~III~

24 6 0
                                    

Nigdy więcej alkoholu.

Moja głowa pękała, ale moja kochana mama wysłała mnie ostatniego dnia szkoły na lekcje. Mówiła coś o odpowiedzialności, ale nie słuchałem. Nie miałem siły.

- Hejka - dogoniła mnie w drodze do szkoły Rose.

- Hej - odpowiedziałem pod nosem.

- Wyglądasz fatalnie - powtórzyła słowa z wczoraj, mojego brata.

- Dzięki... Jak skończyła się wczorajsza impreza? - próbowałem zejść na inny temat, nie były mi potrzebne czyjeś uwagi, nie dziś.

- Bójką, którą widziałeś. Jak udało nam się rozdzielić Verę i Daisy, wyprosiliśmy wszystkich. Musimy przyjść dzisiaj na dworek i posprzątać... Ale chyba zrobimy to bez ciebie, do niczego nam się dziś nie przydasz.

- Jeszcze raz dzięki, Rose.

- Spoko - zaśmiała się dziewczyna.

Nie zauważyłem kiedy weszliśmy do sali. Ludzie powoli się schodzili. Obserwowałem ich jak w zwolnionym tempie. Wszyscy zadowoleni z wczorajszej imprezy śmiali się, pokazywali sobie zdjęcia, najprawdopodobniej nagrania wczorajszej bójki.

- Aaron, słuchasz mnie? - dotarł do mnie głos siostry ciotecznej.

- Hmm... - spojrzałem na nią nieprzytomnym wzrokiem.

- No opowiadam ci o nowych ubraniach, nawet nie zauważyłeś - rzuciła obrażonym tonem.

Spojrzałem na nią, powoli przesuwając się od stóp do głów, przetwarzając w mózgu co widzę.

Rzeczywiście ubrała się inaczej. Czarne kabaretki? Może i jej pasowały tym bardziej z tymi spodenkami, a jednak było to dla mnie zaskoczenie.

- A tobie co? - w końcu zdobyłem się na jakiś komentarz.

- Słucham?

- Nie o to mi chodziło...

- To o co do kurw... - stanęła jak wryta.

Odwróciłem się i mnie również zaszokowało. Do sali weszła wiecznie pięknie umalowana i ubrana Vera. Tym razem nie wysiliła na dobranie czegoś innego niż dresy. Miałem już wstać i zapytać co się stało, lecz sam sobie odpowiedziałem; złamane serce.
Wyglądała gorzej niż ja.

Zdałem sobie też sprawę, że nie widziałem dzisiaj Daisy. Może warto było by porozmawiać z Verą?

- Hej - zacząłem nieśmiało, podchodząc do niej.

- Cześć - odburknęła, siadając do ławki.

- Jak się trzymasz? - próbowałem zagaić rozmowę, ale widocznie nie miała ani trochę nastroju na to.

- Czy zastaliśmy panią Verę Evans?

Odwróciłem się jak reszta klasy, która zdążyła już wejść. Powodem zamieszania był szeryf Miller.

- Co się stało? - odezwałem się za nią. Zawsze byłem raczej typem odważnego człowieka, czasami nawet brawurowego. Pakowało mnie to zawsze w kłopoty, ale nazwisko robiło sobie.

- Nie chcę dziś problemów, Perron. Vero, chodź ze mną.

Dziewczyna wstała z dużą niechęcią i ruszyła w stronę wejścia. Wszyscy zaczęli szeptać między sobą i nagrywać całe zajście.

- Nie róbcie z tego widowiska, dupki - obruszyłem się, choć powinienem ugryźć się w język.

- Spierdalaj Perron - krzyknął jeden z chłopaków, ja mu tylko pokazałem środkowego palca i wyszedłem na korytarz. Zobaczyłem szeryfa zamykającego drzwi sekretariatu. Korytarz był zupełnie pusty, jakby było po dzwonku, ale przechodząc obok sal widziałem, że nie ma w żadnej nauczyciela.

Dokąd Prowadzą Niebieskie OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz