Przyglądam się Kaenowi i z całych sił powstrzymuję się przed wpadnięciem w histerię.
- Boli cię coś?- wysilam się na pytanie.
- Głowa- odpowiada krótko.
- A twoja rana? Wdałeś się w bójkę i ktoś wbił ci sztylet...
Chłopak od razu zaczyna się oglądać i odwija bandaż, który zakrywał jego ranę. Po rozcięciu nie ma ani śladu, nawet drobnej blizny. Gdyby nie szwy, które założyła mu Ishi, nie byłoby w ogóle wiadomo, że kiedykolwiek się uszkodził.
- I co teraz? Gdzie ja mieszkam? Mam jakąś rodzinę?- zalewa mnie falą pytań.
- Twoja mama ucieka przez wymiarem sprawiedliwości, bo zwiała z więzienia, a twój ojciec nie żyje.
- Nagle strata pamięci nie wydaje się taka zła- komentuje, chociaż w jego głosie cały czas słychać strach. Odruchowo chcę go objąć, ale się odsuwa.
- Przepraszam. Nie mogę się przyzwyczaić do tej sytuacji.
- Nic się nie stało.
Najchętniej bym się teraz rozpłakała, ale nie chcę, aby Kaen poczuł się winny, skoro odpowiedzialność za to wszystko ponoszę tylko i wyłącznie ja.
- Może gdybym znów spróbowała cię uzdrowić, to byś sobie wszystko przypomniał- rzucam pomysłem.
- Nie!- sprzeciwia się stanowczo.- Nie ma takiej opcji. Nawet nie wiem, czy mnie nie okłamujesz, nie ufam ci.
Wychodzę z pokoju i idę do siebie. Te słowa totalnie mnie załamują. Siadam na sofie i zaczynam płakać. Nie wychodzę z pomieszczenia już do rana. Nie mam siły z nim dłużej rozmawiać. Gdy wychodzę z pokoju i idę do kuchni, zastaję tam Kaena i Ishi, którzy prowadzą pogawędkę. Kiedy tylko pojawiam się w polu ich widzenia, atmosfera momentalnie gęstnieje.
- Cześć- witam się i uśmiecham się.
- Hej, mam coś ważnego do zrobienia- odpowiada Ishi i się ulatnia.
- Ja idę się przewietrzyć- mówi Kaen i również wychodzi.
Oboje mnie unikają przez kilka dni. Nawet już przestaję podejmować jakiekolwiek próby rozmowy z Kaenem. Nie wiem, co mam robić, bo widzę, że chłopak dogaduje się tylko z Ishi. Nawet wydaje się być nią zauroczony. Spędzają czas tylko w swoim towarzystwie, a ja jestem sama. Po tygodniu tej katorgi w końcu podejmuję decyzję o powrocie do domu. Nie będę przecież zakłócała ich szczęścia.
- Muszę wam coś powiedzieć. I proszę, tym razem mnie wysłuchajcie zanim mnie spławicie, dobrze?- zaczynam pewnego wieczora.
Kaen i Ishi wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, ale słuchają.
- Podjęłam decyzję, że jutro rano wyruszę w drogę do domu. Miło było was poznać- odwracam się na pięcie i idę do innego pomieszczenia, bo łzy zaczynają lecieć mi z oczu. Serce mi pęka na milion kawałków. Jestem tak rozbita emocjonalnie, jak jeszcze nigdy nie byłam. Żadne z nich nie rozmawia ze mną aż do rana. Gdy jestem już gotowa do drogi, po prostu wychodzą, aby się ze mną pożegnać.
- Dziękuję za wszystko- mówię do Ishi.
Spoglądam na Kaena. Nie ma takich słów, abym mogła opisać mu, jak wiele dla mnie znaczy, ale silę się tylko na jedno zdanie.
- Uważaj na siebie.
- Mirai, nie jestem już tą osobą, którą znałaś, więc nie smuć się tak. Może tak będzie lepiej, naprawdę.
- Nie masz nawet pojęcia o czym mówisz, nie będę potrafiła przestać cię kochać, nawet jeśli ty nie czujesz nic do mnie. Za dużo razem przeszliśmy, abym mogła tak po prosu wyrzucić cię z pamięci. Zawsze będziesz moim Kaenem, tym, który uratował mi życie, tym, za którym tęskniłam miesiącami i tym, który pojawił się w królewskim pałacu, aby powiedzieć mi, że wszystko będzie dobrze i będzie przy mnie. Muszę cię jeszcze przeprosić, bo dziś jestem zmuszona złamać swoją obietnicę. Niedawno powiedziałam ci, że już nigdy cię nie opuszczę, ale dziś nie pozostawiasz mi wyboru i muszę złamać dane ci słowo. Mam nadzieję, że będziesz tutaj szczęśliwy, mój książę- dodaję na koniec i wychodzę z budynku nawet nie czekając na jego reakcję.

CZYTASZ
Ognista krew// ATLA fanfiction
Hayran KurguWszyscy przyjaciele Avatara Aanga założyli już własne rodziny. Wiodąc spokojne życie w Mieście Republiki wychowywali swoje dzieci w przyjaźni. Wszystko układało się dobrze do momentu, w którym stary znajomy żony Sokki nie przypomniał im o sobie. Męż...