Czasami się zastanawiałem, jak wyglądałoby moje życie, gdybym żył w innym wymiarze i miał wszystko całkowicie na odwrót. Zamiast ojca alkoholika i matki, która się wszystkiego boi, miałbym eleganckich i wspierających rodziców jak Karolina. Nie mieszkałbym w małym domku socjalnym, które całe gnije i się rozpada, a w ogromnej willi z kryształowym żyrandolem jak Dawid. Może miałbym masę przyjaciół, był odrobinę mniej skrzywiony i czekałaby mnie świetlana kariera aktora, a wszystkie pierwszoplanowe role byłyby moje. Oczywiście były to tylko głupie bajeczki, które wymyślałem sobie przed snem, albo kiedy za bardzo przytłaczało mnie wszystko w prawdziwym życiu. Czasami łatwiej było mi zacząć wymyślać wyimaginowane historyjki i rożne nieprawdopodobne scenariusze, niż stawić czoła niezbyt ciekawej rzeczywistości.
Musiałem z tym skończyć. Dobrze o tym wiedziałem, bo wybieganie aż tak w fantazje, wcale nie było dobre ani zdrowe. Aktualnie wcale nie było przecież tak źle. Odzyskałem Dawida, miałem Billa, który był najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem mieć, odłożyłem trochę pieniędzy i nie byłem już aż tak biedny, jak na początku wakacji. Nie było tragicznie, było nawet całkiem nieźle, o wiele lepiej niż dotychczas. Było tak dobrze, że aż sam miałem wyrzuty sumienia, że nie do końca mnie to wszystko cieszyło, tak jak powinno. Jasne, nie wszystko poszło po mojej myśli, ale starałem się zachować spokój i myśleć pozytywnie.
Trudno było jednak zachować spokój, kiedy Dawid nie dawał mi spokoju, ciągle pytając, kiedy przestanę się obrażać, a Kryspin był dosłownie Tomkiem i podrywał jakieś dziewczyny, które były chyba w wieku mojej siostry. Obrzuciłem go jedynie gniewnym spojrzeniem i jakimś cudem odciągnąłem od chichoczących dziewczyn, zanim pojawiłaby się policja i wzięła go za pedofila, albo co gorsza Marysia. Nie chciałem drugiej awantury, już jeden incydent z panią Aldoną mi wystarczał.
- Słuchajcie, nie chcę was straszyć, ale ten tutaj to naprawdę groźny członek mafii – wkroczyłem pomiędzy nich i ściszony głosem powiedziałem do nastolatek. Nie za bardzo to je przekonało, bo tylko oczy im rozbłysły, a ja nawet się temu nie dziwiłem. Bill wyglądał bardziej jak przyjazny klaun na przyjęciach dla dzieci, a nie jak mafiosa.
- Jest taki czarujący, to niemożliwe! - zachichotała jedna z nich, drobna blondynka, więc wybałuszyłem na nią oczy i udałem przerażenie.
- No tak, taka jest jego rola, zwabia takie naiwne dziewczyny jak wy, a później razem z tamtym – wskazałem głową na Dawida, który wyglądał na znudzonego – porywa je i handluje ludźmi, gdzieś za granicą – chyba moja słaba gadka podziałała, bo druga zaczęła coś nerwowo szeptać do ucha blondynce – tamten co tam stoi, właśnie uciekł z więzienia. Pracuję tutaj w kurorcie i przed chwilą weszli i zaczęli mi grozić bronią – wyszeptałem płaczliwie i spuściłem wzrok – błagam uciekajcie, nie chcę żebyście były następne – podniosłem na nie wzrok, załzawionymi oczami i to był dobry krok, bo od razu się cofnęły.
- Zmywamy się stąd – zarządziła jedna i zaraz obie z przerażeniem na twarzy, pobiegły szybko do jednego z domków rodzinnych.
- Stary, to było epickie! I to się nazywa zabawa, a jak wiadomo mała impreza nigdy nikogo nie zabiła. - Kryspin ryknął śmiechem i zaczął klaskać, a ja uśmiechnąłem się krzywo i zacząłem wycierać oczy – płakać na zawołanie to dopiero jest talent, gdzie się tego nauczyłeś Eryś? - zapytał mnie olbrzym, wciąż się zaśmiewając.
- Moja nowa magiczna sztuczka – odparłem ironicznie, lekko się kłaniając.
- Jasne to było epickie, ale lepiej stąd spadajmy, bo tak im nagadałeś, że zaraz przyjedzie to policja i serio pójdziemy siedzieć za twój wyimaginowany handel ludźmi – wtrącił się cierpko Dawid, podchodząc do nas. Już miałem mu coś odpowiedzieć, kiedy Bill objął go ramieniem.
CZYTASZ
That summer feeling is gonna haunt you
Ficção AdolescenteDRUGA CZĘŚĆ "A LITTLE PARTY NEVER KILLED NOBODY" Tęsknie za nim prawie codziennie, nie tylko w nocy, ale nawet gdy jestem zajęty. Nawet w tak piękny, słoneczny dzień, jak wczoraj. Czasami mam wrażenie, że go widzę lub słyszę jego głos. Czasami jadę...