Pamiętam. Gdy miałam 16 lat moje miejsce było w Atelier, zawsze marzyłam o byciu sławną czarodziejką. Pan Hitome zawsze mnie wychwalał, lubiłam jego uśmiech gdy patrzył jak się rozwijam. Wiem też, że Pan Hitome nie miał lekko. Czarodzieje zakazanej magii ścigali go. Nie raz gdy byłam z Panem Hitome musieliśmy walczyć. Pamiętam jak zranili go w oko, mówił mi żebym uciekała, on sam nie dał by rady. Ze łzami w oczach tak postąpiłam. Gdy dotarłam do lasu zobaczyłam Ezkiela- jednego z przywódców czarodziei zakazanej magii. Byłam zbyt roztrzęsiona, gdy powiedział mi że porwali Pana Hitome. Z wycieńczenia po tak przerażającej walce zemdlałam.
Gdy się obudziłam, byłam w jakiejś klatce. Razem ze mną był mój mentor. Nie dowierzałam, że radosny Hitome może być w takim stanie. Był niemal nie przytomny. Potrząsałam nim, był wycieńczony.
Krzyczałam, bałam się, że Pan Hitome umrze.
Dlaczego teraz? Dlaczego on? Tak dobry człowiek musi tyle cierpieć?! Hitome szepnął mi do ucha:
- Skarbie, weź tą różdżkę. Chroń moje Atelier. Chroń nasze Atelier.
Pocałował mnie w czoło. Miałam dopiero trzynaście lat, dlaczego tyle musi na mnie spadać?! Pan Hitome zasnął. Do dzisiaj nie wiem, czy żyje czy nie. Gdy sama zebrałam tyle sił, przypomniałam sobie wszystkie zaklęcia.
Wyszłam z klatki i biegłam ile sił. Kiedyś Hitome opowiadał mi o tych lochach gdy byłam mniejsza. Po cichu uciekałam, w tle słyszałam tylko krzyki straży, wiedziałam, że muszę pędzić ile sił, bo jeszcze mnie zchwytają.
Szybko sięgnęłam po coś przypominające miotłę, i wyniosłam się ponad drzewami. Starałam się miotle dać całą swoją moc, abym mogła uciekać. Niestety, Ezkiel krzyknął z góry.
- Ależ kochanie, myślisz, że przedemną uciekniesz? To jak bardzo zniszczył nas Hitome nie wystarczy żeby to spłacić jego życie, najważniejsi jesteście tu WY, jego piękne Atelier.
Spokojnie wsiadł na moją miotłę. Przysunął się do mnie, czułam jego ciało na swoich plecach. Gdy spojrzałam w tył, nie było go tam. Nagle pojawił się na moim przodzie. Nie miałam jak kierować miotłą i nie miałam nad nią kontroli. Zdałam sobię sprawę że to on nią steruje. Przysunął swoje usta do moich, bałam się. Doszło tylko do zbliżenia, ale nic pozatym. Powiedział mi tylko szeptem:
- Co powiesz na to, żebym uczynił Cię moją uczennicą w szkole zakazanej magii?
Odepchnęłam go, nigdy nie zdradziłam bym naszego Atelier. Moją różdżką zraniłam go w twarz ostatkami sił. Krew zaczęła się lać. Ja upadłam z sił, nadal byłam na tej samej miotle razem z nim.
- To nie jest nasz koniec moja droga, jeszcze kiedyś pożałujesz, że w ogóle byłaś w posiadaniu relacji z Hitome.
Odszedł, właśnie wtedy już straciłam wszystko; rodzinę, wrogów, mentora. Byłam w samym środku wielkiego magicznego lasu. Bez zaklęcia które znają tylko użytkownicy czarnej magii nie da się z tąd wydostać. Zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczę Hitome; Ezkiel bowiem gdy się do mnie przysunął miał w kieszeni kamień tetoue- kamień który znajdował się głęboko wtopiony w klatce piersiowej Pana Hitome, tylko ja o tym wiedziałam.
Powoli wpadałam w głąb magicznego lasu. Było mi już wszystko obojętne. Najważniejsze było dla mnie bezpieczeństwo podopiecznych Hitome, ale miałam świadomość, że sobie poradzą. Kaya, Trybus, Rantiu... Te imiona trzymałam wtedy głęboko w sercu.I trzymam je do dziś. Obecnie z moich obliczeń powinnam mieć 19 lat, o ile nie zagubiłam się w czasoprzestrzeni. Nadal wędruję po magicznym lesie. Tu czas płynie szybciej... Hmm no właśnie, tak naprawdę na Ziemii mógł minąć tylko rok, dla mnie to 3 lata.
Nigdy nie znajdę wyjścia, a raczej tego zaklęcia. Rzuciłam na siebie wyczerpujący czar, nie mam już siły. Ma on na celu abym nie musiała nic jeść. Naprawdę mam ochotę umrzeć, zapomnieć o nich, o ich szczerych uśmiechach.
Położę się spać, znowu mam nadzieję na przespanie tygodnia. A propos czarów, kolejnym będącym na mnie od tych "trzech?" lat czarem jest czar niedźwiedzi. Gdy tylko mogę, hibernuję.