𝖡𝖠𝖫𝖳𝖤𝖱

441 55 36
                                    

to dance artlessly, without particular skill but usually with enjoyment

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

to dance artlessly, without particular skill but usually with enjoyment

Czerwiec, choć ciepły, trwał w ciągłym, smętnym deszczu. Duże krople leniwie spływały po brudnej od kurzu szybie, ścigając się, która prędzej spotka się z futryną, aby złączyć się w potoku wody, co leciała dalej, na mury i kostkę brukową. Pogoda ta wielu ludzi wpędzała w doszczętną melancholię, brudząc umysły nieprzyjemnymi myślami i nieprzychylnymi scenariuszami, a gdzieżby mówić o chociażby smutku! On wpisany był w tę uroczą, jednak chłodną z całokształtu, scenę. Bo ludzie, pozamykani w domach, wpatrzeni w dal przez okna, otuleni kocami, a natura spędziła lasom, borom, ogrodom różanym i łąkom kwiecistym tak wyczekiwaną ulewę, niezbędną do ich przeżycia. Człowiek na sekundkę, ulotną chwilkę odsuwa się na bok w swym nieszczęsnym niezadowoleniu, aby rośliny, piękne stworzenia, mogły napoić swe spragnione gardła i by niedługo potem cieszyć ludzi swym okalającym urokiem.

I Aether nie różnił się od innych. Również siedział w swoich czterech ścianach – swoich, wynajętych bardziej, bo przytulne, małe mieszkanie blisko tawerny, w którym aktualnie się znajdował 'należało' do niego od niespełna dwóch tygodni – obserwując pełznące po szkle krople, przyglądając się im z wielką zaciętością. Szybko znudził się jednak. Wszystko, co mógł zrobić w taką pogodę, odhaczył z listy, bowiem padało od godziny ósmej, a dokładnie ósmej trzydzieści sześć, a stary zegar w kącie skromnego salonu pokazywał chwilę przed siedemnastą. Ciemne chmury przysłoniły czerwcowe niebo, co winne było swym błękitem raczyć, a niżeli wpędzać w ponury nastrój, dlatego można było odczuć, jakby zbliżała się dwudziesta pierwsza.

Biedny, znużony chłopak oparł się o parapet i wtulił rumianą buzię w rękaw kremowej bluzy – ją dostał od Venti'ego niedługo potem, jak wrócili z tej felernej wieży. Na samo wspomnienie zarumienił się zgubnie, czując serce obijające mu się szalenie o żebra.

Nie istniał moment, w którym blondyn nie wpadłby w gorący wstyd, gdy tylko ten uroczy bard pojawiał mu się przed oczyma wyobraźni, albo po prostu, przed oczyma. Był dla niego niczym widok rosnących dziko kwiatów, dźwięk wiatru przemykającego między drzewami, zapach świeżo upieczonej szarlotki. Odnajdywał jego postać w najbardziej prozaicznych sprawach, czynnościach i rzeczach, że zahaczało to już o wariactwo. Venti na dobre rozgościł się w głowie Aethera i nie wiedział, jak ma go stamtąd przegonić. Schował żałośnie twarz w rozdygotanych dłoniach.

To nie tak, że nie pasowała mu persona, jaką był ów bard. Uwielbiał go, bardzo nawet. Wyciągał z ich każdego spotkania tyle, by potem z rozmarzeniem wspominać turkusowe tęczówki chłopaka, jego słodki uśmiech i czułe słówka. Pamiętał do teraz – ciepłe dłonie na swoich policzkach, gładzące je niczym najdroższy skarb. Wspominał również jego gorący oddech na swojej szyi, gdy szukali jakiejś książki w bibliotece. Miał przyjemne ciarki za każdym razem, gdy tamten podchodził do niego bliżej – a to stwierdzenie zmieniało znaczenie z miesiąca na miesiąc.

⟬✓⟭ Aesthete | Aether x Venti Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz