Szybki diclaimer: Wiem, oryginał tej piosenki śpiewał John Lennon, ale wersję Roxy Music zwyczajnie bardziej lubię i mam do niej większy sentymet. Czułam się zobowiązana, żeby to napisać, a teraz - Enjoy!
Jon patrzy na mnie jak na nienormalną, więc opcje są dwie. Albo mój facet udaje, że nic się nie dzieje, albo ja mam jakieś zwidy.
- Ponawiam pytanie. O co ci przed chwilą chodziło? - jestem śmiertelnie poważna.
- O nic - patrzy mi w oczy i słabo się uśmiecha - Nie mogę cię już pocałować?
- Jon, ja wiem że bywam ślepa, ale nie przesadzajmy - jego uśmiech w chwilę blednie - Mów, co zobaczyłeś.
- Możemy o tym pogadać w hotelu? - pyta niepewnie.
- Powiedz to tutaj i teraz - stawiam na swoim, chociaż jest to dla mnie trudne i walczę, żeby nie ulec żadnej emocji. Blondyn raz patrzy na mnie, raz w przestrzeń i dopiero po dłuższej chwili słyszę jego odpowiedź:
- Ten idiota tam bym. I gapił się na ciebie - dopiero teraz słyszę faktyczną szczerość w jego głosie. Spodziewałam się, że Brandon będzie na tej imprezie - w końcu obsługa techniczna też może dostać szansę, żeby się zabawić.
- I co w związku z tym? - unoszę brew - Mówiłam ci, nie mam zamiaru z nim rozmawiać.
Mój chłopak jest zazdrosny o człowieka, którego dosłownie kilka dni temu zwyzywałam i nie mam zamiaru mieć z nim nic wspólnego. Ciekawa logika. Jon patrzy na mnie i myśli nad tym, co powiedzieć. Widocznie tego nie przemyślał, więc po prostu obejmuje mnie i głaszcze moje włosy. Niezaprzeczalnie, jest to strasznie przyjemne, jednak podnoszę głowę i moim wzrokiem dobitnie pokazuję, że chcę wyjaśnień. Nieważne, jak głupie one nie są.
- Patrzył się tak, jakbyś była jego - wyrzuca to z siebie, lecz widać, że nie chciał tego powiedzieć.
- Przecież wiesz, że tak nie jest - prostuję się - Zresztą, co ja mam powiedzieć? Każda dziewczyna na koncercie ogląda się właśnie za tobą - podnoszę ton głosu, a blondyn wyciąga rękę z moich włosów i łapie mnie za dłoń, niemal ciągnąc w stronę hotelu.
- To nie jest zależne ode mnie - patrzy przed siebie.
- A to, że Brandon gapi się na mnie, to już jest zależne ode mnie, tak? - prycham.
- Hej, nie powiedziałem tego - odpowiada, a ja nie mam chęci kontynuować tej idiotycznej kłótni. Blondyn głośno wzdycha i zaciska wolną rękę. W końcu jednak mówi - Przepraszam, Pati. Jestem po prostu zazdrosny. Cholernie zazdrosny. Ale ja chcę się troszczyć o ciebie.
Jon przyznaje mi się do tego, tak po prostu. Bez żadnego wywijania kota ogonem i próby naginania rzeczywistości. Ma to swoje zalety i wady. Cieszę się, że nie muszę wyciągać tego z niego siłą, czy, nie daj Boże, mu to uświadamiać. Jednakże przez to kompletnie nie wiem, co powinnam powiedzieć.
Wbijam paznokcie we wnętrze dłoni i wreszcie udaje mi się powiedzieć:
- Rozumiem, Jon. Ale ja umiem sobie poradzić. Naprawdę nie musisz być zazdrosny o takich ludzi, bo kocham tylko ciebie.
Słabo się uśmiecham (a raczej próbuję), kiedy to mówię. Po prostu żywię nadzieję, że mój chłopak nie będzie powtarzał ostentacyjnego całowania się w trakcie imprezy.
- No dobrze, spróbuję - całuje mnie w skroń - Ale jak cokolwiek będzie się działo...
- Wiem, wiem - mocniej ściskam jego rękę - Wtedy mam powiedzieć tobie - widzę z powrotem uśmiech na jego twarzy - Ale nie próbuj następnym razem lizać się ze mną na środku sali, jasne? Nienawidzę tego, jak wszyscy się gapią.
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfiction[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...