4 • Powody z reguły nie noszą nazwisk

60 3 0
                                    

- Albo ten - zaśmiała się Emily - "Cóż - jeśli niebem wieczny świt. Cóż - gdyby mknąć przed się tak. Cóż - jeśli niebem to, że z nią. Mkniem, mkniem we dwoje, na wieki mkniem?"

- Idealne - uśmiechnął się Joseph - co sądzisz?

Wendeline podniosła głowę zza pudełka ciasteczek, których okruchy spoczywały na jej spódnicy. Zmieszana otarła twarz i mruknęła:

- Tak, mogę to dopisać.

Kiedy brunet i jego towarzyszka ponownie zatopili się w rozmowie, Wendy podniosła do ust kolejny kawałek deseru, lecz, gdy tylko odwróciła wzrok w stronę szczupłej sylwetki blondynki, zrezygnowała z przyjemności. Oparła ciężką ze znudzenia głowę o dłoń i zerknęła na znajomych, dyskutujących razem o fragmencie poezji. Nie rozumiała życzliwości, jaka ostatnio coraz częściej pojawiała się we wspólnych rozmowach z lordem Bridgemanem. Pewnie było to spowodowane chęcią zaimponowania Emily, która teraz z zaróżowioną twarzą przeglądała wraz z mężczyzną tomik poezji. Zniesmaczona Wendy sięgnęła bezmyślnie po kolejne ciasteczko, które teraz w całości zjadła.

- Bardzo dziękuję pani za pomoc, lady Wallstore. Mam nadzieję, że nie jest to obciążenie.

- Ależ skąd - lady Auntley zacisnęła usta w cienką linię, obserwując szeroki i prosty uśmiech - to dla mnie sama przyjemność. - Wendeline przewróciła oczami.

Dzień był pogodny, choć listopadowe przymrozki zatrzymały studentów we wnętrzach sal i korytarzy uniwersyteckich. Zbliżała się przerwa świąteczna, dlatego wielu uczniów zdążyło wyjechać w rodzinne strony. Cornelia spędzała teraz czas we Francji, wraz z rodzicami i czterema młodszymi siostrami. Zgraja rodem z powieści Louisy May Alcott wydawała się idealnym towarzystwem dla energicznej brunetki, która zapewne teraz biegała po jeziornych plażach.

Od poznania lorda Armstronga lady Bocquel spędzała czas głównie z nim, przez co Wendeline skazana była na towarzystwo lorda Bridgemana lub własne. Najczęściej wybierała to drugie, w szczególności, gdy po wyjeździe Cornelii Oliver zaszył się w swoim pokoju, robiąc Bóg jeden wie co. Szczerze mówiąc, Wendy wolała już jego towarzystwo. Jednak dzisiaj mijał termin oddania prac z literatury, a ona nie napisała ani jednego zdania.

Emily wciąż działała jej na nerwy. Nieskazitelne maniery i nadzwyczajna uroda to rzeczy, przez które czuła się gorsza, a fakt, że lord Bridgeman woli spędzać czas z uroczą blondynką, niż z nią, doprowadzał ją do zdenerwowania. Oczywiście jedynie ze względu na swoją dumę.

Cornelia przysiadła się do jedzącego kolację ojca. Lord Bocquel był człowiekiem o twardej myśli i jeszcze twardszym słowie, co było słyszalne w każdej jego wypowiedzi. Przeglądał strony nowej gazety, doszukując się nowego powodu do codziennych zmartwień.

- Czy jesteś gotowa na dzisiejsze przyjęcie, moja droga? - mruknął, nie patrząc na córkę.

- Mówiłam już, że nie idę, ojcze - odparła, potrząsając głową - nie czuję się najlepiej.

- Czekałaś na to cały rok. - Wreszcie odwrócił na nią wzrok.

- Mogę się obejść bez tego. - Kiwnęła głową w stronę służącego, który nalał herbatę do filiżanki, stojącej przed kobietą. Podniosła delikatną porcelanę do ust i skosztowała mocnego napoju.

- Jest inny powód.

- Słucham?

- Jak ma na nazwisko?

- Powody z reguły nie noszą nazwisk - spróbowała zażartować, ale widząc minę ojca, zmarkotniała i przełknęła ślinę.

- Armstrong... - szepnęła cicho.

Pocałunek OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz