Daisy mi nic nie powiedziała, zaś gdy chciałem porozmawiać z Verą, powiedziano mi, że została już wypuszczona, a jej rodzice wyjechali z nią za miasto. Oczywiście sprawdziłem to i ich dom rzeczywiście stał pusty.
Nawet jeżeli, nie było żadnego kultu, nie dowodziło to niewinności Perronów. Plan musieliśmy kontynuować dalej tak samo.
Data ślubu zbliżała się nieubłaganie. Został już tydzień, a ja prawie codziennie wychodziłem z Warrenem. Zbliżyliśmy się do siebie. Siedzieliśmy u niego słuchając winyli, leżąc na łóżku i gadając na różne tematy. Nawet nie zauważam kiedy zaczęliśmy to robić przytulając się. Był moją jedyną ucieczką od rzeczywistości. Potrzebowałem go do tego.
W tym czasie nauczył mnie jeździć na swoim motorze. Nie był to dobry poziom, ale był.
Byliśmy w drodze powrotnej z drzewa. Nasze palce się stykały, a my jak zwykle rozmawialiśmy o rzeczach zupełnie przyziemnych i zwykłych. Nagle Warren splótł dłonie w uścisku. Nie spodziewałem się tego, tak samo jak rumieńców na mojej twarzy.
Czy to właśnie była miłość? Nikt mnie nigdy jej nie nauczył, nawet nie myślałem, że kiedykolwiek jakiś Perron byłby w stanie ją poczuć.
Nie namyślałem się długo, co zrobić z jego dotykiem na swojej dłoni, bo przerwał mi warkot silnika.
Najmniej w tym momencie spodziewałbym się kuzynów, w swoim Cabriolecie z Gavinem za kierownicą. Ta czwórka chyba się nigdy nie rozstawała. Minęli nas na drodze z dudniącą muzyką.
- Pedał - usłyszałem krzyk Gavina. Dopiero zaczaiłem, że trzymam dalej za rękę gangstera.
Jedyną odpowiedzią był mój środkowy palec, na tyle było mnie w tym momencie stać.
~~~~~
Nie przejęliśmy się zbyt bardzo incydentem i od paru godzin leżeliśmy znów u niego rozmawiając z muzyką Elvisa Presleya w tle.
Nasze rozmowy z mieszkania w Europie zeszły na nasze drzewo.
- Gdyby nie ono, nie poznalibyśmy się - uśmiechnął się Warren, zapatrzony w sufit.
- No, aż dziw że tak duże drzewo wyrosło na środku pustyni - odpowiedziałem, nie bardzo myśląc nawet coś, za bardzo skupiłem się na jego twarzy. Leżałem na boku z podpartą na ręku głową.
- No wiesz, mówią że to dom samego Lucyfera - zaśmiał się.
Nagle mnie tknęło, on nawet nie był świadomy co właśnie powiedział. Timothy chcąc spalić miejsce diabła zbyt pochopnie pomyślał o dworze, nie biorąc pod uwagę historii tutejszych starców.
Nie wierzę, że nie wpadł by na to. To po prostu kolejny dowód na jego kłamstwo. Nie chciał przerwać paktu z diabłem, a zemścić się na rodzinie. Ja na jego miejscu zrobił bym to bez wymówek. Jakoś nie miałbym z tym większego problemu; nie ma co oczekiwać ode mnie większej moralności, skoro wychowałem się w domu Perronów.
- Co tak zaniemówiłeś - odwrócił się do mnie Warren.
Otworzyłem usta by odpowiedzieć, ale przerwało mi czyjeś dobijanie się do drzwi. Razem z towarzyszem poderwaliśmy się z łóżka.
- Tu policja stanowa, proszę odtworzyć - dobiegły nas głosy z zewnątrz.
Spojrzeliśmy po sobie. Warren był blady jak ściana. Podszedł do drzwi prawie że się zataczając, mi też jakby odjęło nogi, ale poszedł za nim i obaj wyszliśmy na zewnątrz. Czekało tam na nas czterech ludzi. Dwóch policjantów, szeryf Perron i... moja matka.

CZYTASZ
Dokąd Prowadzą Niebieskie Oczy
Mystère / ThrillerMiasteczkiem Cavetown od pokoleń rządzą mroczni i tajemniczy Perronowie. Aaron, wraz ze zniknięciem przyjaciółki, postanawia odkryć wszystkie sekrety swojej rodziny. Nie wie, że buntownicza natura zaprowadzi go tam, gdzie nie wyśniłby w najgorszych...