~VII~

14 3 2
                                    

Mieszkanie w dworku nie było łatwe, nie bez prądu, wody i innych rzeczy, do których miał dostęp każdy, cywilizowany człowiek. Na szczęście zapasy jedzenia i wody przynosiła mi Lizzy.

Od tygodnia badaliśmy sprawę zaginięcia Daisy. Moja kuzynka wykradła z archiwum komendy akta, większość jakie się dało. Oczywiście zrobiła to z bardzo dużym ryzykiem, że w każdym momencie przyjdzie Archibald Perron, nowy szeryf. Nie zadawałem więcej pytań, ważne że mamy z czego brać informacje.

Przełomem w sprawie było, kiedy znalazłem pierwsze nazwisko połączone z naszym na tablicy Millera.

Było to zaginięcie. Niejaki Henry Smith, o którym słuch zaginął w 1948 roku. Jedyne co było w teczce to wypełnione zgłoszenie i tyle. Od tego czasu do teraz pojawiło się jeszcze kilkadziesiąt zgłoszeń, z którymi nic nie zrobiono. Oprócz zgłoszenia zaginięcia Daisy. Jako jedyne, przyjął je Miller.

Był szeryfem od niedawna i od początku swej kariery był na nas cięty. Teraz jak widać, nie bez powodu; jedynie Perronowie byli na tyle bogaci, żeby było ich stać na łapówki dla szeryfów przy tych wszystkich zaginięciach. Płacili za milczenie. Wyjątkiem był właśnie Miller. Jak widać, przeliczył swoje siły.

Na dnie pudełka, w którym przechowywano akta, została jeszcze jedna teczka, z podpisem "Timothy Perron 1974".

Ani ja, ani Lizzy nie słyszeliśmy nigdy o Timothy'm Perronie. Zaginięcie zgłosiła kobieta, której nazwisko widzieliśmy wcześniej. Była nauczycielką, zniknęła miesiąc po Timothy'm.

Po przejrzeniu wszystkich teczek, uznaliśmy, że papier nam wszystkiego nie powie. Trzeba było zapytać ludzi, którzy pamiętali te czasy.

Po trzech dniach szperania w papierach, wyszliśmy w plener. Ubrany w za dużą, czarną bluzę z kapturem, którą Lizzy ukradła Gavinowi, wyszedłem za bramy dworu. Był to pierwszy raz od trzech dni kiedy opuściłem to upiorne miejsce.

Naszym celem był dom starców w Cavetown. Z wykorzystaniem nazwiska, wpuścili nas bez problemu. Weszliśmy do salonu, właściwie bez planu, mieliśmy się po prostu wypytać o zaginięcia na przestrzeni lat. W powietrzu unosił się odór moczu, ale był to niestety już taki urok tego miejsca. Zanim zdążyliśmy się odnaleźć w sytuacji usłyszeliśmy za sobą głos staruszki.

- Poznaje wasze oczy.

Odwróciliśmy się jak na rozkaz. Za nami siedziała starsza, siwa kobieta. Bujała się na fotelu i nawet nie oderwała wzroku od swojej robótki na drutach.

- Młodzi Perronowie - kontynuowała. - Nie jesteście pierwsi w tym miejscu. Starzy też go szukają.

- Słucham? - kucnąłem przy niej. - Szukają kogo.

Byłem pewny, że chodzi o mnie, ale odpowiedź mnie zdziwiła. Babcia odłożyła robótkę na stolik obok i chwyciła mnie delikatnie za dłoń.

- Zamknęli go tutaj, pomimo że nie miał nawet sześćdziesięciu lat. Mówił, że musi przed nimi uciec, a słowo wcielił w życie. Zaledwie miesiąc temu.

Spojrzałem na Lizzy, po jej minie widziałem, że tak jak ja, nic nie rozumie.

- Jak ON miał na imię?

- Timothy. Bardzo miły mężczyzna.

Timothy. Ten tajemniczy Perron z akt. Z wrażenia opadła mi szczęka. Tak jak my, próbował uciec. Może wiedział coś na temat zaginięć? Ale skoro go tu zamknęli, sam wcale nie był zaginionym.

- Wie pani dokąd uciekł? - zapytałem z nadzieją w głosie.

- Mówił tylko o Moonlight Valley. Nic więcej - kobieta wróciła do dziergania.

Dokąd Prowadzą Niebieskie OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz