ROZDZIAŁ CZWARTY

194 25 2
                                    

Noc witająca Śmierć 

Oczy kapłanek patrzyły na świat inaczej niż ludzkie gałki oczne. Ich obraz był skażony mrokiem, który przesuwał się, niczym morskie fale. Czasami te fale uderzały o głazy i tak samo robiła ciemność. Niekiedy czerń drżała i szeptała gorzkie słowa, słowa nieprzeznaczone dla wszystkich. Jisoo, wraz ze swymi trzema siostrami, od dziecka wiedziała, że nie jest zwyczajnym człowiekiem, że ofiarowano jej sekrety, których wielu pożądało i wielu się też obawiało. Jedni z nich byli głupcami, drudzy tchórzami.

Jisoo ani ich nie pragnęła, ani się ich nie bała. Po prostu brała to, co było nieuchronne z rozsądkiem. Ale tym razem, tym razem strach nawet w jej sercu się zagnieździł. I może faktycznie, ona także należała do osób, którymi wcześniej gardziła.

Ciemność szeptała nieustannie. Szeptała i szeptała. Ale potem ten szept przemienił się w donośny krzyk, który rozdzierał bębenki uszne. Nic dziwnego, że jedna z jej sióstr powstała i stanęła przed oknem, patrząc w przepaść, jakby chciała się zrzucić na ostre klify. Jej przezroczysta suknia zafalowała, a łzy zalśniły na bladych polikach. Były czerwone, jak krew w jej żyłach.

Śmierć nadchodzi — syknęła nie swoim głosem to, co wszystkie od paru tygodni wychwytywały pośród cieni. — Śmierć nadchodzi, nadchodzi...

Jennie w końcu przerwała i gwałtownie odwróciła swoją głowę w ich stronę. Dwie pozostałe siostry wraz z Jisoo siedziały na miękkich poduszkach pod baldachimem. Rose wcześniej bawiła się włosami Lisy, ale teraz obie zamarły, równie przerażone.

— Demonie, odejdź — nakazała Jisoo, wstając i przesuwając się do Jennie. — Już przekazałeś to, co miałeś.

Ona was pochłonie, kapłanko. Pożrę wszystko i wszystkich — powiedział głos, posługując się Jennie. Jisoo nie pokazała lęku, mimo że jej serce zabiło mocniej. — Mrok już nie będzie dłużej waszym przyjacielem.

— Odejdź! — krzyknęła kapłanka, dotykając dłonią czoła siostry. Jennie wtedy zatrzęsła się, a potem krew trysnęła również z jej nozdrzy. Jęknęła z bólu i nim całkowicie upadła, Jisoo zdołała ją złapać.

Jennie powoli odzyskiwała świadomość. I po paru spazmatycznych oddechach, w końcu stanęła o własnych, drżących nogach.

— Który z nich do ciebie przyszedł? — zapytała Rose szorstkim tonem. Mimo wszystko zdawała się zachowywać racjonalność nawet w takiej chwili.

Jennie pokręciła głową.

— Nie wiem, mnożą się, jest ich tak wiele, że już nie odróżniam posłańców — westchnęła, ocierając krew, która stygnęła na jej skórze, sprawiając wrażenie brutalnych ran. — Nie wiem kto przybywa i po co. Może nas ostrzegają, a może... może sugerują coś innego.

— Tak — szepnęła Jisoo, patrząc na granatowe niebo — myślę, że mrok już się nas nie boi. Że jego cienie nas w końcu dosięgną. Ale czyż nie takie jest nasze przeznaczenie? Czyż nie taki jest nasz los?

***

W snach Jimin nie czuł poczucia bezpieczeństwa. Bo czasami jego mary nocne przemieniały się we wrogie koszmary, a teraz znowu tak się stało. Śniły mu się setki, wrogich węży, które oplotły jego ciało w zabójczym, bolesnym uścisku. Włożony z nimi do klatki, nie mógł się wyrwać. Szczególnie nie wtedy, gdy czarne ślepia obserwowały go tak uważnie, jednocześnie czerpiąc satysfakcję z jego przerażenia.

— Ciemność nadchodzi — powiedział zadowolonym tonem, uśmiechając się kącikiem ust. Jego masywne dłonie głaskały w tym czasie jednego z białych, oślizgłych węży. Jimin drżał, próbując poprosić o pomoc, bo głowy gadów dostawały się nawet do jego jamy ustnej, pozbawiając całkowicie tchu. I wyjadając wnętrzności.

DIONYSUS || KookminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz