*Kim pov*
Krążę nerwowo pod salą Arona, u którego lekarze są już chyba od ponad pół godziny. Nie mam pojęcia, co się stało, ale trochę się obiwniam. Mogłem wytrzymać, ale nie mogłem już utrzymać dłużej kutasa w spodniach. Głupie pożądanie.
-Zaczniemy leczenie od jutra. - Jeden z lekarzy wychodzi, zatrzymuję go i chcę o coś zapytać, gdy z sali dochodzi krzyk. Paraliżuje mnie. To krzyk pełen strachu. Odsuwam lekarza i wchodzę do sali, a moim oczom ukazuje się okropny widok. Aron siedzi skulony na skraju łóżka, wciśnięty w ścianę. Oczy ma szeroko otwarte, a szczękę zaciśnięta.
-Co mu się stało? - Pytam pielęgniarki, która trzyma w dłoni jakąś strzykawkę.
-Zapewne widzi coś, czego tutaj nie ma i nie pozwala podejść do siebie. Jest Pan kimś z rodziny? - Pyta i robi krok do przodu, na co mój ukochany reaguje płaczem. Cofa się do mnie.
-Jestem jego partnerem, rodziny nie znam i z tego, co wiem, to nie utrzymują kontaktów. Proszę dać mi spróbować. - Wyciągam do niej rękę. Niepewnie podaje mi strzykawkę. Robię dwa kroki do przodu, a Aron wydaje z siebie jęk, jakby wszystko go bolało. - Skarbie, poznajesz mnie, prawda? Wszystko jest w porządku, musimy Ci dać lekarstwo. - Robię kolejne dwa kroki. Podnosi na mnie wzrok i naciąga kołdrę na głowę.
-O-on tutaj jest. - Mówi szeptem, zaciskając pięści na materiale.
-Nikogo tutaj nie ma. Nikt Ci nie zrobi krzywdy, jestem obok. Dasz mi rękę? Proszę. - Wyciągam do niego dłoń i cierpliwie czekam. Nie wiem, ile mija, ale podaje mi ją, zmuszając się do przesunięcia na łóżku i wyjściu spod kołdry. Całuję jego palce. Ignoruję obecność lekarzy. Kucam przed łóżkiem. Wsuwa dłoń w moje włosy. Wykorzystuję ten moment i wstrzykuję mu leki.
-C-co to? - Wyjękuje, ciągnąc mnie za końcówki włosów.
-Leki, pomogą Ci. Nic się po nich nie stanie. - Jednym krokiem znajduję się na jego łóżku i wtulam go w siebie. Czuję, jak jego mięśnie się odprężają, a po chwili zasypia mi w ramionach. Zerkam na lekarzy.
-Zostawimy Pana z nim, w razie potrzeby proszę dzwonić. - Wskazuje jeden z nich na przycisk, po czym zostajemy sami w sali. Układam go i przykrywam, po czym sięgam po telefon. Wybieram numer do Tonnego.
-Co tam? - Wow, nie zbudziłem go. To jest nowość.
-Co z Collinem? - Pocieram skroń, jestem strasznie zmęczony.
-O, właśnie zapomniałem Ci powiedzieć. Nasi ludzie go złapali, kręcił się wokół tego miejsca, gdzie znalazłeś Arona. - Uśmiecham się sam do siebie.
-Nawet nie próbujcie go tknąć. Trzymaj go przy życiu, Aron sam mu wymierzy karę. - Słyszę tylko krótkie ,,jasne" i nasza rozmowa się kończy. Burczy mi w brzuchu, dawno nic nie jadłem. Nachylam się nad czoło chłopaka i go całuję.
-Coś się stało? - Mówi szeptem, chyba go zbudziłem.
-Pójdę po coś do jedzenia. Wrócę w parę minut, dasz sobie radę? O Collina nawet się nie martw, moi ludzie już go mają. - Posyła mi uśmiech i zasypia. To zapewne robota leków. Niechętnie opuszczam jego salę i kieruję się w stronę niewielkiej kawiarni, w której może dorwę coś pożywnego do jedzenia. Wchodzę do windy, wciskam parter i odpływam myślami. Będę musiał zapewnić Aronowi opiekę kardiologa i psychiatry. Da się załatwić, to dla mnie żaden problem. Jeśli się przeprowadzi do mnie, nie odstąpię go na krok. Jeśli będzie chciał mieszkać sam, będę musiał mu dać zaufanych ludzi, a to zawsze jest jakieś ryzyko. Wzdycham ciężko i wysiadam. Kieruję się w długi, biały korytarz aż docieram na miejsce. Od razu podchodzę do lady.
CZYTASZ
Zaopiekuj się moim sercem
Historia Corta,,Serce boli już bez przerwy, często mdleję. W skrócie mówiąc, jestem już blisko śmierci. Ciekawe, czy ktoś mnie znajdzie. Na pewno, zacznie śmierdzieć, gdy moje ciało powoli będzie się rozkładało. Na dnie torby od Kima odnalazłem obrożę. Nie wiem...