III. Zamierzasz mnie powstrzymać przed moim obowiązkiem?

52 4 0
                                    

────────────────────────────────────────────────────────

Ashley nigdy nie spodziewała się, że słowa Aidena sprzed dwóch tygodni będą prawdziwe. Dlaczego jej życie miałoby, choć odrobinę przypominać te z amerykańskich filmów? Przecież się śmiali o bad boyach, tymczasem jakiś się do niej przypałętał. Oczywiście na poważnie tak nie sądziła, była zbyt zszokowana, że ktokolwiek poprosił ją do tańca. Aiden z jakiegoś powodu stał czujnie, żeby niczego nie przegapić a Harumi zniknęła w tańcu z jakimś chłopakiem. Może i był dopiero pierwszy dzień szkoły, jednak z pewnością mogła stwierdzić, że liceum naprawdę jej się podobało. To znaczy, przeczuwała, że jej się spodoba. Że ten rok zmieni jej życie na zawsze. Jej współlokatorka była naprawdę miła, czuła, że będą przyjaciółkami, choć pewnie za wcześnie na takie stwierdzenia. Po prostu dogadywały się tak dobrze, jakby znały się od dziecka. Aiden był jednak typowym poważnym ochroniarzem, co naprawdę ją irytowało. Wszelkie radosne momenty związane z ich relacją wydawały się fikcją, gdyż chłopak był przerażający poważny. Gdzie był Aiden, z którym śmiała się w krzewach?

Słowa chłopaka, którego imienia jeszcze nie znała, nie dawały jej jednak spokoju. Myślałem, że pary tańczą razem. Jakby ktokolwiek brał pod uwagę możliwość, że ona i Aiden są parą. Nikt w tej szkole nie zna pojęcia przyjaźni między dwoma płciami? Szybko jednak o tym zapomniała, kiedy chłopak porwał ją oczarowaną do tańca.

— Rany, to twój brat? — parsknął śmiechem, kładąc jej dłonie na ramionach. Cóż, teoretycznie nie, ale praktycznie trochę tak się zachowuje. Jego dotyk wzbudził w niej dreszcze, których nie umiała zrozumieć. Nieśmiało zrobiła to samo ze swoimi rękami, choć dziwnie to musiało wyglądać, zważywszy na to, jak była niska a on wysoki.

— Nie, przyjaciel. Przyjechał tu ze mną. Nie wiem do końca czemu, ale uznał sobie za cel bronienie mnie przed światem — wzruszyła lekko ramionami, uśmiechając się. Boże, te oczy... miała wrażenie, że płoną a ona razem z nimi. Nie wierzyła w przeznaczenie, ale ogień ostatnio intensywnie funkcjonował w jej życiu.

— Nie brałaś pod uwagę możliwości, że jest zwyczajnie zazdrosny? — spytał, obracając ją. Mylisz się. Po prostu jest nadopiekuńczy. Potknęła się o nieistniejącą przeszkodę (jak zawsze) i poleciała praktycznie w jego ramiona. Złapał ją, przez chwile patrzyła w jego oczy z zapartym tchem.

— Zazdrosny o taniec z jakimś chłopakiem? — wyszeptała cicho, choć doskonale wiedziała, że to nie był jakiś chłopak. Losowy chłopak nie zaprosiłby jej do tańca, bo zwyczajnie nie wpisywała się raczej w kanon piękna. Miał jakieś intencje, których nie umiała zrozumieć.

— Nie, skarbie — odpowiedział równie cicho, pomagając jej wstać. Po czym wyszeptał: — Nie jestem jakimś chłopakiem. Jestem Kai. Kai Smith.

— Kai — powtórzyła niepewnie, próbując odnaleźć swoją normalną pewność. Czy ktoś oprócz jej ojca mówił na nią per skarb? Nie. Przeszły ją ciarki zażenowania, ale i podniecenia. Czy on właśnie ją podrywał? Jak się na takie teksty odpowiadało? Gdzieś musi być ta wiedza. Tylko że ta skutecznie blakła przy Kaiu. — Miło mi cię poznać, Kai.

Głupio to brzmiało, ale nie wiedziała, co mogłaby innego powiedzieć.

— Jak masz na imię? Wydaje mi się, że cię kiedyś widziałem — powiedział obojętnym tonem, jakby przed chwilą nic się nie stało. A przynajmniej dla niej wydawało się, że się stało. Bo najpewniej wcale poza jej sercem nie wybuchały fajerwerki.

— Ashley. Nie, nie wydaje mi się, że się znamy. Mieszkam na prawdziwym odludziu. Ten świat to dla mnie nowość — zaśmiała się nerwowo, zauważając przygaszenie w jego oczach. Miała nadzieję, że wcale jakimś cudem nie mieszkał parę ulic dalej i nie widywał jej na łącę, kiedy patrzyła się samotnie w gwiazdy.

Cień nad NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz