~II~

33 5 0
                                    

Może i zachowanie matki mnie zdziwiło, ale nie zamierzała o tym mówić. Wyszła gdzieś, a jak wróciła za parę godzin, udawała że nic się nie stało. Normalnie bym jej tak łatwo nie odpuścił, ale musiałem się zająć przygotowaniem dworku na dyskotekę, która się szybko zbliżała.

Nadszedł czwartkowy wieczór, długo wyczekiwany, jak widać nie tylko przeze mnie. Wieść, którą miał przekazać Zachary szybko się rozniosła. Przyszła prawie cała szkoła.

- No masz szczęście, Aaron - usiadł z impetem obok mnie mój brat. - Jakby cała ta praca poszła na marne, udusił bym cię poduszką.

Obserwowaliśmy przed wejściem jak napływają masywne tłumy ludzi. Jeszcze bardziej niż sukces imprezy, cieszył mnie jego brak w przypadku urodzin Lizzy.

Z dali usłyszeliśmy głośną muzykę. Wraz z Alex'em spojrzeliśmy po sobie. Zza zakrętu, z piskiem opon wyłonił się czerwony samochód z opuszczonym dachem. Na przednich siedzeniach znajdywało się dwóch mężczyzn, a na oparciach tylnych siedziały dwie kobiety. Wszyscy mięli blond włosy i lodowato niebieskie oczy.

W jednym momencie zgasły światła i ucichła dudniąca muzyka, która pozostawiła po sobie pisk w uszach.

Cały kwartet z gracją wysiadł z ekstrawaganckiego pojazdu i podszedł do nas.

- Hejka, Aaron - przywitał się ze mną jeden z mężczyzn.

- Hej, Gavin - z niechęcią odpowiedziałem.

Gavin Perron, kolejna postać w naszym rodzinnym dramacie. Był wysportowany jeszcze bardziej niż Zachary. Jego niesamowicie zarysowaną szczękę okalał zarost. Najważniejszym faktem było to, że jest on bratem Lizzy, reszta to ich wspólne rodzeństwo cioteczne i pracioteczna siostra. Mogłem być pewny, że nie jest to przyjazna wizyta.

- Co was tu sprowadza, kuzyni? - zapytał Alex z wymuszonym uśmiechem, którego nawet nie próbował kryć.

- Spokojnie, nie przyszliśmy się tu wcale mścić za zepsucie urodzin, naszej Lizzy. Wolimy się raczej dobrze bawić.

- To impreza dla uczniów, a jak mi się wydaje, wy już dawno nie uczycie się - zagrodziłem im drogę jednym krokiem w bok.

- Okej, jak nas nie chcesz, możemy pojechać. A tak w ogóle, to co u twojego dziadka? Na pewno wie i się bardzo cieszy z tego, że urządzasz imprezę w starym dworku, prawda? - Spojrzał tylko na nasze zakłopotane miny. - Tak myślałem. To jak będzie?

Uśmieszek, który pojawił się na jego facjacie zagotował mi krew w żyłach. Odsunąłem się bez słowa i rzuciłem każdemu z osobna śmiertelne spojrzenie.

Gdy weszli do środka, przeklnąłem pod nosem. Staliśmy jeszcze pięć minut w wejściu, póki nie weszli wszyscy goście.

~~~~~

Impreza trwała w najlepsze. Było już po północy, pierwsi goście zaczynali już wracać do domu, a inni leżeli pod stołami pijani. Jednym słowem dobra zabawa, ale nie dla mnie. Cały czas musiałem mieć na oku kuzynów.

Podeszła do mnie jedna z dalszych kuzynek.

- Aaron, nie musisz się tak nimi przejmować, baw się w końcu.

- Ale oni coś kombinują, jak mógłbym się dobrze bawić skoro wiem do czego zdolni są Perronowie. Sam nim jestem.

- Jak bardzo ci to przeszkadza sama mogę ma nich popatrzeć. Nie mogę za to znieść twojego zadręczonego widoku. No już.

W głębi duszy wiedziałem, że to zły pomysł, ale już mnie męczyło to ciągłe śledzenie wzrokiem, ludzi którzy wyglądali najzwyczajniej tak jakby się dobrze bawili.

Dokąd Prowadzą Niebieskie OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz