1.

74 5 8
                                    

„Na końcu tej historii dotarło do mnie, że przez cały ten czas to ja byłam złym charakterem."

Musiało minąć dużo czasu, zanim zorientowałam się, że walczymy ze złym przeciwnikiem, bo prawdziwym problemem przez ten cały czas byłam ja. Niepozorna, niewinna Delilah Rogers. Siostra znanego Kapitana Ameryki, Steve'a Rogersa. Ja byłam tylko jego cieniem, w sumie nie byliśmy nawet prawdziwą rodziną, bo adoptowano mnie, gdy miałam dziesięć lat, a on czternaście. Nie wiązały nas żadne więzy krwi, ale byliśmy dla siebie wszystkim.

Dorastałam w małym sierocińcu niedaleko Brooklynu. Nikt nie wiedział, skąd nagle pewnej deszczowej nocy, na progu przytułku pojawiło się małe zawiniątko z może miesięcznym dzieckiem w środku. Jedyną informacją było moje imię napisane na małej, przemoczonej kartce papieru - Delilah Kate. Żadnego nazwiska, żadnego adresu. Tylko imię i tajemnicza bransoletka na moim małym nadgarstku, której pod żadnym pozorem nie wolno było mi ściągnąć z ręki, o czym mówiło krótkie ostrzeżenie na odwrocie. "Dowie się w swoim czasie, a na razie niech nikt nie rusza, tego, co nie należy do niego" — i nic więcej. Nic. Byłam niczym. Niechcianym podrzutkiem z kawałkiem metalu na ręce. Dzieci nie pałały do mnie miłością, wyśmiewały to, że pojawiłam się znikąd. Tak, dziecięcy świat jest tak samo okrutny jak ten dorosły. Szczególnie, jeśli jesteś dziewczynką z dość dużym bagażem. I nie mówię tu tylko o przeżyciach.

Państwo Rogers weszli do domu dziecka dokładnie 19 października 1932 roku ze swoim czternastoletnim synem. Jeszcze nie wiedziałam, że to będzie dzień, który wszystko zmieni. Siedziałam wtedy w bawialni i pomagałam młodszym w nauce. Głównie Marcie, która miała problem z nauką czytania. Ja nigdy nie miałam z tym problemów i od zawsze chciałam umieć czytać, więc kiedy tylko nauczyłam się łączyć literki w słowa, uciekłam w krainę książek. Mogłam zapomnieć wtedy o przykrej rzeczywistości. Po prostu zakopywałam się w najdalszym kącie budynku i czytałam, dopóki ktoś mnie nie znalazł i nie kazał iść spać. Byłam spokojnym dzieckiem i za to mnie lubiano; potrafiłam usunąć się w cień i udawać, że nie istnieje. Nie sprawiałam żadnych problemów. Byłam tylko ja i moja miłość do spokoju i czytania. I właśnie tą miłością próbowałam zarazić innych, a widziałam, że niektórzy mają z tym problem, więc im pomagałam.

Wracając do wizyty; pamiętam, że kiedy weszli do pomieszczenia wszyscy wstrzymali oddech. To zawsze był stresujący moment w życiu każdego mieszkańca sierocińca. Było to ciężkie napięcie i niepewność; "Czy to mnie wybiorą?," Czy to ja dostanę nowy dom?" — zadawały sobie pytanie dzieci. Nawet ja, chociaż dawno straciłam nadzieję, że ktoś mnie wybierze. W końcu kto chciałby podrzutka z obsesją na punkcie książek i lekką paniką na widok obcych osób i strachem przed odrzuceniem? A i zapomniałam dodać o dziwnej bransoletce, która sprawiała, że robiłam dziwne rzeczy z otaczającym mnie światem (tak, ściągnęłam ją raz. Żałuję. Mina opiekunki na widok pękniętej ściany nie była zbyt przyjemna), której kolor zmienił się ze złotego na wściekły burgund, po tym małym incydencie.  Nie dość, że byłam podrzutkiem, to jeszcze zyskałam miano wariatki z bransoletką. Także z taką opinią mogłam jedynie liczyć na to, że może jak dorosnę, to nie pozwolą mi żyć na ulicy. Może. Szanse jednak były marne.

Więc jedynie siedziałam i przewracałam kartki bajek Andersena, które znałam już na pamięć. A książka była już tak obdarta, że Sydney, moja opiekunka, pozwoliła mi ją sobie wziąć. Nagle usłyszałam swoje imię, to ona mnie wołała, więc wstałam i podeszłam do niej. To ona przyprowadziła Rogersów.

— To jest Delilah, o niej państwu opowiadałam. — przedstawiła mnie. Uprzejmie pokiwałam głową, ale nie odezwałam się. Nie byłam zbyt otwartą osobą.

— Witaj Delilaho, ja nazywam się Sarah Rogers, a to mój mąż, Joseph oraz syn Steve — wskazała ręka na przedstawiane mi osoby. Niski blondyn pomachał mi ręką.

Remembering you | Bucky Barnes|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz