6.

1.3K 89 6
                                    

Jednak Tom mimo swoich gróźb, nie zamknął jeszcze Harry'ego w piwnicy. Choć słowo ,,jeszcze" grało kluczową rolę. Według Pottera, kwestią czasu było to, kiedy Voldemort zamierzał skuć go kajdankami i zostawić w piwnicy, a następnie karmić i poić tak, by chłopak przeżył. Jak pies na łasce właściciela. To określenie wydawało się wprost idealne do sytuacji Wybrańca. Choć prawdę mówiąc, tak samo czuł się u swojego wujostwa. Od zawsze (a przynajmniej zanim zrozumiał, że doświadczanie przemocy domowej nie jest normalne) czekał, aż ktoś z jego ,,rodziny" straci nad sobą panowanie i ukróci mu cierpień. W końcu jakie to było życie, kiedy posiadając 5 lat, błagałeś swoich martwych rodziców, by zabrali cię do siebie? W takim wieku, chłopak powinien bawić się samochodzikami, a jego największym problemem powinien być brak pluszaka przy sobie, czy zdarcie kolana od zabawy w berka. Tymczasem to nawet nie było w jego skali problemów. To była nieistotna drobnostka. Szczegół. I może Harry czuł, że nie było to nic ważnego, ale do dziś miał ochotę wtulić się w czyjeś ramiona i się popłakać niczym małe dziecko, którym nigdy nie mógł być. Jednak rzeczywistość nie była taka kolorowa. Narzucono na jego barki ogromny ciężar, który po raz drugi wyrwał mu dziecięce szczęście z rąk. To wszystko znikało, jakby rozpływało się w pył i ulatywało.

Z jego ponurych myśli, wyrwało go ciche kliknięcie, które oznaczało czyjeś przybycie do pokoju. Podniósł wzrok, choć niewiele to dało, bo wszystko było rozmazane i z takiej odległości, nie był nawet w stanie stwierdzić, jaki kolor oczu miał (prawie na pewno) mężczyzna, który postanowił go odwiedzić. Zakładał jednak, że to Tom przyszedł zakłuć go w kajdanki i zamknąć w piwnicy. Jego przypuszczenia co do osoby, potwierdziły się, kiedy usłyszał głos.
— Choć nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym zamknąć cię z dala ode mnie, to nie mogę. Twoja odporność jest poważnie uszkodzona od zaniedbań i zbyt małej ilości jedzenia. — cóż, Riddle nie zamierzał się certolić. Po co miałby owijać to wszystko w bawełnę, skoro nic to nie zmieniało? Może gdyby Voldemort przejmował się czymkolwiek/kimkolwiek poza sobą, ująłby to delikatniej. Ale się nie przejmował i przejmować nie zamierzał.

Za to Harry jedynie zaśmiał się gardłowo. Jego śmiech brzmiał, jakby wyszedł po paru latach z psychiatryka. Jego wzrok  jedynie dodawał mu szaleństwa, być może nawet kogoś by przeraził. Obraz był dziwny, ale jednocześnie hipnotyzujący. Szesnastolatek śmiejący się jakby był psychopatą, a naprzeciw niego prawdziwy psychopata, wpatrujący się w zielonookiego.

Dziwny śmiech zszokował Toma, ale jedynie wziął głęboki oddech, by nikogo nie zabić. Dlaczego Potter się śmiał? Może przez to, że Riddle zbyt długo miał kontrole nad ludźmi i to on wyznaczał kiedy mogą się śmiać, był taki wkurzony? A może to po prostu dlatego, że czuł się wyśmiany? A Tom nienawidził być wyśmiewany. Oczywiście nienawidził wielu rzeczy i długo trzeba by wymieniać, by wymienić wszystko, a nawet wtedy zapewne coś by się pominęło. 

Kiedy zielonooki przestał się śmiać (czyli dość szybko), Tom wreszcie mógł przestać planować morderstwo.
— Co cię tak rozśmieszyło? — niemal wypluł te słowa Riddle. Jego wzrok, nienawistnie był wbity w zbyt pewnego siebie Pottera. A przynajmniej na takiego wyglądał.
— Nie zrozumiałbyś. — na ten komentarz, Riddle zastygł. Czy mógł zabić chłopaka? Teoretycznie tak. Jakie byłyby konsekwencje? Zbyt duże. Dlatego musiał jedynie zacisnąć szczękę i wstrzymać się od zabicia Pottera. Komentarz Wybrańca zabrzmiał tak, jakby uważał, że potężny Lord Voldemort jest głupi. A nie był. Głównie dlatego, nie zabił w tamtym momencie Złotego Chłopca. Po szaleńcu, który zabijał każdego kto oddychał za głośno, prawie nie było śladu.

— Żebyśmy się zrozumieli. — zaczął Tom — Mogę sprawić, że twój pobyt tutaj stanie się koszmarem o jakim nie śniłeś. Albo możemy po prostu udawać, że wcale nie chcemy poderżnąć sobie gardeł. Spędzimy niemalże miło czas, a potem wyrzucę cię jak najdalej ode mnie. Nie pytam cię o zdanie. — dodał szybko, kiedy zobaczył, że chłopak otwiera usta — Uwierz mi, nie tylko tobie się to nie podoba. W innych warunkach, już próbowałbyś wyjąć sztylet z własnej krtani.

Dla Pottera to zabrzmiało mniej więcej tak, że miał odnosić się do Toma z jako takim szacunkiem, a nawet mają się w jakiś sposób zbliżyć się do siebie, a na koniec dnia mężczyzna zamierzał wyrzucić go, jakby był workiem śmieci. Brzmiało zbyt znajomo i nie podobało mu się to. Bardzo mu się nie podobało. Co następne? Ma być znowu skrzatem domowym i usługiwać mu? A może jeszcze ma zostać dziwką na godziny?
Chociaż z drugiej strony, pomysł Toma, brzmiał w miarę sensownie. Alternatywą było skakanie sobie do gardeł przez bliżej nieokreślony czas. Gdzieś z tyłu głowy, Harry'emu zamajaczyła myśl, że nikt by go nie posądził o to, że potrafił myśleć. I to całkiem sensownie myśleć. W końcu na codzień był gryfonem, który pakował się w niebezpieczeństwo, myśląc, że jest bogiem. A nim nie był i świetnie zdawał sobie z tego sprawę.
Jednak wracając do bliżej nieokreślonego czasu, który brunet wolałby określić.
— Więc jak długo Voldemort zamierza gościć mnie w swoich skromnych progach, zanim wrzuci mnie do piwnicy?

I to było dobre pytanie, na które Tom nie znał specjalnie odpowiedzi. Nie był uzdrowicielem i jego wiedza niewiele wykraczała poza podstawy. Wiedział tyle, ile wyczytał z bardziej lub mniej zaawansowanych książek. Nie żeby kiedykolwiek zamierzał się przyznać, że nie we wszystkim jest dobry.
— Tak długo, aż stwierdzę, że chłód nie przyprawi cię o zapalenie płuc. — dokładniejszej odpowiedzi, nie zamierzał dać. Po pierwsze, jej nie znał, a po drugie, Potter nie potrzebował tej wiedzy. A jego chciejstwo niespecjalnie interesowało Czarnego Pana. To on miał władzę i Wybraniec powinien to wreszcie zrozumieć. Tyle lat maltretowania powinno go nauczyć pokory, czyż nie? A jednak.

— Cudownie. — mruknął sarkastycznie Wybraniec, a jego zielone oczy powędrowały na sufit.
— Coś ci nie pasuje? — spytał zirytowany Tom.
— Poza tym, że zostałem porwany, a resztę życia spędzę w piwnicy? Nie nic. — po tych słowach, Riddle niemal zazgrzytał zębami. Chciał tak bardzo po prostu zabić nastolatka naprzeciwko, ale nie mógł. Strata horkruksa, mogłaby sprawić, że ponownie popadnie w obłęd, ale tym razem już na zawsze. To było dziwne, bo miał wrażenie, że takie skutki mogła przynieść tylko strata horkruksa w Harrym. To była kolejna zagadka, którą Tom zamierzał rozwiązać. Chciał wiedzieć, co takiego powstrzymuje go, od zabicia nastolatka. Strata innych horkruksów byłaby bolesna i mogła przyprawić go o migrenę, ale nic więcej. Coś, jakby podświadomość, mówiła mu, że tu będzie inaczej. Postanowił zaufać swojej intuicji. Przynajmniej na razie. Oby tylko się nie myliła.
— Módl się żeby to była tylko piwnica.

-/-
Pisane w nocy, więc śmiało wytykajcie mi błędy, bo na pewno jakieś są.
Dobranoc!

,,W pułapce umysłu" ~ Tomarry || zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz