Wędruję już bardzo długo po tym świecie w celu odkrycia co się ze mną stało. Wciąż wędruję i wciąż nie mam odpowiedzi. Poruszam się głównie po lasach ponieważ ludzie jeszcze bardziej niż ja nie rozumieją tego co się ze mną stało. Patrzą na mnie i widzą tylko maskę. Gdzie zacząłem i gdzie jestem teraz? Nie wiem i nie mam pojęcia ile to już trwa. Wszystko zlewa się w jedno. Idę ,zabijam azakany, śpię ,zabijam azakany i wędruję dalej. Dawno też nie spotkałem sarenki snów. Zastanawiam się tylko czy ta tułaczka kiedyś się skończy, czy ma ona jeszcze sens?
Wokoło drzewa i tylko drzewa. Brak mi tych dni gdy wraz z Yasuo ćwiczyliśmy walkę na miecze lub po prostu piliśmy herbatę. Oh tak on uwielbiał herbatę.
Wciąż widzę wkoło tylko drzewa i drzewa. Przed chwilą znalazłem jakiś strumyk i idę wzdłuż niego do źródła. Woda wydaje się tak przejrzysta, a skrząc się od słońca wydaje się nawet magiczna. Już nie pamiętam nawet jakie to było uczucie gdy w upalny dzień człowiek napoił się tak chłodną wodą. Ahh... A jedzenie... Jak mi tego brakuje.
Wciąż podążam dalej w pełnej gotowości i napięciu lecz im dalej idę tym spokojniejsze wydaje się otoczenie, jakby żadne zło nie mogło się tu przedostać. Wzrok wciąż ucieka mi w stronę wody. Kusi mnie by chociaż spróbować, by zaryzykować uczuciem zawodu i napić się tej wody.
POV. Kapłanka
Jak każdego dnia siedzę na ganku mojej świątyni popijając herbatę. Też mi coś z tą świątynią. Kiedyś to była świątynia pełną parą. Ludzie przychodzili tu licząc na moją pomoc. A teraz? Teraz już nie chcą przychodzić sądząc że jest to miejsce przeklęte. Owszem jest jednak tylko dla mnie. Jako młoda dziewczyna wybrałam drogę kapłanki, i z chęcią nią podążałam. Gdyby nie ta głupia wpadka...
Nudząc się bezczynnym siedzeniem postanowiłam przejść się po terenie świątyni. Czemu tu nic się nie dzieje?! Ostatnim wydarzeniem które się tu zdarzyło było przybycie sarenki. Biedna, mała, urocza istotka z drzewa snów. Zapomniano i o niej i o mnie. Ona jednak może się wyrwać z swojej kniei i szukać dalej rozwiązania na swój problem. A ja? A ja tracę sens zajmowania sie tą świątynią. Bo jaki sens jest prowadzenia świątyni azakan, skoro nikt nie rozumie intencji jej istnienia?! Próbowałam juz ich zwabić fałszywą tabliczką z napisem "świątynia czystej wody" lecz wciąż nic! Żałosne... ale co począć gdyż już taka moja klątwa?
W ten sposób załamując sie nad własnym losem, zdecydowałam zaczerpnąć wody z strumienia. Jest idealna do tworzenia sake! To chyba jedyny plus tej świątyni. Gdy tak szłam zauważyłam jak mój chowaniec wpatruje się w przybysza stojącego po drugiej stronie rzeki. Chowaniec szybko mnie zobaczył i od razu wpełzł na mój tułów i ramiona poprawiając opadający z ramienia rękaw. Mały kochany opiekun. Nie rozumiem czemu bogowie świątyń nie chcą brać na chowańców węży. Są to na prawdę lojalne stworzenia. Postanowiłam w końcu ujawnić swoją obecność zwłaszcza że przybysz zaintrygował mnie swoją aurą. Czułam od niego azakana jednak normalnie będąc tak blisko mojej świątyni powinien zwijać się z bólu.
- Hej wędrowcze! - dopiero gdy się odezwałam nieznajomy raczył oderwać zwrok od wody lecz natychmiastowo ustawił się gotowy do pojedynku. Zignorowałam to jednak i zaczęłam przechodzić przez rzekę w jego stronę. Nie obchodziła mnie zmoczona yukatą lecz dziwny osobnik jakiego jeszcze nie spotkałam.
- Nie denerwuj się kociaku. Jesteś na terenie mojej świątyni. To ja mam tu przewagę. - powiedzialam mu to prosto w oczy a przy ostatnim zdaniu na samą myśl walki, która byłaby miłym oderwaniem od monotonni, zaiskrzyły mi sie oczy. Gdy już byłam na przeciwko niego odsunęłam jego rękę od miecza bo wciąż stał w pozycji gotowej do ataku. Gdy go dotknęłam to jakby się ocknął i nagle odezwał.