Bucky spojrzał na obraz przed sobą i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Widział najpiękniejszego chłopaka w życiu. Jednak nie tylko to przykuwało jego uwagę. Na twarzy chłopaka widział ból, przez co od razu był gotowy się poddać. Wiedział że nie powinien tak myśleć, bo Steve by się mógł bardzo wkurzyć, ale jak tylko zobaczył że jego najlepszy przyjaciel rani tą piękną istotkę już nic go nie interesowało.
Nie powinien nawet widzieć jego twarzy, gdyby nie to że maska zsunęła mu się z głowy gdy upadł na ziemie. Wtedy już wiedział że nie będzie on tylko kolejną postacią która zostanie skrzywdzona przez to że rozpoczęła się walka o niego. Nigdy nie chciał by ktokolwiek został skrzywdzony z jego powodu, a tym bardziej ten cudowny chłopak.
Przez całe jego życie lista osób które skrzywdził tylko rosła i końca widać nie było. Nie tak że on tego chciał, ale w życiu nie nad wszystkim ma się kontrolę. Jak tylko odzyskał pełną świadomość, od razu zaczął żałować że nie zginął tego dnia spadając z pociągu. Całą noc przepłakał nad straconymi przez niego istnieniami. Ile pogrzebów spowodował i ile traumy. Został zaprojektowany by nie zostawiać jeńców i nie robił tego. Mimo iż nie miał kontroli to wszystko pamiętał ze bytnią ilością szczegółów.
Podszedł do leżącego na ziemi chłopaka i kucnął przy nim. Nigdy tak bardzo nie żałował tego że próbował kogoś uderzyć swoim metalowym ramieniem. Pomógł mu usiąść i podniósł maskę by podać mu ją gdy ktoś się będzie zbliżał, ale nie chciał jeszcze tracić sprzed oczu jego piękną twarz.
- Wszystko w porządku? - zapytał młodzieńca, gdy ten pomału przypominał sobie co się stało. Spojrzał w górę na Bucky'iego i zamarł na chwilę. Oboję czuli jakby świat zatrzymał się w miejscu gdy spojrzeli sobie w oczy.
Niestety dla nich obu usłyszeli silniki odrzutowe Iron mana i chłopak szybko włożył maskę.
- Spidey? - usłyszeli głos Tony'ego z odległości kilku metrów. - Wszystko okej? Jeśli coś ci się stało to twoja ciotka mnie zabije, a żaden z nas tego nie chce!
- Tutaj jestem panie Stark! Nic mi nie jest! - odkrzyknął i starał się szybko wstać na nogi w czym pomógł mu Bucky.
Stark szybko do nich doszedł i nawet gdy miał na sobie zbroję można było z całą pewnością powiedzieć że gdy zobaczył Spider-mana samego z Zimowym Żołnierzem przeszła go panika. W ekspresowym tempie odsunął chłopca od niego i zasłonił go własnym ciałem.
- Panie Stark nic mi nie jest, on mi pomógł - Parker próbował wyjaśnić, lecz starszy go nie słuchał.
- Słuchaj Barnes, rozumiem że jest między nami wojna, ale dzieciaka zostaw w spokoju - powiedział.
Po kilku minutach reszta Avengers znalazła się obok nich i wszyscy obserwowali ze skupieniem co się dzieje i dlaczego bitwa została przerwana. Rogers podszedł do Bucky'iego i stanął przed nim kopiując postawe Starka. Oboje patrzyli na siebie jakby ten drugi wymordował mu rodzine łyżką do tortu.
- O co ci chodzi Stark? Widzisz przecież że mu nic nie jest. Czyżby on nie potrafił sam o siebie zadbać? - rzucił Steve z przekąsem.
- Uważam że powinniśmy porozmawiać zamiast się tłuc jak pomyleni - powiedział Bucky, mając nadzieję że bitwa zostanie zakończona, by już nic nie stało się jego pięknemu chłopcu.
- Podzielam jego zdanie, jesteście dorośli, a wszyscy zachowują się jak dzieci w przedszkolu - dodał Parker, patrząc przelotnie na Barnesa.
- Jesteście? Co, ty nie jesteś? - zaśmiał się Barton, który wraz z resztą jeszcze nie wiedział wszystkiego.
CZYTASZ
WinterSpider Oneshot
FanfictionIch pierwsze spotkanie na lotnisku w Lipsku. Bitwa przebiegła trochę inaczej niż ją znamy. Na specjalne zamówienie. *Peter jest starszy niż w kanonie *okładka z pinteresta