I

454 28 38
                                    

Obudziłam się z jakiegoś powodu leżąc na kanapie, zamiast na łóżku. Wstałam i rozejrzałam się, ale wszystko wyglądało normalnie. Przeciągnęłam się i weszłam do sypialni, w której też nikogo nie było. I wtedy mnie oświeciło. Dzisiaj ma być MCC, a ja obiecałam Willowi kibicować za kulisami. Zerknęłam na drzwi do biura i pędem pobiegłam w ich stronę, otworzyłam i ujrzałam Willa już bardzo wkręconego w grę.

- Jak wam idzie? - zapytałam.

- No tak sobie bym powiedział.

- Słuchaj, wygracie, na pewno.

- Nie mamy szans z Technobladem i Dreamem.

- Zakład?

- O co?

- Jak wygram, zrobimy z ciebie alternatywkę, jak nie, zrobię co będziesz chciał.

- Ech no dobra.

- Czat, jesteście świadkami.

Po tych słowach zabrałam Truflę od dłuższego czasu leżącą na biurku Willa i wróciłam do salonu.

Kilka chwil później usłyszałam pukanie do drzwi. Odstawiłam kicię na kanapę i poszłam otworzyć.
W drzwiach stanęła trójka dzieciaków, na oko może z 12 lat mieli. Wszyscy wyglądali na bardzo ułożonych i grzecznych, jakby wyjęci z jakiegoś filmu o szkołach męskich z lat 40.

- Dzień dobry, proszę pani, czy ma pani może pożyczyć trochę mąki? - zapytał najwyższy.

- Chcieliśmy coś razem upiec, ale nam zabrakło. - dołożył drugi.

- A mamy już prawie wszystko gotowe. - zakończył najmniejszy.

- Poczekajcie chwileczkę, dzieci. Za sekundkę wam przyniosę. - odpowiedziałam. - Willy! Gdzie masz mąkę? 

- W lewej szafce na samej górze! - odkrzyknął.

No super. Wilbur gra, a ja nie jestem w stanie dać dzieciom mąki, bo jestem za kurduplowata.

- Słuchajcie chłopcy, - zwróciłam się do dzieci. - nie mogę wam niestety dać mąki, chyba, że sami sobie ją wyciągniecie.

- Nie ma sprawy, jestem na tyle wysoki, że powinienem dać radę. - odrzekł ten pierwszy.

Zaprowadziłam chłopaka do kuchni, a on szedł za mną bardzo równym i pewnym krokiem. Pozwoliłam mu wejść na blat.
Najpierw delikatnie wsparł się na rękach. Następnie delikatnie wyłożył lewą nogę, potem prawą. Po chwili był już zupełnie na nogach. Sięgnął do szafki, następnie wyciągnął żądany przedmiot. W tle było słychać podekscytowane krzyki Willa.
W pewnym momencie chłopak zaczął tracić równowagę i spadł. Na szczęście trochę pracowałam nad refleksem i udało mi się złapać chłopca. Ten jak gdyby nigdy nic zszedł z moich ramion i skierował się do wyjścia. Potem chłopcy podziękowali i wyszli.

Wtedy usłyszałam stłumiony, lecz dalej donośny krzyk. To był Will. Z przerażenia pobiegłam do jego biura. On w drzwiach rzucił mi się na szyję, a następnie odepchnął lekko i pocałował.

- Co się stało, kochanie? - zapytałam trochę zdenerwowanym głosem.

- WYGRALIŚMY! - krzyknął i jeszcze raz mnie pocałował.

- Ty się tak nie ciesz, bo zaraz robimy z ciebie alternatywkę. - odrzekłam z satysfakcją.

- Nie, nie zgodziłem się na to.

- Chat! - zwróciłam się bezpośrednio do widowni. - Pamiętacie jaką umowę zawarliśmy jakiś czas temu?

- Nie ma mowy.

- Dobra pogadamy potem, ale ludzie nie będą zadowoleni.

Wyszłam z dumą z pokoju i zamknęłam drzwi za sobą. Poszłam do kuchni, żeby zobaczyć, czy mamy przypadkiem coś słodkiego, bo strasznie zachciało mi się coś zjeść. Znalazłam krakersy z czekoladą, więc pomyślałam, że będzie to idealna przekąska. Wyciągnęłam więc pudełko z ciastkami, ze stolika w salonie wzięłam telefon i usiadłam na kanapie, a następnie włączywszy telefon zabrałam się za przeglądanie Minecraftowych wiadomości. Szybko jednak przerwało mi powiadomienie z najbardziej przydatnej apki na moim telefonie: Flo. Powiadomiło mnie ono, że jutro powinnam się przygotować na falę gorącej i czerwonej Niagary w moich spodniach. W ten sposób ten dzień, który był nawet całkiem znośny, stał się jednym wielkim przygotowywaniem do okresu.

Pierwszy i najważniejszy problem: nie mam podpasek. Szybciutko ubrałam się i poleciałam do osiedlowego Rossmanna, żeby tam kupić sobie zapas. Zignorowałam oczywiście fakt, że potem prawdopobnie Will będzie albo chodził z podpaską przyklejoną do czoła i będzie pytał, jak się tego używa, albo sam po prostu zacznie używać nie wiadomo po co. Wyszłam ze sklepu zadowolona z 5 dużymi paczkami środków higienicznych i usatysfakcjonowana zakupami wróciłam do domu.

Problem numer dwa: bielizna. Trzeba zrobić pranie. Niechętnie wzięłam kupkę ubrań z rogu sypialni i podeszłam do pralki stojącej w kuchni. Była ona o wiele bardziej rozwinięta niż moja w domu rodzinnym, a tutaj zawsze pranie robił Will, czego swoją drogą się nie spodziewałam przyjeżdżając do niego. Teraz jednak sama musiałam rozpracować, jak działa to cholerstwo.

- Dzień dobry wieczór, kochanie. - powiedział Will i znalazłszy się za mną, objął w talii i odgarniając moje włosy pocałował w szyję.

- Czego chcesz? Nie zachowujesz się tak normalnie, więc mów. - zapytałam cicho, lecz dosadnie.

- A, że od razu chcę, może byśmy tak razem gdzieś wyszli? Dawno żadnego randewu nie było.

- Może... A teraz może dasz mi rozkminić tę pralkę?

Will odkleił się ode mnie i kucnął przed pralką, następnie kliknął kilka przycisków, przekręcił jakieś pokrętło, zamknął pralkę, a ta momentalnie zaczęła działać.

- Głuptasie, zapomniałeś rzeczy włożyć!

- A to teraz sobie czekaj.

              •                                •                               •

Po dwóch godzinach wreszcie pranie bez ubrań się skończyło i mogłam spokojnie zrobić wszystko od początku. Przynajmniej udało mi się w tym czasie zarezerwować stolik do jednej z lepszych restauracji w mieście. Miejsca mieliśmy na jutro na godzinę 18.
Na szczęście, kiedy byliśmy w domu rodzinnym, wzięłam ze sobą trochę ciuchów, również jakieś kiecki, więc będę się miała w co ubrać... Właśnie! Dom! Kompletnie o nim zapomniałam. Trzeba tam ze niedługo pojechać i zobaczyć, czy wszystko dobrze.

Wyciągnęłam pranie z pralki, która okazuje się już wszystko za mnie wysuszyła, co normalnie mi się nie zdarzało. Jeszcze tylko wyprasować i będzie cud-miód. Tego niestety nie chciało mi się robić już dziś. Bardzo zmęczonym krokiem poczłapałam do łazienki, umyłam się i wskoczyłam do łóżka do Willa.

- Zmęczona jesteś, co? - zgadł chłopak przytulając mnie od tyłu.

- Zdecydowanie. - odparłam ciężko.

- A szkoda, bo miałem ochotę na małe co nieco.

- WILL!

- Tak, tak. A wiesz, że cię kocham?

- A wiem.

~~~~~
Hejoł!!

Zaczynamy ten shit! Bedzie to sie pojawiac z That old guitar na zmianę co drugi tydzien w srody. A teraz tak wyjatkowo we wtorek ;)

955 słów

Przyjaciele...? 2 (Wilbur fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz