Rudowłosa dziewczynka dalej miała zamknięte oczy. Dopiero co wstała i wiedziała, że jest jeszcze wczesny ranek. Coś musiało ją obudzić, skoro słońce jeszcze nie muskało przez okno jej bladej twarzy z piegami. Wybudzając się powoli, coraz bardziej słyszała jakby ktoś o coś pukał. Dopiero po chwili, dalej mając zamknięte oczy, zdała sobie sprawę, że to coś to stukanie w szybę jej okna.
Jej łóżko było jednak tak wygodne, a kołdra tak przytulna, że wcale nie chciała wstawać z łóżka. Stukanie jednak było coraz głośniejsze i coraz bardziej wyraziste. Kiedy wahała się nad zostaniem w łóżku a wstaniem z niego, do głowy wpadła jej taka myśl, przez którą od razu wyskoczyła z ciepłego łóżka.
- Sowa z moim listem z Hogwartu! - rzekła Lily, odrzucając z siebie kołdrę. Podekscytowana jak nigdy dotąd, z błyszczącymi oczami, spojrzała na szybę od okna.
Ale za nią nie było żadnej puchatej sowy, w ogóle żadnego ptaszyska nie widziała w okolicy. Okazało się, że o szybę stukały krople deszczu, a nie żadna sowa. Kiedy z zawodem i łzami spojrzała na zegar, okazało się, że wcale nie było takiego wczesnego ranka, jak sądziła - bo była już godzina ósma. A słońca nie było, bo przysłaniały go ogromne, ciężkie i ciemne chmurzyska, które kłębiły się nad Doliną Godryka. Wczorajsza gorąca pogoda poszła w niepamięć, przegoniona nową, ponurą burzą.
Lily ze zrezygnowaniem opadła na swoje łóżko. Razem ze złą pogodą wszystkie ponure wspomnienia z ostatnich dni powróciły do niej ze zdwojoną siłą. Znowu zdała sobie sprawę, że nie jest czarodziejką, że Hogwart nie jest dla niej, albo w ogóle dla kogokolwiek takiego jak ona. Po raz kolejny przypomniała sobie, że od teraz jest czarną owcą rodziny Potter-Weasley.
Co się było dziwić, że Lily na myśl przychodziły same niewesołe myśli. Wychowywała się w ogromnej rodzinie, której zawsze, na każdym kroku, towarzyszyła magia. W której nie mówiło się wiele o wyrzutkach takich jak ona. W której w ogóle nie kwestionowano, że ktoś może okazać się charłakiem. Że ktoś może okazać się być bez magii. Bez wielkiej mocy, którą ma prawie każdy w jej rodzinie. Z wyjątkiem jej samej.
Lily wcześniej nad tym nie myślała, ale teraz zdała sobie sprawę, że jako nie-czarownica nie będzie mogła robić tych wszystkich fascynujących magicznych rzeczy, na czele z niepójściem do Hogwartu. Rudowłosa nagle zdała sobie sprawę, że przez dziesięć miesięcy zostanie w domu sama - bez braci, bez kuzynów, bez ciągle pracujących ciotek i wujów. Jednego była pewna - rodzice jej nie opuszczą. Wiedziała, że mogą wziąć bardzo długi urlop albo nawet zrezygnować z pracy dla niej. Jednak to nie będzie to samo, kiedy nie będzie przy niej jej braci.
Wcześniej też zostawała te dziesięć miesięcy w domu, to prawda. Zresztą jeszcze wtedy do Hogwartu nie szli również Louis i Hugo, co teraz się zmieni. Kiedy myślała, że już za kilka lat sama pójdzie do Hogwartu, tak samo jak jej cała rodzina, nie przejmowała się tym tak bardzo. Ale teraz już wiedziała, że do żadnej czarodziejskiej szkoły nie pójdzie. Na jej twarz wstąpił grymas, kiedy już wiedziała, że przez dziesięć miesięcy będzie siedzieć w domu i nie robić kompletnie nic.
Cieszyła się, że przynajmniej teraz ma jeszcze dla siebie dwa miesiące ze swoimi braćmi i kuzynostwem. A później będzie musiała czekać kolejne dni, tygodnie i miesiące - aż do przerwy świątecznej i ferii, a później kolejnych wakacji. Lily już sobie wyobrażała, jaką pustkę będzie czuła, gdy jej rodzina wyjedzie.
Niespodziewanie po pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Lily powiedziała ciche proszę! i drzwi otworzyły się.
Do pokoju weszły Victoire i Dominique. Obie siostry zmartwionym wzrokiem patrzyły na Lily. Starsza dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, po czym obie usiadły na łóżku przy jedenastolatce.
CZYTASZ
Bez magii ▪ Scorily
FanfictionJedyna córka znanego na całym świecie Harry'ego Pottera nagle nie zjawia się na peronie 9 i ¾, a później w Wielkiej Sali w Hogwarcie, niepodobnie do wszystkich magicznych dzieci w jej wieku. Prawie cała żyjąca nowymi plotkami Wielka Brytania zastana...