𝖳𝖠𝖢𝖤𝖭𝖣𝖠

312 45 12
                                    

things better left unsaid; matters to be passed over in silence

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

things better left unsaid; matters to be passed over in silence

– Mój ulubiony miesiąc?

– Sierpień, a bardziej jego koniec.

– U-uh. A czemu?

– Bo wtedy zbiera się winogrona na wino mniszkowe.

Bard zeskoczył zgrabnie z podłużnej skały, po której dreptał wcześniej niespiesznie. Poprawił później pelerynę na swoich ramionach i posłał chłopakowi uśmiech, co wyrażał bardziej niezadowolenie, niżeli radość.

– Dobra, zgadłem trzy, to teraz ja – zaczął blondyn z wysoko podniesioną brodą. – Moja najbardziej znienawidzona komisja?

Niezbyt pewny brunet zrównał krok ze złotookim i zamyślony wodził przez chwilę wzrokiem za lecącym przed nim niebieskim motylem.

– Waham się między sabotowaniem balonu i jakąkolwiek, która jest związana z Dragonspine – odpowiedział rozbawionym głosem, spoglądając na rozpromienionego chłopaka, idącego żwawo koło niego.

– No, musisz wybrać, nie ma tak łatwo – rzekł z psotliwym, szerokim uśmiechem na ustach.

– Jakoś się rozwydrzyłeś po tym piciu z Kaeyą – zarzucił bard, marszcząc brwi.

– Wybieraj, nie mędrkuj.

– Pf. Niech ci będzie, Dragonspine – strzelił.

– Dobrze. – Pokiwał głową. – Gdybym miał wybierać między naleśnikami Noelle a potrawką Barbary...

– Wybrałbyś mój gulasz.

– Głupi, masz wybrać między tymi dwoma – ofukał go.

– Naleśniki Noelle – odrzekł i westchnął tylko, pewny siebie.

– Źle. Wolę potrawkę Barbary.

– Przecież zawsze narzekasz, że jest za ostra! – uniósł się z niezrozumieniem, ale na widok Aethera, patrzącego na niego z politowaniem, roześmiał się.

– Co nie znaczy, że nie jest lepsza.

– To niesprawiedliwe. Ja nie zadawałem ci takich trudnych pytań.

– Było mnie po prostu lepiej obserwować. – Po wypowiedzeniu tych słów, zarzucił długi warkocz na plecy. – Ostatnie. Którą twoją piosenkę lubię najbardziej?

To zdanie wybrzmiało z ust blondyna jak prawdziwa zaczepka. Jeszcze ukradkowe spojrzenia rzucane Venti'emu przez ramię, dodatkowo podkusiły go, by pociągnąć chłopaka za ten felerny warkocz, co podskakiwał mu z każdym radosnym krokiem. Bard trzymał jednak ręce przy sobie, czekając na bardziej odpowiednią okazję, by inaczej podburzyć Aethera, oczywiście w tym figlarnym znaczeniu. Nie myślał nawet, by specjalnie denerwować swoją uroczą sympatię, co od wcześniej wspomnianego wieczoru z kawalerią zaczęła zachowywać się coraz śmielej, o ile było to w ogóle możliwe.

Brunet znosił już niejednokrotnie sarkastyczne do szpiku kości pyskówki blondyna, co brzmiały jednocześnie jak prawdziwe uwagi, wytoczone, aby zrugać, a ile razy kłócili się, o byle bzdety, gdzie Aether dawał mu nie raz popalić i kazał zgubić się gdzieś w krzakach, by nie musiał oglądać barda ponownie! Nie sposób było zliczyć. Często też trzepał bruneta po łapach, gdy ten próbował podebrać jakieś składniki, które aktualnie miał wrzucać na patelnię, by delikatnie je podsmażyć. A teraz? Venti miał wrażenie, że blondyn coraz dłużej utrzymywał z nim kontakt wzrokowy, co wcześniej kończyło się zawsze ogromnym rumieńcem i westchnięciami zażenowania, takimi gorzkimi i żałującymi nawet. Ostatnio natomiast wpatrywał się w turkusowe oczy bruneta z lekko przymkniętymi powiekami, a brodą opartą na dłoni. Venti zawsze gadał dużo, a podczas jego dłużących się monologów, złotooki zazwyczaj śmiał się i dogadywał, a gadka toczyła się, rozwijała, aż obu im brakowało śliny w ustach. Za to wczorajszego wieczora, spędzając miło czas przy czarnej herbacie i świeżo upieczonym serniku – bez rodzynek, których Venti, o dziwo, nie znosił – blondyn jedynie przytakiwał, uśmiechał się ciepło i słuchał uważnie motającego się barda, machającego rękoma, próbującego opowiedzieć, jak na ostatnim występie w barze ktoś rozpoczął bójkę. Wzrok Aethera przyprawił go wtedy o ciarki na plecach i chyba po raz pierwszy kiedykolwiek zarumienił się tak wściekle. Mamrocząc pod nosem „o co ci chodzi?" miał raczej na myśli – Och, Aether, nikt wcześniej w moim życiu na mnie tak nie patrzył – jednakże język stanął mu kołkiem i nie dał rady wykrztusić z siebie ani słoweńka więcej.

Bo prawdą było, że nie przypominał sobie, by ktokolwiek obdarowywał go taką ilością czułości i uwagi. Te wprawdzie nic nie znaczące gesty złotookiego rozpalały barda lepiej niż kiedykolwiek jakikolwiek alkohol.

I nigdy nie czuł się takiego gorąca, jak przy nim. Nie znał tego uczucia, choć towarzyszyło mu zadziwiająco często.

A to wszystko, tylko przez głupie spojrzenia.

Chyba oszalałem – wyrzucił sobie w myślach, gdy jego wzrok znów splótł się niewinnie z błyszczącymi, bursztynowymi oczyma blondyna.

– No, ja czekam~ – zarzucił nieświadomy tego, co dzieje się właśnie w głowie bruneta, Aether. Spoglądał radośnie jeszcze przez chwilkę na lekko zagubionego Venti'ego, który próbował coś powiedzieć. Potem, już bardziej zmartwiony niż wesoły, dodał: – Wszystko w porządku, coś się stało?

I podszedł do niego, za blisko nawet, jak sądził wtedy brunet. Nie umiał wymazać w tamtym momencie Aethera z poprzedniego wieczora. Odbierało mu to umiejętność logicznego myślenia.

– Ja...ja powiedziałem coś nie tak? – Obarczył się od razu winą, kładąc mu czule dłonie na ramionach. Tak, jak zawsze robił to Venti, gdy on czuł się źle. Jeszcze większy rumieniec na twarzy barda już zupełnie zbił go z tropu.

– Nie, nie! – od razu powiedział, ale znów zabrakło mu słów.

– Źle się czujesz? Powiedz mi.

Złote, zmartwione oczy otaksowały rumianą twarz bruneta, na co ten zaśmiał się niezręcznie, trochę niepewnie, po czym opuścił wzrok.

– Po prostu wróćmy do domu. – Ściągnął ramiona i zrobił pół kroku do tyłu. Nie mógł znieść swojego dudniącego serca.

– Oj, Venti – szepnął blondyn.

Głos chłopaka ponownie stał się miękki, opatulający i choć nadal gdzieś zamajaczyło zmartwienie, zostało ono stłamszone przez ogarniające ciepło, okrywające Venti'ego miłym kocykiem czułości. Aether ujął potem delikatnie dłoń barda, tak niespiesznie i wdzięcznie, gładząc troskliwie ją kciukiem. Turkusowooki spojrzał, nawet nie myśląc wtedy, na ponownie wesołą twarz swojej sympatii, obdarowującą go życzliwym uśmiechem. Przełknął ślinę. Jego ciekawy wzrok zatrzymał się nieelegancko na jego malinowych ustach, wykrzywionych subtelnie, odsłaniających białe zęby. Policzki zrobiły się jeszcze gorętsze, powietrze jakby zniknęło. Nim minęła chwila, odwrócił się oniemiały, czekając, co powie złotooki na tak bezwstydny czyn. Wyśmieje go? A może wykrzyczy jakieś wulgaryzmy, obrzydzony? Ten jednak nie wypowiedział ani słowa. Nadal trzymając barda za ręką, skierował się ku miastu, cały czas, czule gładząc zewnętrzną część jego dłoni.

Venti tak bardzo żałował, że wtedy go nie pocałował.

⟬✓⟭ Aesthete | Aether x Venti Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz