Ta z oczami jak jadeit

28 3 0
                                    

,,Ludzie (...) lubią wymyślać potwory i potworności.

Sami sobie wydają się wtedy mniej potworni (...)

Wtedy jakoś lżej im się robi na sercu.

I łatwiej im żyć."


Tam wskazała dłonią na rozciągające się za oknem połacie lasu czyha zło, córeczko. Wszędzie, gdzie nie będę mogła cię ochronić jest niebezpiecznie dodała, po chwili namysłu.

Palące się w kominku drwa, cicho zaskwierczały, przykuwając uwagę śpiącego na kolanach staruszki burego kota. Zeskoczył z gracją na podłogę i usiadł na wprost ognia, wpatrując się w niego z zainteresowaniem. W jego zielonych ślepiach odbijały się tańczące płomienie. Madeleine cicho wstała z fotela i zaczęła zakradać się w stronę zwierzaka. Miała doświadczenie w polowaniu na zwierzynę, więc jej ruchy były płynne i prawie bezszelestne. Już zaledwie parę metrów dzieliło ją od tego przeklętego kociska, a w nozdrzach już czuła zapach palonego futra. Jeszcze tylko kilka kroków...

Madeline! — rozległ się za jej plecami głos matki. Przeklęła pod nosem i obróciła się w jej stronę, pozwalając kocurowi uciec; po raz kolejny — Prosiłam cię już tyle razy, byś nie zaczepiała Gustawa.

Głos kobiety był łagodny, ale i stanowczy. Wpatrywała się w stojącą kilka metrów przed nią dziewczynę, której kasztanowe, długie włosy okalały twarz, nadając jej łagodności. Nigdy nie widziała w niej podobieństwa do siebie – inne rysy, kolor włosów tak bardzo kontrastujący z jej mlecznobiałymi kosmykami i oczy w kolorze jadeitu. Ich głębia przywodziła jej na myśl toń jeziora, zgubną i mętną. Dziewczyna zaczęła nakręcać na palec pukiel włosów, które sięgały jej już do pasa.

— Chodź, — matka wskazała dłonią na leżącą przed fotelem poduszkę — uczeszemy cię.

Dziewczyna posłużenie podeszła do fotela i usadowiła się na siedzisku. Eleonora wróciła do swojego fotela i nachyliła się nad nią, gładząc dłonią jej aksamitne włosy.

Las, który widoczny był przez znajdujące się przed nimi okno, był wyjątkowo spokojny. Nie poruszane żadnym powiewem wiatru drzewa, stały niczym niemi strażnicy, kryjąc to miejsc przed społeczeństwem. Eleonora wiedziała, że tylko tutaj mogła zapewnić wszystkim bezpieczeństwo. Czesząc włosy córki, zaczęła nucić:

— W lesie ponurym i złym, gdzie licho niemrawe śpi, zbłąkane dusze ukryte, czekają na lepsze dni. A ty me dziecię uważaj, nie wchodź tam ni w nocy ni za dnia, bo potwory ino czekają by do twego serca dobrać się raz dwa...

Madeline znała tę piosenkę na pamięć. Matka śpiewała ją jej od najmłodszych lat. Gdy tylko przeprowadziły się do tej chaty, wtedy jeszcze z wujkiem Rufusem, co dzień raczyła ich opowieściami o wszelkich niebezpieczeństwach, kryjących się w lesie. Początkowo Madeline faktycznie bała się, jednak z czasem te wszelakie stwory, nimfy, topielice i inne, które w opowieściach Eleonory czasem się przewijały, zaczęły ją fascynować. Mimo to, nigdy nie odnalazła w sobie wystarczająco odwagi by do niego wejść. Raz dotarła na jego skraj – stanęła tam i nasłuchiwała, z nadzieją, że uda jej się zrozumieć, dlaczego cały czas czuję, że ją wzywa. Nim jednak do tego doszło, znów pojawiła się ona – Eleonora, i zrugała córkę, a w ramach nauczki postanowiła zamknąć ją na kilka dni w pokoju. Matka nie zdawała sobie sprawy, że ten wymiar kary okazał się być dla dziewczynki najokrutniejszy, gdy pierwszej nocy w jej zamku zgrzytnął klucz, a potem ponownie – tym razem od środka, odcinając jej jakąkolwiek drogę ucieczki od szorstkich łap wuja Rufusa, które niczym węże wślizgnęły się pod jej nocną koszulę i od tego czasu bywały tam o wiele za często.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 30, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Gdzie mieszkają potwory?Where stories live. Discover now