Zachodzące słońce z malarską precyzją rozprowadzało kolorowe kreski od linii horyzontu, tworząc istne dzieło sztuki na płótnie, jakim zostało dlań niebo. Gorąc promieni z każdą chwilą się zmniejszał, pogrążając świat w cieniu, gdy dzień po raz kolejny przegrywał swą batalię z dumnie jaśniejącym sierpem księżyca, tylko po to, by za kilka godzin ponownie odzyskać swe panowanie.
Xiao nie rozumiał, co jest niby tak pięknego w barwiącym się na szkarłat nieboskłonie. Żyjąc od wieków, widział niezliczone podobne wschody czy zachody wielkiej kuli nad nimi i może był czas, gdy rzeczywiście zastanawiał się, czemu to robi i dla kogo, lubiąc wyobrażać sobie w nim składowisko jego wszystkich naiwnych, spalonych przez ogień wojny nadziei. Teraz było już jedynie stałym elementem życia, który nie miał przyciągnąć już nigdy więcej jego uwagi.
A jednak był tutaj, siedząc na skraju dachu Wangshu Inn, z głową opartą na kolanie obserwując jeden z nich... Przynajmniej udając, że to robi, gdyż tak naprawdę jego oczy pozostały skupione na siedzącym koło niego blondynie.
Aether wpatrywał się w niebo z typowym dla siebie zafascynowaniem, dziecięcą wręcz ciekawością, z jaką obserwował zawsze świat. Zachowywał się, jakby we wszystkim, czymś nawet tak zwykłym, jak lecący motyl, było coś wartego poznania, niezwykłego. Xiao mógł powiedzieć, że czerpał z życia wszystko, co to mogło mu zaproponować i skupiał uwagę na zbędnych, błahych rzeczach, a jednak to było w nim jedną z tych najlepszych rzeczy. Czymś, bez czego Aether nie byłby sobą.
I czasami nawet mu tego zazdrościł. Tej niewinnej fascynacji otaczającym ich światem.
Promienie światła jeszcze padały na twarz młodszego chłopaka, wpatrującego się lśniącymi oczami w nieboskłon. Machając nogami, przewieszonymi przez skraj dachu, pochylił się nieznacznie do przodu. Nie było to raczej nic zagrażającego życiu, a jednak złotooki adeptus cały się spiął, gotowy w każdej chwili złapać blondyna, jakby ten tylko stracił równowagę.
I, na bogów, wyglądał naprawdę pięknie. Nie umiał odwrócić od niego swojego wzroku.
- Cudowne, prawda?
Głos chłopaka wyrwał go z otumanienia, a bursztynowe oczy, wpatrzone prosto w niego, sprawiły, że odwrócił głowę, czując nieznośne szczypanie na policzkach. Miał wrażenie, jakby ten doskonale wiedział, że się na niego patrzył i, mimo że nie było to nic wielkiego, czuł w związku z tym dziwne zmieszanie, jakoby popełnił jakąś zbrodnię. Nie rozumiał tego i zdecydowanie mu się to nie podobało.
Słoneczne promienie oświetlały jeszcze ich twarze, tworząc refleksy w oczach chłopaka, gdy po chwili wrócił do niego wzrokiem, mając zamiar odpowiedzieć na jego pytanie. Te lśniły, niby własnym światłem, wciągając go coraz głębiej i głębiej we własną otchłań. Figlarny wiatr bawił się jego jasnymi włosami, rozwiewając je i wyciągając kosmyki z misternie uplecionego warkocza. Całość sprawiała, że Xiao mógłby rzec, iż przed oczami ma nie śmiertelnika, a najprawdziwszego anioła.
Zmieszany odchrząknął, orientując się, że wciąż nie udzielił mu odpowiedzi. Rex Lapisie, co się z nim działo?
- Tak - wydusił z siebie potwierdzenie, starając się unikać go wzrokiem. I bynajmniej o zachodzącym słońcu w tej chwili nie mówił.
Aether uśmiechnął się szerzej, podpierając się rękami o dach. Prawdopodobnie przypadkiem, bo według logiki Xiao ruch ten zwyczajnie nie mógł być zamierzony, jego dłoń wylądowała na jego własnej. Najwidoczniej też tego nie zauważył, skoro jej nie zabrał, a on wolał milczeć, nie rozumiejąc powodu, dla którego serce w jednej chwili przyspieszyło, a gorąc uderzył do głowy.
Czuł bijące od niego ciepło, nawet jeśli ręce ich obu zakrywały skórzane rękawiczki i nie chciał sprawdzać, jak gorąca mogłaby być goła skóra blondyna.
Aether przeniósł swój wzrok na niebo i powoli widoczne już na nim jasne punkty, jakimi były gwiazdy. Nie kwapił się widocznie do rozpoczęcia rozmowy, dlatego milczenie najwidoczniej mu nie wadziło, także Xiao nie miał zamiaru się odzywać. Nawet nie wiedziałby jak miałby niby zacząć rozmowę, mając znikome pojęcie o tego rodzaju kontaktach międzyludzkich... Właściwie, o jakichkolwiek interakcjach z ludźmi. Nie było mu to nigdy potrzebne i nadal nie uległo to zmianie.
Więc siedzieli tak w ciszy, obserwując ostatnie znikające promyki.
Nie miał pojęcia, ile minęło, lecz sądząc po niskiej pozycji księżyca, nie więcej niż jakaś godzina. Przez cały ten czas z determinacją unikał patrzenia na blondyna, rzucając mu od czasu do czasu szybkie spojrzenia, jakby w obawie, że zniknie, zastanawiając się, czy nie powinien iść. Siedzenie tak w ciszy, tylko z nim, było na swój sposób przyjemne, lecz powodowało też u niego zmieszanie i dziwną niezręczność, o czym nie mógł powiedzieć, iż mu się podobało.
Gwiazdy lśniły nad ich głowami, a w jego umyśle cichym echem odbijały się uciążliwe wołania. Sceneria, rozciągająca się na horyzoncie, była naprawdę przyjemna dla oka.
Nagle poczuł, jak coś opada mu na ramię. Wzdrygnął się gwałtownie, czując czyjś ciepły oddech, owiewający mu szyję i jego wzrok natychmiast skierował się ku śmiertelnikowi, którego głowa spoczywała na nim. Cały spięty, lustrował go zdezorientowanym, pełnym obaw spojrzeniem, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, mając go tak blisko siebie.
Kiedy się w końcu odezwał, miał ochotę się skrzywić, słysząc, jak na początku zadrżał mu głos.
- A-aether?
Klatka piersiowa blondyna unosiła się równyn rytmem, jego oddechy były niezwykle spokojne, a on sam nie zareagował na swoje imię. Xiao obawiał się w ogóle ruszyć, zastygłszy w jednej pozycji niby jeden z kamiennych posągów, porozrzucanych w różne miejsca po Liyue. Bursztynowe oczy chłopaka były ukryte za powiekami, nie ruszał się i mógłby pomyśleć, że w tej chwili leży na nim trup, gdyby nie bicie serca, docierające do jego uszu.
Zasnął. Tak po prostu zasnął.
Z sercem walącym jak oszalałe i całą czerwoną twarzą, najdelikatniej jak umiał położył głowę Aethera na własnych kolanach, spodziewając się, że spanie w takiej pozycji na jego kościstym ramieniu nie może być najwygodniejsze. Odgarnął jasne kosmyki z jego czoła, wpatrując się w rozluźnioną mimikę twarzy chłopaka.
Mógłby odstawić go do łóżka w jednym z pokoi pod nimi. Mógłby go obudzić. Dosłownie mógłby po prostu wstać, nie przejmując się niczym, ale zamiast tego postanowił pozwolić mu na sobie leżeć, mało tego; sam nawet nie wiedział, w którym momencie zaczął przeczesywać dłonią jego włosy, ale rumieniec na twarzy się pogłębił, gdy gwałtownie odwrócił głowę w bok, jakby ktokolwiek miał w ogóle możliwość zauważenia tego.
Po prostu miał zamiar go chronić podczas snu, nic wielkiego. I tak nigdy się o tym nie dowie.
━━❪ ☂
akircia_ here, ur fluff
chyba wyszło dobrze ig
no chyba że nie wyszło lmaowszyscy żyją woahh-
chyba na tym polegają fluffy w sumie
CZYTASZ
crimson sky • xiaether
FanfictionZachody słońca, jakie można było podziwiać z najwyższych pięter Wangshu Inn, były dla Xiao czymś powtarzalnym i dostrzegł ich piękno dopiero wtedy, gdy przyszło mu je dzielić z pewnym podróżnikiem, który sprawił, że jego serce zabiło szybciej. [ jun...