Czy jadł ktoś z was kiedyś Ratatuj (czy tak właściwie Ratatouille)? Nie? No w sumie ja też nie chociaż, nie dziwmy się, że chętnie zasmakowałabym tej potrawy zwłaszcza po seansie jego "imiennika".
Wynika to z faktu, że ta produkcja Pixara, także była niezwykłą ucztą dla podniebienia - prostą, a zarazem niezwykle porywającą, baśniową oraz realistyczną, przyprawioną szczypiorkiem...
Dobra, dobra, kucharz ze mnie taki jak z zająca królik, a moje umiejętności ograniczają się do ugotowania parówek albo budyniu (nawet bez grudek!) o czymś ambitniejszym nie wspominając. Trzeba jednak przyznać, że oglądanie tych wszystkich dań na ekranie rozbudza apetyt (lecz zamyka portfel widząc te porcje wielkości żywego pantofelka) i niezwykle inspiruje.
"Ratatuj" co pewnie wszyscy wiedzą, jest opowieścią o szczurze, który jest zapalonym Gordonem Ramseyem w czterysto-gramowej wersji. Pragnąłby być kucharzem, w czym niestety przeszkadza jego rozmiar.
Remy - ponieważ tak ma on na imię - to postać, zaskakująco mocno autentyczna, która jak najbardziej do mnie przemawia. Poza jego chwytającą za serce animacją (wszystkie szczurki mają tutaj takie urocze pupcie!), podoba mi się niezwykle jego szczegółowo rozpisany charakter. Kocha to co robi, ma szacunek na dzielni, aczkolwiek posiada również liczne wady, chociażby ze względu na przekonanie o swojej nieomylności (popieram jednak bardzo jego dbanie o BHP).
Pewnego razu w trakcie zabawy w Makłowicza za granicą, musiał razem ze swoją familią uciec z miejsca zamieszkania, by ostatecznie wylądować w Paryżu, gdzie spotyka nie do końca ogarniętego pomocnika na zmywaku Linguiniego. (Tak nomen omen poznałam kiedyś na kolonii chłopaka, który wyglądał IDENTYCZNIE jak on, tylko był oczywiście nieco młodszy. Pozdrawiam swoją drogą Mateusza.) Chłopak nie ma bladego pojęcia o pracy w restauracji, a w wyniku przypadku, przy małej pomocy Remiego, zaczyna w niej robić karierę.
Już na samym początku jesteśmy w stanie wychwycić lekką przeciętność tego filmu. Bohaterom cała robota uchodzi na sucho, a ich osobowości są na tyle silnie zarysowane by można było dostrzec ich różnorodność nawet w młodszym wieku. Nie brakuje tutaj licznych gagów, całość kończy się nieprzewidywalnym happy endem... ale wszystko to jest upięte w tak zwyczajną i czarującą otoczkę, że nie idzie znaleźć tutaj wielu błędów.
Jak na Pixara przystało, dostaliśmy kolejną dawkę naprawdę solidnie wykonanej roboty, która nie ma się co dziwić stała się jednym z najsłynniejszych dzieł tego studia. Bardzo prosty pomysł udało się przekuć tutaj w coś niezwykłego i głębokiego, zapadającego na zawsze w pamięć.
Przede wszystkim to na co należy zwrócić uwagę to całkiem niezła strona techniczna. Im dalej w historii idziemy naprzód, tym szybciej wszystko się rozwija, a przepaść pomiędzy kolejnymi latami robi się coraz większa. Pozostaje pytanie. Czy tutejsze efekty były naówczas bardzo postępowe, czy to też dzisiaj robimy niewielki progres? Wybieram to pierwsze. To co mnie od samego początku ujęło w Disneyu to to, aby wszystko co robisz od początku do końca było wykonane najlepiej jak tylko się da. Niestety odbieram takie wrażenie, że ostatnimi czasy twórcy z Hollywood nie do końca trzymają się hasła Sztuka dla sztuki (ale to tylko moje subiektywne zdanie), lecz w tym przypadku podziwiam to ile pracy wpompowano w to, aby finalna wersja wyglądała jak najlepiej.
Animacja trzyma się naprawdę całkiem w porządku, chociaż pewne jej elementy zdążyły już się nieco zestarzeć. Wiadomo, że włosy czy woda nie wyglądają tak zjawiskowo jak obecnie mogą, lecz nadal trzymają formę. To za co również należą się w tym miejscu szczególne brawa to oczywiście fenomenalny i przede wszystkim oryginalny dubbing, za który uwielbiam wszelkie filmy Disneya.
Wyciągając, więc z tej całej bajkowej otoczki najsmaczniejszy miąższ (polska język, trudna język), nawet nieświadomie przesiąkamy wspaniałymi wartościami wypływającymi z seansu. Zacznijmy zatem od tego, że najpiękniejszą rzeczą jaką można mieć w życiu to zdrowa pasja, za którą możemy podążać i w jej kierunku się rozwijać. Każdy z nas dysponuje czymś innym, czego nie ma reszta osób, a dzięki czemu możemy się uzupełniać i stawać lepszymi ludźmi.
W ramach podsumowania moich tutejszych wypocin... albo wróć...
Pieczeni? Wygotowań? Wymiocin?
No kurcze nie wiem jak "kucharsko" to ująć...
... zacytuję fragment wypowiedzi Antona Ego "...lubujemy się w recenzjach negatywnych, bo ich pisanie i lektura dają najwięcej przyjemności, ale bolesna prawda jest taka, że nasza pisanina jest warta mniej niż kuchenne odpadki..."
Nie tylko ja zauważyłam, że tak jest w rzeczywistości, iż większość z nas pragnie chleba i igrzysk, a najbardziej lubi kiedy leje się krew. Dlatego tak ważne jest to by we wszystkim szukać pewnych pozytywów i się nimi delektować, a tutaj trzeba przyznać - jest tego sporo - bo denerwowanie się niepotrzebnie nie zawsze nam coś da. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak wyrazić moje pozytywne zdanie na temat tej produkcji wystawiając 7/10 z zadatkami na 8/10. Jeśli jeszcze nie obejrzeliście - to nie zwlekajcie, a ja odbieram wrażenie, że pojedynczy seans to nadal za mało w porównaniu z tym z czym możemy mieć tutaj do czynienia.
UWAGA! Bardzo proszę o przeczytanie poniższej wiadomości!
Teraz nieco na poważniej. Ostatnio moja koleżanka z klasy poinformowała mnie o bardzo przykrej sytuacji jak miała miejsce u znajomych jej rodziny. U ich trzymiesięcznego syna Jasia, zdiagnozowano rdzeniowy zanik mięśni, który jeśli szybko nie wdroży się leczenia może zakończyć się zgonem chłopca. Jedynym sposobem na jego całkowity powrót do zdrowia jest terapia genowa, która kosztuje aż 9 mln złotych. Ponieważ nie mam Facebooka, Instagrama i innych takich (wiem, ciężko w to uwierzyć w XXI wieku...), chciałabym Was poprosić z całego serca o wszelkie możliwe wsparcie jakie możemy mu ofiarować! Jeśli tylko możecie, dowiedzcie się więcej na:
https://www.siepomaga.pl/jas-sma
i wspomóżcie go czy to finansowo, czy przez udostępnienie informacji swoim znajomym. Z góry dziękuję Wam za wszelkie zaangażowanie w tę sprawę, ponieważ czas mamy tylko do początku września!
#ArmiaJanka
CZYTASZ
Disney według Echi
RandomOto książka w której będziecie mogli przeczytać moje subiektywne "recenzje" filmów animowanych od wytwórni Walta Disneya :) Ponieważ nie mam żadnego wykształcenia w kierunku filmowym, spodziewajcie się opowieści bardzo "okiem widza". Liczę na waszą...