P. XXVIII / CHAOS KONTROLOWANY

107 8 2
                                    

Newt stał przez dłuższą chwilę wpatrując się w miejsce, w którym ostatnio widział dwie odjeżdżające terenówki. Nieważne, jak bardzo wysilał oczy, tak czy siak nie był w stanie dostrzec niczego więcej, więc zdając sobie sprawę z zagrożeń wynikających z pozostawienia Obiektu otwartym przez zbyt długi czas, kazał wreszcie zamknąć bramę i przeprosił za opóźnienia, które wywołał. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wyciągnięcie go w teren byłoby absolutnie nielogiczne, narażałoby ich zdrowie na szwank głównie przez jego kondycję fizyczną, ale też powstrzymywałoby kolejnego sztamaka przed zapoznaniem się z realiami panującymi poza Obiektem. To drugie było szczególnie ważne jeśli mieli mieć jakąkolwiek szansę na sprawiedliwsze rozdzielenie zadań i usadzenie Thomasa w jednym miejscu. Dlatego blondyn tylko westchnął cicho i przetarł twarz z resztek zmęczenia, które mogły się na niej malować. Może na zewnątrz był im absolutnie nieprzydatny, ale to nie oznaczało, że zamierzał zmarnować cały dzień. Bo każda ilość pracy, którą zdołał wykonać w obrębie Obiektu, albo którą dał radę rozdysponować po ludziach, którzy teoretycznie znajdowali się niżej w hierarchii od niego, była tą ilością pracy, która spadała z barków Tommy'ego.

Dlatego Newt sięgnął tylko do kieszeni po rozwijany tablet i kuśtykając udał się powoli w stronę laboratoriów, gdzie uzgodnił z lekarzami ilość szczepionek, którą mogli podać sztamakom bez nadwyrężenia ich zdolności do pracy. Z tą wiedzą oraz po krótkim obserwowaniu kilku inżynierów, którzy skrzętnie sprawdzali kolejne kolektory, przenosząc te działające i gotowe do zainstalowania na teren korytarza, sprawdził godzinę i ruszył do pokoi, które zajęli ludzie Vince'a. Jasne, godzina była jeszcze wczesna i mocno nieludzka, ale Newt z doświadczenia wiedział, że lepiej było popracować w ciągu tych paru godzin, które mieli pomiędzy końcem burz a naprawdę nieznośnym żarem lejącym się z nieba, a potem ewentualnie odespać, niż pospać dłużej, a potem nie być w stanie wytrzymać nawet pięciu minut na dachu. Chłopak kulturalnie zapukał do pokoju, w którym powinien znajdować się sam Vince i rozwinął tablet żeby od razu przypisać ludzi do konkretnych zadań.

- Naprawdę przepraszam, że muszę was budzić o tak dziwnej godzinie, tym bardziej, że po życiu na zewnątrz i całej tej szalonej podróży musicie być padnięci - zaczął ze szczerze brzmiącym współczuciem blondyn. - Mogę wam tylko obiecać, że gdy wyrobimy sobie już konkretny rytm pracy to przywykniecie do spania o najróżniejszych godzinach. Tylko musimy współpracować możliwie bezkolizyjnie do tego czasu.

- Zostawili cię za kółkiem? - spytał Vince, podchodząc do Newta i nieznacznie się nad nim pochylając, jakby badał wody i sprawdzał, czy da radę chłopaka zdominować. Blondyn spojrzał tylko na niego jak na kupę klumpu i samo to spojrzenie dało radę dosadnie usadzić mężczyznę.

- Chwilowo tak. Nie przewiduję z tego powodu żadnych problemów. Ty raczej też nie, prawda? - spytał teoretycznie miłym tonem Newt, ale Vince musiałby być idiotą żeby nie wyczuć groźby i ultimatum, które kryły się pod tym pytaniem. Dlatego też tylko uniósł ręce w geście poddania i pozwolił Newtowi na kontynuowanie swojej wypowiedzi. - W pierwszej kolejności chciałbym żeby odhaczyły mi się osoby, które uczestniczyły wczoraj przy montażu paneli na dachu. Jest tu ktoś z tej grupy? - spytał blondyn, przeczesując wzrokiem pomieszczenie pełne ludzi, którzy kręcili przecząco głowami. - Okay. Czyli inny pokój. Wyczytam teraz parę nazwisk, jeśli któreś z waszych padnie to proszę o wyjście za mną. Alvarez? Badoo? Pricky?

Newt ustawił wszystkich, których wyczytywał z listy w trzech rzędach. Pierwszą wyczytaną grupę wysłał pod opieką jednego z lekarzy do laboratoriów na przyjęcie szczepionki, obiecując im, że za chwilę zjawi się tam tylko upora się z pozostałymi problemami. Drugą grupę wysłał do pomocy przy kolektorach słonecznych, cierpliwie czekając aż przejdą za przydzielonym do tego inżynierem. Blondyn zdawał sobie sprawę z tego, jak ostrożnie Tommy podchodził do szczepienia sztamaków i ludzi z zewnątrz i dbał o to żeby szło to w miarę w równym tempie, ale doceniał fakt, że wszyscy pracownicy, którzy z łatwością przeszli na ich stronę, byli już po zabiegu. Oszczędzało im to sporo czasu i zbędnej pracy. Ostatecznie przed Newtem została grupka ludzi, którzy poprzedniego dnia pracowali w tym piekielnym upale. Chłopak spojrzał na nich ze współczuciem. Widział po nich, jak bardzo byli zmęczeni i ledwo trzymali się na własnych stopach. Wybrał tę trójkę z nich, która wydawała się najmniej przetyrana po już odbytej pracy, przepraszając ich, że znowu muszą korzystać z ich siły.

Więzień Labiryntu - Re: Powrót do przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz