Koniec lipca. Nad jeziorem. Wtedy Rita się w niej zakochała.
Ojciec Agi, który niezbyt interesował się losami jedynej córki, chciał spędzić urlop nad jeziorem, ale w ostatniej chwili coś mu wypadło, więc wynajęty domek letniskowy pozostał pusty. Zadzwonił więc do byłej żony, czy ona lub córka nie mają ochoty na spontaniczne wakacje. Pomysł od razu podłapały Aga i Rita – to była idealna okazja, by wyrwać się z miasta we dwójkę, w dodatku bez rodzicielskiego nadzoru. Po długich błaganiach i przekonywaniu, że niepełnoletniość Agi w żaden sposób nie przeszkadza w wypoczynku, wreszcie otrzymały zgodę.
Mimo komarów i innych robactw zbierających się nad wodą, Aga czuła się jak w amerykańskich filmach dla nastolatek. Całymi dniami pływały z Ritą w jeziorze lub odpoczywały na leżakach, popijając piwko i lemoniadę. Tylko jednego dnia padało, więc musiały siedzieć w domku, oglądając kilka programów telewizyjnych naprzemiennie, bo żaden nie oferował ciekawych treści.
W każdym razie nad jeziorem były cudowne. I Aga w życiu nie przypuszczałaby, że jej najlepsza przyjaciółka zaczynała wtedy coś do niej czuć. Nie była w stanie sobie wyobrazić, jakie to wszystko musiało być niekomfortowe – przecież Rita nie miała się gdzie zaszyć na tych wakacjach, przemyśleć wszystkich uczuć na spokojnie. Każde zbliżenie, nawet nieświadome, musiało być w jej oczach nieznośne. Czemu tego nie zauważyła? Czy to Rita doskonale się kryła? Czy to ona była zbyt skupiona na sobie?
Przez tę całą refleksję zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, co się dzieje w oglądanym właśnie serialu. Kliknęła pauzę, przeczesała dłonią włosy i westchnęła. Wszystko to było strasznie ciężkie. Z jednej strony Rita nie pozbyła się swoich uczuć, mimo zapewnienia, że ich relacja wraca do normy. Ale z drugiej – ona ciągle chciała czegoś więcej, nawet jeśli głośno temu zaprzeczała. Udawanie, że to nie miało miejsca było ciężkie dla obu stron. Uwielbiała Ritę, od wielu lat miała przy sobie tylko ją. Ale przecież taka przyjaźń nie miała sensu.
– Ritka! A co ty tu robisz, skarbie? – Aga usłyszała głos swojej matki zza drzwi. Przez strach, a raczej zaskoczenie, przeszły ją dreszcze.
– Przyszłam odwiedzić naszą kalekę. A, i wysłałam ci link do tego sklepu z butami... tym, o którym ostatnio rozmawiałyśmy...
– A, wiem, zaraz zerknę, dzięki. Aga jest u siebie.
Przyjaciółeczki od siedmiu boleści, zdążyło jej przelecieć przez myśl, zanim Rita otworzyła drzwi pokoju.
– Dzień dobry, co to za opierdalanko beze mnie?
– Co to za zakupy beze mnie? – odparła Aga nieco zdenerwowana. Nie wiedziała jeszcze, co zrobić w sprawie Rity, a ona już się tu pojawiła! Stwierdzenie, że było jej pełno wszędzie, to za mało. „Wszędzie" to po prostu zbyt wąskie określenie na jej nieustanne eskapady.
– Mistrzostwa idą, szukamy całą drużyną nowych butów, bo chcemy na meczach wyglądać profesjonalnie. Nie jest łatwo znaleźć dobre buty, a żeby przy okazji nie przepłacić, to już w ogóle jest sztuka... No, ale to nieważne, przyniosłam twoje ulubione chrupki.
Rita wyciągnęła z torby chrupki orzechowe, po czym rzuciła je na łóżko. Sama za nimi nie przepadała, ale wiedziała, że Aga mogłaby je jeść bez przerwy. Na początku Adze kojarzyły się z dzieciństwem, ponieważ babcia często je kupowała, zwłaszcza, kiedy chciała odciągnąć jej myśli od rozwodu rodziców. Wtedy pochłaniała mnóstwo słodyczy, ale tylko chrupki orzechowe pozostały w jej sercu. Dopiero z czasem wspomnienia z ulubioną przekąską zaczęły się zmieniać – teraz kojarzyły jej się z Ritą i jej narzekaniem, że o wiele bardziej woli cebulowe krążki, bo można z nich robić pierścionki, i w ogóle są smaczniejsze. W każdym razie najlepsze jedzenie to takie, z którym ma się miłe wspomnienia.
– Nie rzucaj chrupkami, bo się pogniotą... – powiedziała, po czym otworzyła opakowanie.
– Temu czemuś już nic nie może zaszkodzić – odparowała Rita, siadając po drugiej stronie łóżka.
– Zamknij się... i dziękuję za prezent.
– Drobiazg. Co z ręką? Ile jeszcze musisz nosić gips?
– Tydzień z hakiem, jeśli wszystko pójdzie dobrze.
– No i super, to jeszcze zdążymy razem pojeździć. Od października zaczynamy treningi na dobre. Będą pot i łzy!
– Widzę, że bardzo cię to cieszy.
– Wiesz, w te wakacje nikt w drużynie nie próżnował. Serio, widzimy spore postępy, jesteśmy szybsze i silniejsze, i chyba naprawdę w tym roku możemy wygrać...
Oczy Rity błyszczały z ekscytacji. Mimo że jej słowa na to nie wskazywały, pewnie w myślach już widziała swoją drużynę z mistrzowskim tytułem. W zeszłym roku bardzo się starała, ale obrończyni z głównego składu była kontuzjowana i jej brak dał się całemu zespołowi we znaki. Skończyły na trzecim miejscu, co było bardzo dobrym wynikiem, ale dla Rity niesatysfakcjonującym. Przez najbliższe miesiące będzie się liczyło dla niej tylko zwycięstwo.
Może to i dobrze. Skupi się na treningach i zapomni o miłości. Chociaż, kto wie, czy to w ogóle możliwe – Aga na pewno tego nie wiedziała. To uczucie omijało ją szerokim łukiem. Kiedyś miała z tym spory problem, bo porównywała się do rówieśników, którzy wchodzili w pierwsze związki i każde zbliżenie z drugą połówką traktowali jak świętość. Z czasem zrozumiała, że nie potrafi zacieśniać relacji z nowymi osobami. Zawsze obok była tylko Rita – reszta zmieniała się w zależności od miejsca, w którym przebywała. Budowanie nowej, silnej znajomości, zaczynając od zera wydawało jej się niewiarygodnie trudne. A miłość? – ona była w tym wypadku abstrakcją.
– Wierzę, że uda wam się wygrać – przyznała, na co Rita uśmiechnęła się szeroko.
– I to rozumiem, potrzeba nam wiernych kibiców! A właśnie, może chciałabyś przyjść kiedyś na trening?
Aga zmarszczyła brwi. Zazwyczaj nie była o to pytana. Po części dlatego, że nie lubiła kosza – życie z matką-trenerką to zapewniało jej już nad wyraz dużo emocji okołokoszykarskich. Poza tym ten skrawek życia był dla Rity czymś, co miała tylko dla siebie, nie wpuszczała jej do niego. Całą drużynę znała przede wszystkim z anegdot, widziała je może raz czy dwa na meczach. Aga nie miała takiego skrawka, Rita wypełniała niemal całą przestrzeń jej życia.
– Jeśli chcesz, to mogę przyjść – odparła wreszcie, trochę jakby od niechcenia. Nie chciała dać po sobie poznać, że jest zaskoczona propozycją.
– Tak sobie pomyślałam, że musisz zobaczyć nas w akcji – powiedziała Rita. Najwyraźniej poczuła zmieszanie Agi.
– Pewnie, przyjdę. Czym sobie zasłużyłam na to zaproszenie?
– Idź mi z tymi sarkazmami! Zaraz sezon się skończy i praktycznie nie będziemy się widzieć.
Miała rację. Zawsze jesień była zarezerwowana dla treningów Rity. Poza tym październik i listopad były ulewne, a spadające liście uniemożliwiały swobodną jazdę. Siłą rzeczy był to czas na przerwę od deski.
– Właśnie dlatego – ciągnęła Rita – fajnie by było widzieć się chociaż na treningach. A jeśli pogoda się nie zepsuje tak wcześnie, będziesz musiała jeździć na desce sama. Albo znaleźć kogoś innego.
– Pieprzysz farmazony.
Uśmiechnęły się do siebie, ale żadna nie była skora do dalszego żartowania. Aga nie mogła przestać myśleć o Ricie. Była w stanie odrzucić wszystkie dotychczasowe uczucia tylko po to, by zatrzymać Agę przy sobie. A przecież żadna z nich nie wiedziała, czy to w ogóle może się udać.
*
Cześć! Wielkie ukłony dla wszystkich, którzy dotrwali i to czytają. Jak widać, trochę mi zajęło napisanie rozdziału, głównie przez sesję oraz niezbyt dobrą kondycję psychiczną. Mam wielką nadzieję, że uda mi się przyspieszyć tempo, żeby nikt nie zapomniał, o czym to opowiadanie w ogóle jest.
Trzymajcie się jakoś w to okropne lato.
CZYTASZ
Farmazony
Fiksi RemajaAga chciała jeździć na desce bez żadnych zmartwień i zbędnych obowiązków. Chciała też, żeby Rita nigdy nie wyznała jej miłości. Trochę wolno pisane, ale w wakacje postaram się przyspieszyć.