~X~

16 3 3
                                    

Z ołtarza patrzyły na nas teraz dwie pary oczu. Jedna przerażona Very, druga jakby zupełnie spokojna, Timothy'ego.

Sam ledwo zachowałem spokój. Jeżeli jednak pakt z szatanem istniał, to właśnie staliśmy przed ogromnym niebezpieczeństwem. Zarówno ja jak i Lizzy. Wykonując nasz plan ryzykowaliśmy, ale gra się teraz rozchodziła o nasze duszę i to dosłownie.

Moja kuzynka wręcz nie mogła się opanować. Szlochała w głos. Nie wiem, czy to normalna reakcja podczas chrztu, ale zakładam, że tak.

Do głowy napłynęło mi nagle tyle myśli; co tu robi Vera? Pewnie przez plotki musieli wypuścić Daisy, odnosząc propagandowy sukces, ale potrzebowali ofiary. Rodzice wcale jej nie zabrali do domu. Ale co tu robi Timothy?

- Weźcie te noże. Dokonajcie aktu oddania Panu, rodzinie i przodkom. Spuście krwi z ich serce do kielichów - przemówiła Cassandra, sprowadzając mnie z powrotem na ziemię. Wyciągnęła do nas dłonie ze sztyletami.

Ja wyciągnąłem rękę pierwszy. Pora wprowadzić mój plan w życie. Serce waliło mi jak młotem. Wziąłem powoli sztylet. Zanim kobieta zdążyła zabrać rękę, ja szybkim ruchem wbiłem jej nóż w dłoń, przygważdżając ją do ołtarza.

- Zczeźnijcie w piekle - wycedziłem, a wszyscy w szoku nie mogli nic zrobić. Zapadła cisza. Dopiero po chwili dziadek rzucił się siostrze ciotecznej na pomoc. - Teraz!

Krzyknąłem do Lizzy, dając jej nasz sygnał ostrzegawczy. Ruszyliśmy biegiem do pomieszczenia bocznego.

Słyszałem, że parę osób poderwało się za nami w pogoń. W ostatniej chwili zablokowałem drzwi kneblem, ale nie wiem na ile mógłby wytrzymać.

- Aaron, co się do kurwy dzieje? - zapytała roztrzęsiona Lizzy. - Tego nie było w planie.

- Spokojnie, teraz otwórz okno - dałem jej polecenie, kiedy sam grzebałem w starych szafkach. Musiałem coś przydatnego znaleźć.

Lizzy wyrwała bez problemu kłódkę, którą podczas przygotowań do ślubu uszkodziliśmy. A ja znalazłem to czego chciałem. Butelka starej wody święconej po protestantach i butla nafty do dawnych lamp. Jeżeli mamy się uwolnić od Perronów, musimy najpierw przerwać ich pakt.

Zza drzwi słyszałem krzyki i błagania żebyśmy wyszli.

- Jesteś jednym z nas, Aaron - dobiegł mnie głos Alexa - to dzięki tobie razem z matką mieliśmy dostęp do Daisy, a potem Very.

Był to wręcz maniakalny śmiech. Więc to nie Gavin, a oni porwali Daisy.

- Lucyfer wie, kogo wybrać - to głos dyrektorki.

- Nie masz ucieczki przed przeznaczeniem - odezwał się Archibald.

- Ani ucieczki od nas, gdziekolwiek będziesz, znajdziemy cię - tym razem Sam szyderczo się zaśmiał.

- Słyszysz? Wyjdź już do nas - usłyszałem Gavina.

Stałem po środku pomieszczenia i patrzyłem na drzwi. Nogi same mi się uginały, już nie pierwszy raz. Knebel zaczął już pękać.

Poczułem nagle przypływ energii. Ja wiem, że wcale od nich nie zależe, wiem też że mam drogę ucieczki. To koniec, ale dla nich.

Odwróciłem się w stronę Lizzy.

- Idziemy - powiedziałem spokojnym głosem.

Widziałem przerażenie w jej oczach. Potem słyszałem też strzał i ujrzałem krew. Nie wiem skąd wzięli strzelbę, ale przestrzelili drzwi i trafili w Lizzy.

Dziewczyna upadła na ziemię. Automatycznie podbiegłem do niej i przyłożyłem rękę do jej rany, żeby zatamować krwotok.

- Idź, im chodzi o ciebie - mówiła kuzynka.

- Chyba żartujesz. Przecież cię nie zostawię.

- Może tak odpokutuje, za to jaka byłam. Idź, oni jak mnie znajdą to mi pomogą.

Nie wierzyłem jej, ale miała rację; chodziło im o mnie.

Knebel już powoli puszczał. Musiałem iść.

~~~~~

Stałem przed drzewem. Ogień się coraz bardziej rozprzestrzeniał, a ja patrzyłem. Czułem się mały przy tych płomieniach, jeszcze mniejszy ubrany w skórzaną kurtkę Warrena. Najpierw pobiegłem do jego przyczepy po motor, który stał teraz za mną. Kurtka pachniała jeszcze nim.

Czas było to zakończyć. Rzuciłem butelką z wodą święconą w ogień. Zerwał się ogromy wiatr, a płomienie zrobiły się błękitne.

- AAROOOOON - usłyszałem przeraźliwy wrzask z pożogi, potem ustąpił on rykowi, jakby zwierzęcia lub bestii.

Starałem się nie bać, nie po tym, co już przeżyłem.

Tak się kończyła historia rodu Perronów. Koniec z tajemnicami, walką o status i wpływ. Jestem już wolny.

Tak właśnie minął szalony miesiąc. A teraz już tylko jadę na motorze po pustyni, w stronę brzasku. Tak jak chciałem. Teraz mogę znaleźć swoje miejsce. To już koniec.

amenramen

Dokąd Prowadzą Niebieskie OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz