- Krychowiak, kurwa, co ty odpierdalasz? - Zielińskiemu już zaczęły puszczać nerwy.
- Uspokójcie się, mecz jak co dzień, panowie, nie ma co się denerwować - Trener jak zwykle pojawił się w porę.
Do meczu zostały trzy godziny i zawodnicy powoli musieli opuszczać hotel. Robert spokojnie zapakował wszystko, czego potrzebował i po przypomnieniu Glikowi, że powinien przestać polubiać zdjęcia swoich fanek na Instagramie, wyszedł z pokoju.
Niby, pomijając oczywisty fakt, że był to mundial, był to mecz jak każdy. Robert nie tyle, co martwił się wynikiem, ale swoim największym rywalem. Lionel Messi - gdzie się nie spytasz, każdy zna to nazwisko. Copa America, Argentyna, grubo po trzydziestce, FC BARCELONA (już nie) - jego znaki rozpoznawcze.
Jego ostatni mundial.
Robert wiedział, że musi dać z siebie wszystko. Dla niego też prawdopodobnie były to ostatnie mistrzostwa świata. Nie mógł znowu zawieść. Złota piłka. Było to coś, czego nigdy nie zrozumie. Jak on ją przegrał?
Od czasu gali jej wręczenia jego nienawiść do Argentyńczyka stopniowo rosła. Nie mógł mu tego wybaczyć. Messi w swojej kolekcji miał już parę takich! Nawet nie jedną, a Robert żadnej.
Nie mógł odpuścić? Robert tego nie rozumiał.
Jednak, tak czy owak musiał dać z siebie wszystko. Ostatnie cztery lata trenowali tylko po to, aby znaleźć się dokładnie w tym miejscu i czasie. On, Matty, Glik, Grosicki, Milik, Piątek, Krychu, Szczęsny i cała reszta. Wszyscy mieli jeden cel. Nie po odszedł trener Nawałka, żeby polska drużyna znowu nie wyszła z grupy. Nawet jeśli trener teraz nie jest wcale lepszy, sami będą musieli sięgnąć po ten sukces. Nie mogą znowu zawieść swojego państwa, swoich rodzin i kibiców.
Robert wyszedł z hotelu i skierował się do busa, który miał ich zawieźć w miejsce próby. Na sobie miał białą polską koszulkę i czerwone spodnie. Podczas podróży oddał się swoim myślom.
Katar nie był zbyt urodziwym krajem. Chociaż w sumie nie miał jak tego osądzić, ponieważ nie pozwalano im wychodzić poza hotel. Było gorąco - to wiedział na pewno. Dało się jednak przeżyć, byli przygotowani na wyższe temperatury. Boiska spełniały swoje wymagania, hotele miały wygodne łóżka i wyśmienite śniadania - tak naprawdę nie było na co narzekać.
Ostatni mecz był niesamowity. Dawno nie czuł takiej adrenaliny wchodząc na boisko. Zagrali jeden z lepszych meczy w historii XXI w. na mundialu. Oczywiście meczy Polski. Szczęsny grał jakby był nie z tej ziemi. Robert nie wiedział jak to się stało, że to on dostał statuetkę MVP, jeśli to tak naprawdę Wojtek ich uratował. Był dumny ze swojej drużyny. Dla takich chwil żył. Dla takich chwil został piłkarzem i kapitanem tej drużyny.
Rozmyślania przerwał Robertowi niespodziewany krzyk.
- CZEMU NIE?! - ktoś zawołał agresywnie.
- Arek, ile razy jeszcze będziesz o to pytał?
- Ale to nie tylko ja trenerze! - odkrzyknął rozzłoszczony Arkadiusz. - Kamil, Krzychu, Nikola ani razu też nie byli jeszcze na boisku. Nie rozumiem czemu.
Miał niezaprzeczalną rację. Ich trener podejmował dziwne decyzje, które nie znajdowały logicznego wyjaśnienia. Robert nie wiedział, co go kierowało do takich działań, lecz nie wnikał. Walczył już wystarczająco i wolał nie marnować więcej sił na takich ludzi. Może i taki człowiek mógł mu utrudnić wypełnienie jego marzeń, lecz Polak był zawzięty i nie planował odpuścić. Sam walczył o swoje, bo nic innego mu nie pozostało.
- Ej, Prawy, masz jakąś gumę przy sobie czy coś?
Szczęsny miał dziwne zamiłowanie do borówkowych gum balonowych.
- Nie - odrzekł Robert, odwracając głowę w kierunku okna.
- Czemu? - zapytał zdziwiony bramkarz.
- Wojtek, ile razy będę ci jeszcze musiał to powtarzać? - westchnął Robert. - Wolę gumy ananasowe.
- No tak - uderzył się w czoło. - Sorry, to przedmeczowa amnezja. - wyjaśnił. - Ty się nie stresujesz?
- Trochę tak - przytaknął. - Ale wiesz, tak naprawdę więcej zależy od drugiego meczu niż od nas. Będzie dobrze - poklepał go po plecach.
- Dzięki Robert. Ty zawsze wiesz jak dodać człowiekowi otuchy - powiedział i odwrócił się, aby rozmawiać z siedzącym za nimi Mattym.
CZYTASZ
coincidences don't go in pairs
Fanfictionkiedy robert po raz tysięczny wszedł na tą samą zieloną murawę, nie spodziewał się, że ten raz odmieni jego życie o 180 stopni.