Rozdział 12

1K 68 0
                                    

Jak zwykle nie widziałam nic, prócz tłumu ludzi domagających się widowiska. Zakłady były już przyjęte. Założyłam bandamkę, po czym podjechałam do prowadzącego. Dziś był to Tej, jeden z kumpli Dona i Briana. W sumie, mój też. Wiedział, że nie jestem tym, za kogo się podaję. Przywitałam się z nim serdecznie. Wpłaciłam mu hajs za udział w wyścigach.

Te były inaczej zorganizowane*. Zorganizowali je w biały dzień daleko od miasta. Trasa - ćwierć mili po prostej. Po dwa samochody. Żadnych zasad. Prawie to samo, co zwykle.

Za chwilę moja kolej. Podjechałam na linię startu. Odkręciłam butle z podtlenkiem azotu. I w spokoju czekałam na przeciwnika.
Luke

Zadzwonił do mnie telefon. Dzwonił Ashton. Odebrałem.

- Stary, jestem na wyścigach. Przyjedź pięć mil na zachód, zaraz wyślę ci dokładne współrzędne.

- Nie chcę się ścigać. Nie mam dobrego samochodu. A poza tym już pewnie wiedzą, że jestem gliną?

- Niby dlaczego?

- Ostatnio miałem przemiłą wizytę Dominica Toretta i tego całego Demi'ego. Dowiedzieli się, że jestem gliną. I wzięli sobie mój wóz.

- Samochód to ci pożyczę. I jak zareagujesz, że Demi tu jest? Nikt nie wie, że jesteś gliną. Przecież on nic nie mówi.

Wtedy mnie olśniło. Przecież to nie on. To ona...

- Za kilka minut będę. - oznajmiłem mojemu przyjacielowi, po czym rozłączyłem się i pojechałem tym gratem na wyścigi.
Isa

W końcu ktoś raczył się ze mną ścigać. Spojrzałam w szybę. I wszystko wiadomo. Luke siedział z ogromnym uśmiechem na twarzy. I znów pojawiły się te jego jebane dołeczki.
Jebanie seksowne dołeczki...

Kurwa...

- Jak wygram, pokażesz w końcu tą piękną buźkę. - powiedział z szerokim uśmiechem. Prowokował mnie. Chciał, żebym coś powiedziała. Uśmiechnęłam się cwaniacko, chociaż wiedziałam, że tego nie widać i wystukałam wiadomość tekstową. Usłyszałam sygnał dochodzącego sms i śmiech blondyna.
Luke

Nie udało mi się. Dostałem odpowiedź. Ale sms-em.
Już od dawna miałem zamiar to zrobić.

Dla mnie spoko.
Isa

Ruszyliśmy. Jechałam jak najszybciej, ale Luke ciągle jechał obok. Dodał podtlenek azotu do paliwa i szybko mnie wyprzedził. Znów za wcześnie. Powtórzyłam czynność. Nie mógł zatorować mi drogi, bo każde miało oddzielny pas. Wyprzedziłam go zaledwie pół metra. Ale wygrałam.

Don zawsze powtarzał:
Nieważne, czy wygrałeś pół metra czy dziesięć. Ważne, że wygrałeś.

I to ja wygrałam. Ale i tak zrobię to, o co prosił mnie Luke. Nie dlatego, że on tego chciał. Nie chcę się już ukrywać. Teraz będzie gorzej z wyścigami. Ale mówi się trudno.

Przyjechałam do Teja, a ten od razu mi pogratulował.

Teraz albo nigdy...

- Wygrał... - zaczął Tej, ale nie skończył.

Wiwaty ucichły, kiedy powolnym ruchem zdjęłam kaptur. Zrobiłam to samo z bandamką na moim nosie. Po tych czynnościach spojrzałam tylko na Teja i go cicho poprawiłam.

- Wygrała...

Tłum zaczął jeszcze bardziej wiwatować. Byłam mocno zdezorientowana. Odebrałam nagrodę i odliczyłam część dla Teja.

Wsiadłam do samochodu i odjechałam.
Luke

- Wygrała... - powiedziała cicho, ale ja usłyszałem. Prowadzący nie skończył, bo rozległy się jeszcze głośniejsze wiwaty. Spojrzałem na Caluma. Miał oczy jak pięciozłotówki. I po chwili powiedział.

- Nie wierzę, że niepokonany Luke przegrał z laską... - wymierzyłem w niego groźne spojrzenie. Nic to nie dało, bo nawet na mnie nie spojrzał.

- I to dwa razy...- dodał nie patrząc na mnie Ashton.

_______________________________________

* zawody zorganizowane pod koniec pierwszej części Szybkich i Wściekłych, gdzie Jessi przegrał samochód.

Furious/l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz