Pomieszczenie oświetlało jedynie sztuczne światło pochodzące z monitora komputera. Za zamkniętym oknem panowała grobowa cisza, księżyc oświetlał puste ulice Florydy, a latarnie świeciły słonecznym promieniem delikatnie przebijając się przez nie do końca zasłonięte rolety.
Wpatrywałem się w ciemno szmaragdową ścianę szukając w niej odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Nie wiedziałem co myśleć o dzisiejszej sytuacji i o rozmowie z Tobym. Czułem się bezsilny, leżąc w łóżku i nie będąc w stanie dowiedzieć się co tak właściwie się dzieję. Kilka godzin wcześniej po słowach chłopaka powiedziałem, że idę się przespać, bo nie jestem w stanie myśleć racjonalnie. Oka nadal nie zmrużyłem.
Pokój rozświetlił wyświetlacz telefonu sugerujący nowe powiadomienie. Powolnie uniosłem go tak, aby być w stanie je odczytać. Była to wiadomość od Tubbo.
Tubbo
Martwię się o niegoWpatrywałem się w to krótkie zdanie zastanawiając się nad dobrym rozwiązaniem. Nie wiedziałem czy takie w ogóle istnieje w tej sytuacji, ale pewne było to, że bezsilność z czasem stanie się naszym najgorszym wrogiem. Szybkim ruchem uniosłem się i zeskoczyłem z łóżka zostawiając telefon. Podeszłem do szafy by wyjąć z niej zieloną bluzę z kapturem i czarne dresy. Rzuciłem ciuchy na podłogę, a po chwili zdjąłem z siebie krótkie, szare, dresowe szorty zostając zupełnie nagim. Ubrałem się w wybrane ubrania, wziąłem z biurka portfel z kartą, drobne kluczyki samochodowe jak i te do drzwi budynku, a z łóżka chwyciłem smartfona. Pośpiesznie złapałem Patches pod pachę, uważając, aby nie zrobić jej przy tym krzywdy. Rozejrzałem się niespokojnie po pokoju, bo nie byłem pewny czy pamiętałem o wszystkim co potrzebne.
Upewniłem się czy drzwi od domu na pewno są zamknięte. Gdy miałem już tą pewność ruszyłem przyśpieszonym krokiem w stronę już wystawionego z garażu samochodu jakim był Zenvo ST1. Kosztował mnie naprawdę dużą ilość pieniędzy, jednak luksus jazdy jest jej wart. Odpaliłem silnik.
Time skip
W radiu rozbrzmiewał anielski głos XXXTENTACIONA w utworze „Jocelyn Flores". Wsłuchiwałem się w ten kawałek z wielkim zaangażowaniem. Piosenki Jahseha są mi strasznie bliskie, ich teksty trafiają do mnie za każdym razem, a w połączeniu z uspokajającym głosem tworzą coś niesamowitego, ciężkiego do opisania w prostych, ludzkich słowach.
Powoli znajdowałem się w pobliżu portu, jednak najpierw musiałem odstawić mój samochód jak i Patches w bezpieczne miejsce. Na myśl przychodził mi jedynie Artie - mój dawny znajomy, z którym aktualnie kontaktuję się w sytuacjach awaryjnych czyli dokładnie takich jak ta. Nie wiedziałem czy chłopak zgodzi się na moją prośbę, jednak nie miałem nic do stracenia, a droga do jego miejsca zamieszkania nie była długa, co zdecydowanie było mi na rękę.
Wjechałem na podwórko dosyć małego, ale efektownego domu. Wysiadłem z auta chwytając do rąk moją kotkę i ruszyłem w stronę jasnych, brzozowych, podwójnych drzwi. Delikatnie nacisnąłem przycisk, który w mgnieniu oka uruchomił głośny dzwonek słyszalny nawet przed posiadłością. Po chwili chłopak uchylił drzwi i spojrzał na mnie z uśmiechem na ustach.
- Kogo moje oczy widzą. - zaśmiał się opierając ciężar ciała o drugą, zamkniętą część drzwi.
- Wyświadczysz mi małą przysługę Artie? Dodatkowo pożyczę któryś z Twoich garniturów. - przeczesałem dłonią moje ciemne blond włosy.
Time skip
Na ulicach panował gwar, mnóstwo ludzi przemierzało drogę do pracy, sklepu czy szkoły. Słońce raziło mnie po oczach złocistymi promieniami. Co chwilę powiewał chłodny, lecz przyjemny, rześki wiatr roztrzepujący moje włosy na wszystkie możliwe strony. Docierały do mnie piski opon, klaksony samochodów i wiele pomieszanych ze sobą krzyków. Pocieszał mnie jedynie fakt, że niedługo powinienem być na miejscu.
Moim oczom ukazał się dużych wielkości port z kilkoma statkami. Na dwóch były zapakowane ogromne paczki i przeróżne maszyny. Jednak wzrok przykuwał ten największy - statek pasażerski, na którym aktualnie nie było żywej duszy pomijając personel. Był potężny, widać było, że jest jednym z tych luksusowych. Teraz pozostało mi tylko kombinować.
Usłyszałem głośne odchrząknięcie tuż za moimi plecami.
- Dzień dobry. - był to niższy ode mnie mężczyzna z czarnymi włosami, ciemnymi tęczówkami i porcelanową cerą. Ubrany był w garnitur, a wyraz jego twarzy był odpychająco zimny.
- Znamy się? - zapytałem bez wahania. Wiedziałem, że nie mam czasu na pogawędki z randomowymi osobami.
- Tak. Dave Landervick. - uśmiech wkradł się na jego twarz ukazując szereg śnieżnobiałych zębów. Nie ukrywam, że prawy kącik mych ust mimowolnie wykrzywił się ku górze.
- Kopę lat, Dave. - swobodnie wsunąłem dłonie do kieszeni spodni.
- Myślałem, że Twoje ciało zdążyło już zgnić pod gruzem. - wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki Pink Elephanty. Nic się nie zmienił. Od kiedy pamiętam był uzależniony dokładnie od tych papierosów, a żadnych innych nie tknął chociażby palcem.
Milczałem, nie do końca wiedząc co odpowiedzieć. Natomiast mężczyzna porządnie zaciągnął się papierosem, a po chwili dmuchnął mi prosto w twarz. Gdybym poczuł ten zapach całkowicie przypadkiem, od innej osoby, z pewnością pomyślałbym o Davie.
- Widzę, że nie wiesz o czym mówię. - odezwał się w końcu widząc, że nie miałem pojęcia co miał na myśli. Spojrzał w bok by zatrzymać na chwilę na czymś wzrok.
- Jestem pewien, że w końcu spotkasz kogoś kto Ci wytłumaczy moje słowa. - powrócił wzrokiem do mnie.Nagle rozbrzmiał kobiecy, donośny głos informujący o tym, że statek niedługo odjeżdża i pasażerowie mają 10 minut na dostanie się na pokład. Zacząłem się denerwować. Nadal nie wiedziałem jak uda mi się nim popłynąć.
- Jesteś spięty. Coś się stało? - zapytał wyrywając mnie z chwilowego zamyślenia.
- Szczerze mówiąc, nie mogę wejść na pokład. - powiedziałem nerwowo widząc, że kolejka staje się coraz krótsza.
Dave popatrzył na mnie jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Zaciągnął się po raz ostatni Elephantem po czym upuścił go i przygniótł butem. Włożył dłoń do kieszeni spodni i rozpoczął w niej poszukiwania nieznanego mi przedmiotu. Po chwili uśmiechnął się i pomachał tuż przed moją twarzą dwoma biletami. Skąd on je ma? Jestem przekonany, że jedzie sam więc po co mu dwa?
- Pewna osoba niestety musiała zrezygnować z jednego, a więc w takiej sytuacji trafia do Ciebie. - spojrzał na mnie jak zwykle oschle, a jednak uśmiechał się. Nie wiedziałem co o tym myśleć, nie widzieliśmy się tak dawno, a on tak po prostu chce dać mi bilet za darmo? Gdzieś musi być haczyk.
- Nie wiem czy mogę Ci zaufać. - spojrzałem podejrzliwie na kawałek papieru w jego dłoni. Westchnął i upuścił dłoń.
- A masz lepsze rozwiązanie?
Dobre pytanie. Szczerze mówiąc mógłbym wkraść się między większym tłumem ludzi, jednak w trakcie podróży personel sprawdza wszystkich pasażerów, a wtedy miałbym problem. Wiedziałem, że muszę popłynąć tym statkiem, a to była jedyna szansa.
Odebrałem z dłoni Davea jeden bilet.
×=×=×
Jest i część III!
Zapraszam do gwiazdek i obserwacji!
CZYTASZ
Old personality [] DNF []
FanfictionTo nie moja wina. Zmusiłeś mnie, A krew, która się wyleje I zastygnie na mych dłoniach Należy do Ciebie. ,,(...) każda osoba, która stanie mi na drodze, niezależnie od tego ile dla mnie znaczy, będzie martwa, bo choćbym miał upaść na samo dno, zeszm...