Powrót

28 4 118
                                    

Już nikt do końca dnia nie przychodzi do mojego pokoju. Bardzo dobrze, chcę być sama. Leżę już kilka godzin i wpatruję się w sufit. Może zabrzmię teraz banalnie, ale myślę nad sensem tego wszystkiego. Po co los pchnął nas w swoje ramiona, skoro nie dane nam jest bycie razem? Oddałabym wszystko, aby cofnąć czas. Chociaż może nie. Może wtedy Kaen nie przeżyłby, a ja pogrążyłabym się w jeszcze większej rozpaczy? Ale może by z tego wyszedł i mnie pamiętał? Wiele takich pytań krąży teraz po mojej głowie. Zadręczanie się nimi nie ma najmniejszego sensu, bo to, co się stało, już się nie odstanie i ja zdaję sobie z tego doskonale sprawę. Jednak nie pozostało mi nic innego. 

W końcu zbieram się w sobie i wstaję z łóżka. Podchodzę do okna balkonowego, otwieram je i wychodzę na zewnątrz. Noc jest dość chłodna, a na niebie wyraźnie widać gwiazdy. W podobną noc Kaen zabrał mnie na szczyt wieżowca i pokazał światełka. Do oczu napływają mi łzy. Wszystko przypomina mi o ukochanym. Wiem, że zachowuję się tak, jakby on umarł, ale właściwie to dokładnie tak się stało. Chłopak, którego kochałam nie jest przecież już tą samą osobą. Stary Kaen odszedł, kto wie, czy nie na zawsze.

Powiew wiatru lekko mnie otrzeźwia. Zaciągam się świeżym powietrzem i zamykam oczy. Czy będę kiedykolwiek szczęśliwa? Możliwe, nie wykluczam tego. Jednak na tą chwilę ta myśl jest zbyt odległa. Możecie myśleć, że się nad sobą użalam, ale uwierzcie, Kaen był tym jedynym, czułam to w każdej sekundzie przebywania z nim. A teraz to wszystko przepadło, pękło jak mydlana bańka. Czuję jakby z jego pamięcią zniknęła również część mnie. Czemu to wszystko brzmi tak banalnie? Nieważne, nie bardzo mnie to obchodzi. 

Z odrętwienia wyrywa mnie przeczucie, że ktoś stoi obok mnie. Powoli otwieram oczy i widzę postać w czarnym płaszczu.

- Witaj, Azulo- witam się.- Nie boisz się tu przychodzić?

- Gdzie jest mój syn?- pyta groźnym tonem.

- Został tam, gdzie ostatnim razem go widziałaś.

- Miałaś z nim zostać- jest tak wściekła, że niemal warczy, ale ja się jej nie boję. Cały czas mówię do niej spokojnym tonem.

- Zostałam tak długo, dopóki byłam mu potrzebna. Wyleczył się, żyje, wszystko jest z nim dobrze.

- Dlaczego nie poszedł z tobą?

- Stracił pamięć. Zapomniał mnie, nie kocha mnie już. Stałam się niepotrzebna. Poza tym, poznał kogoś innego. Nie będę zakłócała im przecież szczęścia. Byłam jak piąte koło u wozu, więc wróciłam.

- Jak to się stało, że stracił pamięć?

- Nie wiem- kłamię. Nie chcę jej denerwować, chcę spokoju. W tej chwili pragnę, aby sobie poszła.

- I co teraz?

- Nie wiem!- unoszę głos, bo kobieta zaczyna mnie strasznie irytować.

- Proszę, proszę, ktoś tu chyba zapomniał z kim ma do czynienia- w jej ręku pojawia się płomień.

Nie ruszam się ani o centymetr. Po prostu na nią patrzę.

- No, rusz się!- denerwuje się.

- Jeśli chcesz mi zrobić krzywdę, to proszę bardzo. Nie będę uciekać, nie będę się bronić. Nie zależy mi już, wiesz?

Płomień gaśnie, a Azula patrzy na mnie z politowaniem.

- Nie zrób tylko niczego głupiego- mówi do mnie, po czym zeskakuje z balkonu i odchodzi.

Wracam do pokoju i kładę się w ubraniach do łóżka. Zasypiam dość szybko. Gdy się budzę, widzę, że w moim pokoju jest mama.

- Dzień dobry, kochanie- wita się.

Ognista krew// ATLA fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz