278 36 5
                                    

Doskonale pamiętał pierwszą zimę, kiedy poznał smak bólu. Wtedy zmarła jego mama, pani Lan, ukochana żona i matka. Znienawidzona przez klan kobieta.

Dla niego i jego brata jedyna osoba, która potrafiła im okazać bezinteresowną miłość i ciepło, którego potrzebowały dzieci.

— Kochanie nie płacz zbyt długo po mojej śmierci. — Lan Longdan pogłaskała siedzącego obok niej na łóżku chłopca. Bardzo chciała wziąć go na ręce. Choroba pożerająca ją kawałek po kawałku odebrała jej nawet tę możliwość.

— Wujek mówił, że jesteś bardzo chora, to prawda? — zapytał chłopczyk.

Kobieta kiwnęła ostrożnie. Każdy nawet najmniejszy ruch powodował, że widziała mroczki przed oczami. Lan WangJi zacisnął małe rączki na materiale ubrania. Podniósł główkę do góry, spojrzał z tęsknotą na mamę. Kobieta uśmiechnęła się do niego ostrożnie.

— Mamusiu nie odchodź, proszę. — Lan Zhan rzucił się na nią, omal nie przewracając schorowanej kobiety. Wtulił twarzyczkę w brzuch mamy, a rączkami oplótł jej talię.

Pani Lan przytuliła synka, głaskała chłopczyka po głowie, starając się dodać mu otuchy.

Padający za oknem śnieg sprawiał, że po policzkach kobiety zaczęły spływać łzy. Ucałowała czubek głowy synka, mocniej przytulając jego drobne ciałko do siebie. Żegnali się, doskonale wiedząc, że nie zobaczą się ponownie ani tej, ani kolejnej zimy.

— A-Zhan króliczku zapamiętaj moje słowa dobrze?

Chłopiec z niechęcią odsunął się od rodzicielki, jednak skinął głową. Zaczął uważniej słuchać, tego co ma mu do powiedzenia.

— Mój mały zimowy króliczku, nie żyj w żalu. Nawet jeśli najbliższe ci osoby kiedyś doprowadzą do twojego smutku, postaraj się im wybaczyć. Nie warto, jest marnować życia na rozpamiętywanie. — Brunetka złożyła kolejny ciepły pocałunek na czubku głowy syna. Przytuliła go do siebie z całej siły.

To było ich pożegnanie.

Zima choć piękna sama w sobie. Po raz pierwszy odebrała mu ważną osobę. Nauczyła bólu i szukania w nim ukojenia.

~~❆~~

Deski Jingshi pokryła już spora warstwa śniegu. Jego samego jeszcze to nie dotyczyło. Choć gdyby został na zewnątrz dwie godziny podczas niedawnej śnieżycy, z pewnością można byłoby go nie zauważyć pod tak grubą warstwą śniegu.

Z tęsknotą wpatrywał się w wysypaną żwirem ścieżkę. Żył nadzieją, że niedługo jego czekanie zostanie nagrodzone. Łudził się, że brak obecności osoby na którą czekał, był spowodowany śnieżycą.

Nie ruszył się z miejsca przez kolejną godzinę.

Stracił nadzieję na odwiedziny wraz z zapadnięciem mroku. Wstał z tarasu. Gdyby nie silny złoty rdzeń na pewno już byłby na skraju śmierci. Długie godziny czekania okazały się daremne. Z bezsilności zacisnął dłonie w pięści. Odwrócił się z zamiarem wejścia do mniej chłodnego wnętrza Jingshi.

— Lan Zhan!

Zatrzymał się przed otworzeniem drzwi. Odwrócił się nagle w kierunku źródła głosu. Z uśmiechem na twarzy, rozłożył ramiona w które po chwili wpadła osoba na którą czekał od samego rana, ryzykując przeziębieniem się.

Wei Ying pachniał ciepłem, jedynym które tolerował od śmierci matki.

— Mam nadzieję, że rozpaliłeś w piecu Lan Er-gege. Droga do Zacisza Obłoków z Kopców Pogrzebowych była zbyt długa jak dla twojego biednego Wei Yinga.

「✓」Pierwszy śnieg||WangXian||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz