1'❅

49 4 0
                                    


Nastolatek był taki jak inni nastolatkowie. Ze swoimi problemami, którzy teraz nie rejestrowali tego, że szkoła jest im potrzebna. Że dzięki niej, ocenom, będą mogli później pracować tak jak zapragnął niż pracować w jakimś sklepie, albo po prostu zbierać śmieci z ulicy, albo parków. Jednak chłopak zawsze powtarzał; żadna praca nie hańbi i nie widział teraz problemu w tym jak olewał szkołę.

Był tym uczniem, który chodził do tego "burdelu" okazjonalnie, albo jak mu się chciało. Od zawsze nie przepadał za szkołą, odkąd tylko zaczął chodzić do zerówki sprawiał problemy, odkąd musiał myśleć i uczyć się, być odpowiedzialnym, uważał szkole za jeszcze większe zło niż było. Naprawdę gardził nią okropnie. Nie lubił nauczycieli, którzy zawsze byli okropni, nie liczyli się ze zdaniem ucznia i byli surowi. Nie lubił tych ośmiu lekcji, nie lubił dzwonków na lekcje, nie lubił korytarzy. Takim sposobem gdy zaczął liceum, totalnie spisał szkole na straty, zapisując ją na czarnej liście.

Nie to, że był głupi, bo wcale nie. Siódma i ósma klasa, była naprawdę w miarę dobra. Miał raz takie oceny, raz takie i wtedy chodził do szkoły. Musiał się uczuć, musiał do niej chodzić ale to tylko i wyłącznie dlatego, że jego mama sprawowała nad nim kontrole. Ale gdy tylko poszedł do liceum, sporo dalej od zamieszkania jego domu, olewał sprawę. Rozumiał rzeczy w szkole, często główkował jak już przyszedł do szkoły i znalazł się na sprawdzianie, był inteligenty ale bardzo, ale to bardzo leniwy. Oraz uważał, że szkoła do życia mu potrzebna nie jest.

Takim sposobem gdy jechał razem z szoferem swojej rodzicielki, kazał mu się wysadzić przed szkołą po czym poczekał aż odjedzie i pokazał środkowego palca budynkowi i ruszył w stronę jego ulubionej kawiarni. Słońce świeciło naprawdę mocno i nawet nie przejmował się tym, że widziała go nauczycielka. I tak nie dodzwoni się do jego mamy, ponieważ ta pracuje w szpitalu a do taty to już nawet nie wspomni. Zawsze zapracowany a dom traktuje jak hotel.

Uśmiechał się lekko do siebie, trochę tańcząc na chodniku do piosenki BLACKPINK – Kill This Love. Nie interesowało go to, że ludzie jeżdżący do pracy patrzyli na niego jak na dziwaka, on był w swoim świecie. Lubił te dni, gdy nie szedł do szkoły (a one zdarzały się często) i miał wywalone na calutki świat.

Uśmiech mu się poszerzył gdy stanął przed kawiarnią która była wśród innych budynków, jednak ona wyróżniała się na tle. Nad drzwiami na których na różowej kartce pisały godziny otwarcia, wisiał napis JIN LAND także różowego koloru. Schował słuchawki do plecaka, po czym wszedł do środka a dzwonek oznajmił kilku jak narazie klientom, że ktoś wszedł. Tak samo jak właścicielowi kawiarenki. W środku było naprawdę przytulnie i ładnie pachniało, że chłopak zastanawiał się czasami czy jakby tu nocował, to nazajutrz pachniał by tymi wszystkimi ciasteczkami.

- O mój najlepszy klient! W tył zwrot i do szkoły. - powiedział na samym początku słodko Seokjin po czym zmienił ton głosu na rozkazujący. Chłopiec bardzo lubił Seokjina, lubił jego poczucie humoru, jednak nie lubił jak mówił mu co ma robić. Uśmiechnął się do niego słodko i nie słuchając się go, podszedł do lady.

- Witał hyung! Ja cię zawsze tak miło witam. Pytam o dzień i różne takie a ty jak zawsze. - westchnął smutno, kładąc plecak obok.

- Ja nie żartuje, Jungkook. Zdajesz sobie sprawę z tego, że pomimo nawet tych dobrych ocen to ilość twoich nieobecności też się liczy? Przez to, mogąc wywalić cię ze szkoły. - Seokjin zachowywał się jak jego matka, która zawsze wiedziała co dla niego najlepsze. Wkurzało go to niemiłosiernie mocno. Aż czasami nie panował nad swoich wybuchowym zachowaniem.

- Ale... - zaczął młodszy sprawnie omijając mężczyznę siedzącego krzesło od niego, po czym wszedł za ladę i wziął do ręki truskawkowy koktail który przygotował mu Seokjin. - Zrobiłeś go dla mnie.

my man is a murderer - jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz