Wszyscy na piętrze wyszli na korytarz i zeszli do salonu. Stąd wyszliśmy na podwórko. Było ono całkiem spore: wzdłuż całego ogrodzenia były zasadzone drzewka. Teren był w „górkach i dołkach", pewnie służących do jakiegoś rodzaju ćwiczeń. Oprócz tego na kostce brukowej tuż przy wejściu do budynku stał leżak, a na nim... oczywiście, Nathan Drake ze swoim szerokim do bólu uśmiechem. Spojrzał na mnie i wskazał mi ręką kolejny leżak, który złożony stał pod ścianą. Wzięłam go i rozłożyłam obok Nate'a. Usiadłam, ale nie tak jak on: rozwalony, ale po królewsku. Raczej nie spokojnie i zdecydowanie, wyprostowana.Inni nastolatkowie ustawili się w rzędzie, na baczność, a przed nimi przechadzał się Frederico, z rękoma za plecami i oczami wbitymi groźnie w ziemię. Coś sobie mamrotał po hiszpańsku i dodatkowo dość mocno przeklinał (przekleństwa – jedyne co pamiętam z lekcji hiszpańskiego). Nathan albo mu na to pozwalał, albo nie znał tego języka.
Nagle chłopak wrzasnął, prosto w twarz Petrze, aż odsunęła się z miną, jakby ją opluł, co wcale nie jest wykluczone.
- Dziś będziemy ćwiczyć turlanie i przewroty. Szybkość i głośność ich wykonywania. Ale na rozgrzewkę, każdy 20 komando-pompek, potem skręty tułowia w pozycji siedzącej. Po 50 razy na każdą stronę. Następnie, każdy po 20 podciągnięć na drążku, inni przez czas, kiedy jedna osoba się podciąga, biegają. Później 10 kółek wokół terenu z pagórkami (tak, teren był na tyle duży, że były tam i pagórki, i basen 25 m, i kostka, i trawa, i drążek oraz kilka innych „zabawek". Ale nie wyobrażajcie sobie zbyt wielkiego terenu, w Rzymie nie ma na to miejsca).
Wszyscy zaczęli wykonywać rozgrzewkę. Skakali i opuszczali się do pompki w tempie ekspresowym. Było widać, że większość z nich trenuje od dawna. Frederico darł się na nich po hiszpańsku, jak „prawdziwy dobry trener". Po 10 minutach było już po rozgrzewce. Wszyscy, oprócz Frederica, poszli się napić wody. Nate podniósł się z leżaka i spytał:
- I jak, podoba ci się?
- Całkiem.
- Nie za trudne?
- Trudne na pewno, ale chyba będę musiała dać radę.
- To prawda. Nie ma innej opcji.
Uśmiechnął się, naciągnął z powrotem słomiany kapelusz na oczy i rozłożył się na swoim „tronie".
Zastanawiałam się, czy nie było to dla innych chociaż trochę dziwne, że oni męczą się niemiłosiernie w skwarze 35°, a ich „szef" ogląda ich spod ronda kapelusza za 2 euro.
Po minucie przerwy moi nowi znajomi, bez sprzeciwu, wrócili na podwórko. Ustawili się w rzędzie, jeden za drugim, przed linią dołków. Kiedy Frederico krzyknął, pierwsza osoba wskoczyła do dołku i robiąc przewrót, wydostała się z niego z wyskokiem, aby zrobić to samo w następnym wgłębieniu. I tak robił każdy kolejny ćwiczący. Wyglądało to dość komicznie. Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam trochę odprężać.
Po ćwiczeniach Nathan wziął na bok Petrę i coś to niej mówił półszeptem. Na koniec uśmiechnął się, poklepał jej ramię i wszedł do budynku z resztą jego mieszkańców. Petra podeszła do mnie:
- Hej, idziemy na zakupy!
- Jakie? Coś potrzebujesz?
- Niee, ja nie. Ale ty tak. Chodź za mną.
Uśmiechnęła się i przeszła przez dom, aby wyjść głównymi drzwiami na niewielki placyk. Poszłam za nią. Z placyku zeszłyśmy w bramę. Była wysoka na całe przejście, wykonana z ciężkiego metalu. Petra wyjęła jakiś klucz i otworzyła drzwi umieszczone w lewym skrzydle tej bramy. Wyszłyśmy na niewielką ulicę.
CZYTASZ
Killing in the name
ActionUcieczka - porwanie - zadanie - śmierć, czyli o tym, jak wycieczka zamieniła się w sieczkę.