Na początku było... Rozkojarzenie

940 30 16
                                    

Dla Harry'ego Pottera w wieczór podczas piątego roku w Hogwarcie wszystko było angstowe i przygnębiające. Kręcił się po korytarzu gdy w zamku zapadał zmrok, cieszył się, że jest poza zatłoczonym pokojem wspólnym Gryffindoru. Właściwie to po prostu cieszył się, że jest z dala od Rona i Hermiony.

Powiedział, że im wybaczył, ale w rzeczywistości tego nie zrobił. Ponieważ naprawdę nie wiedział, co drażniło go bardziej; że przez miesiące nikt nie powiedział mu, co do jasnej ciasnej się dzieje, czy że Hermiona kręciła z Ronem przez połowę wakacji na Grimmauld Place.

W związku z tym wyrwał się krótko po obiedzie, aby chodzić osowiale po korytarzach. Angst, angst, angst, smutek, angst, smutek, angst. Teraz w głowie miał głupi rytm do marszu, który brzmiał dziwnie majestatycznie. Wydawało się, że kiedy ma okropny nastrój, to często mu się to przytrafia.

Gdzie mógłby pójść, aby mu nie przeszkadzano i może znalazłby coś, co rozproszyłoby go z tej złości? Po bezcelowym szwendaniu się Harry odkrył, że jest na korytarzu na siódmym piętrze, obok gobeliny z Barnabaszem Bzikiem uczącym trolli baletu. Było tu cicho, więc przeszedł wzdłuż i wszerz, myśląc o miejscu, gdzie mógłby się na jakiś czas schować i ochłonąć. Po trzecim przejściu na korytarzu na przeciwległej ścianie pojawiły się drzwi. No, interesujące. Zaciekawiony otworzył je, tylko po to, żeby zobaczyć, ku jego rozczarowaniu, że w środku już jest zajęte.

- Witaj, Potter - przeciągnął głęboki głos z wygodnego fotela postawionego przy trzaskającym ogniu. Naprzeciwko stała kanapa i pokój był nikle rozświetlony kilkoma świecami i ogniem w kominku.

- Malfoy - odpowiedział Harry przez zaciśnięte zęby, zbyt rozdrażniony by zauważyć, że blondyn nie wydawał się być zaskoczony jego pojawieniem się. Zamiast tego Malfoy odrzucił swoje długie do podbródka włosy (dziwnie niezaczesane do tyłu) z niebieskich oczu i wstał.

Harry starał się mierzyć Ślizgona z typową złością, krzyżując ramiona na piersi. Patrząc na Harry'ego, Malfoya przesunął język po zębach, decydując, co powiedzieć. Harry poczuł lekkie pieczenie w żołądku, które przypisał jako atrybut swojego gniewu.

- Próbujemy znaleźć coś, co nas rozkojarzy, prawda? - powiedział Malfoya z uśmieszkiem, głosem niskim i gardłowym.

- Jak ty... chwila. - Harry rozejrzał się podejrzliwie po pokoju. - To jest pułapka, prawda? - Wyciągnął się, żeby znaleźć Crabbe'a lub Goyle'a czających się w cieniu.

- Pułapka? Cóż, jeśli tak chcesz na to patrzeć. - Malfoya założył niesforny kosmyk włosów za ucho i podszedł o krok. Jego głos opadł do niskiego szeptu, kiedy dodał: - Ale mam nadzieję, że jednak na końcu wytryśniesz entuzjazmem.

Harry kilka razy otwierał usta, wyglądając jak ryba wyciągnięta z akwarium. Czuł, że coś gotuje się w dolnych rejonach jego ciała, czego nie mógł świadomie wyjaśnić i w końcu wyrzucił z siebie jedyną rzecz, jaka przyszła mu do głowy.

- Wal się, Malfoy! - I odwrócił się, aby wybiec z pokoju.

- Właściwie to o wiele bardziej wolałbym zwalić tobie - zawołał za nim Malfoy.

Harry zatrzymał się na chwilę z ręką na klamce. W jego umyśle zaczęła się formować odpowiedź, ale szybko odrzucił ją i kontynuował wychodzenie. Otworzył drzwi trochę szerzej niż do połowy, zanim zostały zatrzaśnięte przez obcą dłoń. Ciepły oddech połaskotał jego kark, wysyłając ciarki wzdłuż jego kręgosłupa. Odwrócił się powoli i zobaczył twarz Malfoya centymetry od swojej własnej.

- Harry - powiedział ochryple Malfoy, zanim zmiażdżył swoimi wargami jego usta.

Po kilku szturchnięciach języka Malfoya, Harry w końcu wpuścił go, zaczął się rozluźniać i odpowiadać na pocałunek. Ręce blondyna zaczęły podciągać jego koszulkę, ściągając go z powrotem do rzeczywistości. Po krótkiej szarpaninie Harry był w stanie odsunąć twarz, ale jego ciało nadal było wciśnięte w drzwi przez drugiego chłopaka.

Harry coś w sobie maOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz