi szczęście, i to ile, godzinę po tym, jak zasnąłem pod nim, wiesz w ogóle, co to znaczy, uprawiać prawdziwą miłość? Kochać się z kimś, kogo darzysz takim uczuciem? – Sam nie odpowiedział. Nigdy nie kochał nikogo na tyle mocno, by to wiedzieć, nawet Jessici. Tamto uczucie blakło z każdym dniem, ledwo pamiętał, jak smakowało; mimo to otworzył usta. – I proszę, nie powtarzaj mi znowu, że to nie człowiek – Cas uciszył go, nim zdołał się odezwać. Istotnie, zamierzał powiedzieć dokładnie coś takiego. – Nie obchodzi mnie, czym jest, dopóki brzmi, pachnie i smakuje jak on. Kocham go. I chcę, żeby on mnie kochał. Żeby już zawsze trzymał mnie i robił mi to, co dziś.
– Pomyśl o nim.
– Zawsze myślałem! Jeden raz postanowiłem pomyśleć o sobie, nie wolno? – rzucił młodszemu Winchesterowi w twarz, wyzywająco. Teraz stali od siebie zaledwie parę cali. – Mam już dość zdawania wszystkiego na innych, Sam. Po czterech miliardach lat robienia czego się ode mnie wymaga chyba zasłużyłem w końcu, żeby zadbać o siebie, co? Żeby wreszcie stanąć w swojej obronie!
– Nie mówisz tego poważnie. To kompletnie nie w twoim stylu, Cas.
– Och, bo przeznaczone jest mi lizać Deanowi dupę, nawet jeśli ma mnie w niej głęboko, tak? To masz na myśli? Życie mam za niego oddać, czego ty ode mnie chcesz?!
Sam westchnął ciężko. Uniósł rękę, położył ją sobie na karku i potarł się tam, w wyrazie frustracji.
– Cas, którego znałem, pewnie by to zrobił. Ten Cas jest uparty i owszem, jest to do niego niepodobne. Nie chcę poświęcenia! – podkreślił, starając się mu to wytłumaczyć. – Chcę tylko żebyście się dogadali. On CHCE z tobą porozmawiać, Cas, powiedziałem ci, że czeka. Siedzi u Bobby'ego i czeka, aż otworzysz oczy.
Umilkli na chwilę, obaj.
– Tylko o tyle proszę, o nic więcej. Daj się do niego zabrać i pogadajcie. Wcale nie każę ci skakać dla niego z klifu, rozmowa. To wszystko.
Cas przymknął powieki. Potrząsnął głową.
– Prosisz mnie o to, bo nie chcesz stracić brata.
CZYTASZ
Nie budźcie mnie (DESTIEL) - UKOŃCZONE
FanfictionUśpiony przez dżina Castiel trafia do swojej wymarzonej rzeczywistości, w której on i Dean są parą - a skoro w prawdziwym życiu Winchester nieustannie odpycha go od siebie, tłumacząc, że to, co między nimi zaszło, wtedy, w czasie burzy, było niczym...