Przebudzam się w łóżku, okryty kołderką i nawet ubrany. Przeciągam się, a gdy zaczynam się rozglądać, dostrzegam Liama. Odruchowo naciągam bardziej kołdrę i kulę się.
-Spokojnie, jestem tutaj tylko po to, żeby Cię pilnować. Kim poszedł do kuchni po jedzenie dla Ciebie. Jak się czujesz? - Albo mi się wydaje, albo naprawdę mówi to szczerze.
-Boli mnie głowa trochę i chce mi się pić. - Sięgam palcami do szyi, bo czuję, że nie mam na niej obroży.
-To normalne po takiej ilości afrodyzjaku. Byłeś tak napalony, że nawet na mnie się rzucałeś, ale nie martw się. Wiemy, że nie byłeś świadomy tego. Proszę. - Podaje mi szklankę wody. Drżącą ręką ją odbieram i wypijam na raz. Siedzimy w ciszy, czuję się dziwnie po tym, co się stało. Z jednej strony Kim mówił, że jestem tylko jego zabawką. Z drugiej strony, wydał milion, żeby mnie uratować. Nie Aron, nie wyobrażaj sobie za dużo. Skoro o nim mowa, właśnie wszedł do pokoju i wyprosił Liama.
-Przyniosłem Ci kanapki, jajecznicę, wędliny, owoce, trochę warzyw, sery i sok. - Kładzie na łóżku tacę z masą jedzenia. Uśmiecham się.
- Dziękuję, ale nie zjem tego wszystkiego sam. Pomożesz mi, chociaż trochę? - Pokazuję miejsce obok. Widzę, jak się waha, ale ostatecznie tam siada. - Gdzie moja obroża?
-Dam Ci nową, tamta za bardzo będzie mi przypominała ten nieszczęsny dzień. - Wzdycham cicho i zaczynam jeść kanapkę z wędliną.
-Dlaczego tak właściwie przyszedłeś mnie uratować? Wydałeś na mnie za dużo pieniędzy. - Nie unoszę nawet na niego wzroku. Wpatruję się w kanapkę, nagle wydaje się być bardzo interesującym obiektem.
-Ponieważ zostałeś w to wciągnięty przeze mnie, a w dodatku jesteś moją pierwszą zabawką, której nie muszę zmuszać do życia ze mną. - Kiwam głową na znak, że rozumiem. Z dziwnego powodu te słowa ściskają mnie za serce.
-Liam mówił, że nawet na niego się rzucałem. Przepraszam, nie pamiętam tego w ogóle. Nigdy bym nie poszedł w takiej sprawie do kogoś innego, niż do Ciebie. - Dlaczego go przepraszam, skoro w ogóle tego nie pamiętam? Czuję, jak chwyta mnie za brodę i zmusza, żebym patrzył w jego śliczne oczy.
-Nie gniewam się ani trochę, nie musisz mnie przepraszać. Zjedz i odpocznij, pokój jest pilnowany przez moich ludzi. Muszę iść się uporać z tymi, którzy mi Cię porwali. Do zobaczenia. - Zanim dociera do mnie znaczenie jego słów, już nie ma go w pokoju. Kończę posiłek i idę za jego radą, kładę się spać.
——————————————————
Nie wiem, ile spałem, ale wiem, że nadal nie ma przy mnie Kima. Niepewnie otwieram drzwi, a przede mną od razu pojawia się dwójka mężczyzn.
-P-przepraszam, wiecie m-może, gdzie jest Kim? - Przygarbiam się.
-Zaprowadzić Cię do niego? Jest w piwnicy. - Spada mi kamień z serca, że jest w domu. Kiwam głową w geście potwierdzenia i zostaję zaprowadzony do korytarzy pod ziemią. Jest tu strasznie zimno i coś śmierdzi. Gdy dochodzimy do dużych, metalowych drzwi, jeden z mężczyzn zatrzymuje się i odwraca do mnie.
-Zapytam Pana Kima czy możesz wejść, poczekaj tu chwilę i nie zaglądaj do środka. - Grzecznie robię to, co kazał. Chwilę mu schodzi w tym pokoju, aż w końcu zostaję do niego wpuszczony. Drzwi za mną się zamykają. Praktycznie natychmiast mój wzrok skupia się na Kimie. Jest cały we krwi, w dodatku ubrany jest w jakiś dziwny fartuch jak rzeźnik w sklepie mięsnym. Potem kieruję wzrok na krzesło i zamieram.
-C-co to jest? - Odruchowo robię krok do tyłu, a zawartość żołądka podchodzi mi do gardła.
-To? Jeden z ludzi, którzy maczali palce w twoim porwaniu. - Nie byłbym w stanie go poznać, za bardzo jest zmasakrowany i pokryty krwią. To, że nie widziałem twarzy swoich sprawców, to inna kwestia.
-D-dlaczego? - Wracam wzrokiem na Kima, który przygląda mi się uważnie.
-Witam w moim świecie. Tak wygląda zapłata za grzechy. - Odkłada nożyce, które trzymał w dłoni i podchodzi do mnie. Chciałbym się odsunąć, za bardzo śmierdzi krwią, ale nie potrafię. Coś w środku mnie okazuje mu wdzięczność, za taką zemstę. Dlatego pozwalam mu zatopić nos w moich włosach, a nawet objąć, przy okazji mnie brudząc. - Po co przyszedłeś? Podobno pytałeś o mnie.
-Martwiłem się, że tak długo Cię nie ma. - Odsuwam się, żeby widzieć jego twarz. Uśmiecha się.
-Dokończę pracę i przyjdę do pokoju. Zajmij się sobą w tym czasie. Znajdź Tonniego, ma w swojej łazience znacznie większą wannę i jestem pewny, że Ci ją użyczy, jak ładnie poprosisz. - Uśmiecha się do mnie słodko. Widzę, że wraca do poprzedniego zajęcia, więc opuszczam pomieszczenie. Proszę ochroniarzy o pomoc w znalezieniu pokoju Tonniego, a po chwili już stoję pod jego drzwiami. Pukam niepewnie.
-Proszę! - Wchodzę do środka, a moim oczom ukazuje się taki sam pokój jak Kima, tylko utrzymany w kolorach czerni. - O, to Ty. Coś się stało? Mam nadzieję, że Liam nic nie odwalił znowu. - Odrywa się od biurka i zerka na mnie.
-Nie, nic nie zrobił. Podobno masz sporych rozmiarów wannę w łazience. Chciałem się spytać, czy mógłbym z niej skorzystać. - Czuję, że się rumienię.
-Jasne, nie krępuj się. - Posyła mi uśmiech i wraca do pracy. - Panowie, przynieście mu z jego pokoju ręcznik i ubrania. Raz. - Ochroniarze znikają. Wskazuje mi ręką na drzwi. Łazienka również jest odbiciem tej Kima, tylko faktycznie ma ogromną wannę. Zamykam drzwi na klucz i odkręcam gorącą wodę.
——————————————————
Nie wiem, ile już leżę w tej wannie, ale woda dawno zrobiła się zimna. Moje mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, nie chcą działać. Może to przez to, że naprawdę wypocząłem dzisiaj.
-Aron, wszystko w porządku? - To głos Kima. Przyszedł sprawdzić co ze mną, czy po prostu ma ochotę na seks? Dużo myślałem i doszedłem do wniosku, że muszę się zdystansować, zanim sobie coś ubzduram. Gdy nie odpowiadam mu, otwiera sobie sam drzwi, mocnym kopnięciem.
-Zaraz bym wyszedł, po co taka panika? - Podnoszę się leniwie i sięgam po ręcznik.
-Jeszcze się pytasz? Siedzisz tu prawie dwie godziny, jak mam się nie martwić? - Uginają się pode mną kolana. Skończyłbym na ziemi, gdyby nie Kim, który mnie w ostatniej chwili łapie i chwilowo trzyma na rękach, jak księżniczkę. - Wszystko w porządku? Słabo wyglądasz.
-Zasiedziałem się po prostu. Może w ogóle się nie martwiłeś, a miałeś na mnie tylko ochotę. - Mówię pod nosem. Przykrywam się ręcznikiem, a Kim wychodzi z łazienki. W pokoju jest pusto, tak samo na korytarzu. Wchodzi do swojego pokoju i rzuca mnie na łóżko.
-Na pewno wstrzyknęli Ci tylko to gówno do żyły? Nie podali żadnych tabletek? - Zaczyna jeździć po mnie rękoma, na co mimowolnie reaguję cichym jęknięciem.
-Jestem pewny, nie dali mi nic innego.
-Jesteś rozpalony i jakoś dziwnie się zachowujesz. Pójdę po lekarza. - Już chce się podnieść, gdy go zatrzymuję.
-Jestem gorący, bo zacząłeś mnie dotykać w erotyczny sposób. Właśnie, zacząłeś, to skończ. - Posyłam mu uroczy uśmiech, który odwzajemnia.
-Jesteś tego pewny? Może jednak coś ci po... - Jestem przekonany, że jeszcze coś do mnie mówi, ale nie słyszę tego. Przed oczami pojawiają mi się mroczki, a po chwili odpływam w ciemność.
CZYTASZ
Zaopiekuj się moim sercem
Nouvelles,,Serce boli już bez przerwy, często mdleję. W skrócie mówiąc, jestem już blisko śmierci. Ciekawe, czy ktoś mnie znajdzie. Na pewno, zacznie śmierdzieć, gdy moje ciało powoli będzie się rozkładało. Na dnie torby od Kima odnalazłem obrożę. Nie wiem...