Dookoła był ogień, a w powietrzu roznosiły się kłęby dymu. Bycza Góra tonęła w płomieniach. Wielki smok, który zasiał nagłe spustoszenie zniknął tak szybko jak się pojawił, zostawiając jednak po sobie duży ślad.
Marchwiak ledwo otworzyła oczy i rozejrzała się wokół siebie. Tuż obok niej leżał Rafinda. Był w burdny od piachu i wydawał się krwawić z nosa.
Niedaleko nich Marchwiak wypatrzyła Zagdupinga pod kilkoma głazami i leżącego tuż przy niej Wiktoriasza.
- R-Rafinda! - krzyknęła słabo.
Po chwili ponownie zamknęła oczy, jednak tym razem nie na długo. Poczuła nagły przypływ adrenaliny i cudem podniosła się na nogach. Rafinda zdawał się lekko otwierać oczy. Oddychał płytko i wolno.
- Nie, nie... Rafindo!
Marchwiak uroniła łzę i złapała leżącego Rafindę za rękę po czym spojrzała się na jego bladą twarz.
- Muszę Ci jakoś pomóc nie możesz um...
- Marchwiaku, znalazłem cię! - przerwał jej głęboki i męski głos. Przed Marchwiakiem stanął ojciec Rafindy. W jego oczach malował się niepokój, a gdy zobaczył Rafindę zmarszczył brwi i do niego podszedł.
- Panie ojcze Rafindy, którego imienia nie znam, jak mogę mu pomóc? - powiedziała łkając Marchwiak.
- Moja droga... To nic trudnego. Pozwól, że zrobię mu tak zwane usta-usta, hoho.
Ojciec Rafindy dumnie uklęknął przy synu i lekko przechylił jego głowę, a następnie zbliżył powoli swoją twarz do twarzy Rafindy. Marchwiak obserwowała całe zdarzenie poruszona.
- Jakie to piękne, że mimo konfliktu sobie pomagacie...
Ojciec Rafindy już zbliżał swe usta do ust syna, gdy nagle...
- Aaa! Co ty odwalasz?!
- O, już Ci przeszło? - uśmiechnął się stary elf.
- Przeszło?! Co ty chciałeś zrobić, ty stary zoboczeńcu?! - krzyknął Rafinda.
- Ależ nic. Oprócz tego, że chciałem uchronić to biedne dziewczę przed twoim planem, który zakładał postawienie jej w niekomfortowej sytuacji, która zmusiłaby ją do podjęcia decyzji o twojej reanimacji, co prowadziłoby do waszego zbliżenia, na którym ci prawdopodbnie zależało. A co?
- C-Co?! To jemu nic nie jest?! - wrzasnęła Marchwiak.
- Oczywiście, że nie. Elfy regenerują się bardzo szybko, nawet po ciężkim zranieniu. Rafinda jest tak zwaną "hybrydą". Jego matką jest człowiek. Jego geny są zmodyfikowane przez co działa to u niego o wiele szybciej.
- A-Ale jak to... - jęknęła Marchwiak.
- Tak samo jak temu tam. Jemu też nic nie jest. - Palec starego Elfa wskazał Wiktoriasza leżącego na skalę, który ledwo powstrzymywał śmiech.
- Gnida... - syknął Rafinda rumieniąc się.
Spojrzenie Marchwiaka na chwilę spotkało się ze spojrzeniem Rafindy, którego twarz kolorem przypominała dojrzałe, soczyste, smaczniutkie, słodziutkie, błyszczące, piękne, smakowite, lśniące, czerwoniutkie jabłuszko. W jej głowie było teraz pełno myśli. Jak to... Rafinda zrobił to specjalnie? Ale dlaczego? Marchwiak nie mógł pozbyć się tych myśli z głowy, które brzmiały wręcz nie realnie. Wiktoriasz podszedł do Rafindy trzymając się za brzuch, który bolał go już od śmiechu.
- Żeś się popisał, kasanowo, zawadiako, zadymiarzu. A myślałem, że z nas dwóch to ty jesteś mądrzejszy.
- Zamknij się bo dostaniesz w ten swój pusty łeb.
Wiktoriasz nadal łkał ze śmichu, gdy nagle ojciec Rafindy oblał ich poważnym spojrzeniem.
- Z Rafindą i Wiktoriaszem jest wszystko dobrze, ale z Zagdupingiem... Jeśli się nie pośpieszymy... ona... umrze.