318 11 41
                                    

Wawel, 12 lutego 1386r.

Komnaty wawelskie

Przebywał w pomieszczeniu, które mu wskazano. Z tego co udało mu się usłyszeć komnata ta niegdyś należała do króla Kazimierza - wielkiego władcy, bardzo tu szanowanego i pamiętanego. A już za kilka niedziel to ON stanie się tu królem. Przekraczając bramy zamku wawelskiego towarzyszyły mu mieszane uczucia. Mimo wszystko jak zawsze zachowywał zimną krew i nigdy nie dawał po sobie poznać, że coś go trapi. Nadal pewności nie miał czy czyni dobrze, wyrzekając się tego co dotychczas było mu znane i najdroższe jego sercu. Całe szczęście, że przy jego boku był Skirgiełło - najbliższy brat, najbardziej zaufana mu osoba.

Siedział teraz w swojej wannie w kształcie konia, którą niezwłocznie kazał wnieść do komnaty. Zwykle czynność ta zajmowała mu dłuższy czas, ciepła woda koiła jego nerwy i pomagała pozbierać myśli. Teraz było jednak inaczej. W prawdzie podczas zjazdu w Lublinie, polscy panowie zapewnili go o swojej wierności i jednogłośnie obrali go królem. Czy to wystarczyło by Jogaiła poczuł spokój? Nie. Czekało go jeszcze jedno, najważniejsze dla niego wydarzenie. Spotkanie z nią. Wiedział doskonale jakie młoda królowa może mieć o nim mniemanie. Słyszał przecież plotki odnośnie jego wyglądu, obyczajów... a raczej ich braku. I Węgierka zapewne w nie uwierzyła skoro swojego rycerza wysłała aby przyjrzał się posturze swojego przyszłego męża. Jogaiła zaśmiał się pod nosem na samo wspomnienie. Sam już nie wiedział czy u Jadwigi główną rolę odegrał strach czy raczej odwaga, aby zdecydować się na tak radykalny krok. Miał tylko nadzieję, że Zawisza nie skłamał z wyglądem Wielkiego Kniazia i uspokoił swoją Panią. Z zamyślenia wyrwał Jogaiłę dźwięk skrzypnięcia drzwi. Wszedł Opanasz.

- Panie, już czas...

Komnaty Najjaśniejszej Pani

Po raz kolejny wygładziła poły sukni, którą kazała dziś na siebie włożyć. W lustrze przypatrywała się swojej twarzy. Nie dostrzegła na niej ani lęku ani niepokoju. Jedynie spokój. Śmiertelny spokój. Od powrotu Zawiszy poczuła ulgę i choć nigdy w plotki na temat oblicza Wielkiego Księcia nie uwierzyła, rozmowy Eufemii o tym jaki to dziki i nieokrzesany barbarzyńca wcale nie podnosiły jej na duchu. Być może jej samopoczucie związane było ze snem, który nawiedził ją ostatniej nocy. Po raz kolejny śniła o spotkaniu z Jogaiłą, jednak po raz pierwszy w śnie tym nie odczuwała lęku, a ...poczucie bezpieczeństwa. W żadnej ze swych nocnych mar nie widziała twarzy mężczyzny, jedynie zarys jego sylwetki i tajemniczy przedmiot na jego palcu. Stała teraz przy oknie. Oknie, przez które przed południem wypatrywała orszaku Olgierdowicza. I choć miała nadzieję ujrzeć twarz Jogaiły jeszcze przed oficjalnym spotkaniem, nie udało jej się to. Przed oczami mignęła jej tylko twarz księcia Skirgiełły, poznanego wcześniej. Człowiek ten choć z natury specyficzny wydał się jej sympatyczny i szczery. A przecież ludzką szczerość Andegawenka wysoko sobie ceniła. Miała również nadzieję, że szczerze mówił o swym wielkim bracie, kiedy to wychwalał wszystkie jego cechy.

- Pani, może jednak zmienisz suknię na mniej skromną? - z zadumy wyrwała ją Margit przeglądając kufry.

Jadwiga przecząco pokręciła głową.

Margit doskonale pamiętała, kiedy orszak księcia Wilhelma zjechać miał do Krakowa, a jej Pani kazała nałożyć na siebie najbardziej wytworną z sukni, aby zwrócić na siebie uwagę młodzieńca. Czyżby więc Wielkiemu Księciu królowa nie chciała się przypodobać?

- Masz słuszność, Pani. – wtrąciła się Śmichna. –Piękniejszej niewiasty od ciebie w życiu nie widziałam, skromna suknia w niczym nie przeszkodzi. –uśmiechała się brzezianka.

Jadwiga nie odpowiedziała jednak po chwili w jej oczach dwórki dostrzegły iskierki.

- Wyjmijcie z szafy futro. To od babki Elżbiety – powiedziała po chwili.

Król i książę na WaweluOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz