Rozdział 12

205 12 0
                                    

*Kim pov*

Krążę nerwowo pod salą Arona, u którego lekarze są już chyba od ponad pół godziny. Nie mam pojęcia, co się stało, ale trochę się obiwniam. Mogłem wytrzymać, ale nie mogłem już utrzymać dłużej kutasa w spodniach. Głupie pożądanie.

-Zaczniemy leczenie od jutra. - Jeden z lekarzy wychodzi, zatrzymuję go i chcę o coś zapytać, gdy z sali dochodzi krzyk. Paraliżuje mnie. To krzyk pełen strachu. Odsuwam lekarza i wchodzę do sali, a moim oczom ukazuje się okropny widok. Aron siedzi skulony na skraju łóżka, wciśnięty w ścianę. Oczy ma szeroko otwarte, a szczękę zaciśnięta.

-Co mu się stało? - Pytam pielęgniarki, która trzyma w dłoni jakąś strzykawkę.

-Zapewne widzi coś, czego tutaj nie ma i nie pozwala podejść do siebie. Jest Pan kimś z rodziny? - Pyta i robi krok do przodu, na co mój ukochany reaguje płaczem. Cofa się do mnie.

-Jestem jego partnerem, rodziny nie znam i z tego, co wiem, to nie utrzymują kontaktów. Proszę dać mi spróbować. - Wyciągam do niej rękę. Niepewnie podaje mi strzykawkę. Robię dwa kroki do przodu, a Aron wydaje z siebie jęk, jakby wszystko go bolało. - Skarbie, poznajesz mnie, prawda? Wszystko jest w porządku, musimy Ci dać lekarstwo. - Robię kolejne dwa kroki. Podnosi na mnie wzrok i naciąga kołdrę na głowę.

-O-on tutaj jest. - Mówi szeptem, zaciskając pięści na materiale.

-Nikogo tutaj nie ma. Nikt Ci nie zrobi krzywdy, jestem obok. Dasz mi rękę? Proszę. - Wyciągam do niego dłoń i cierpliwie czekam. Nie wiem, ile mija, ale podaje mi ją, zmuszając się do przesunięcia na łóżku i wyjściu spod kołdry. Całuję jego palce. Ignoruję obecność lekarzy. Kucam przed łóżkiem. Wsuwa dłoń w moje włosy. Wykorzystuję ten moment i wstrzykuję mu leki.

-C-co to? - Wyjękuje, ciągnąc mnie za końcówki włosów.

-Leki, pomogą Ci. Nic się po nich nie stanie. - Jednym krokiem znajduję się na jego łóżku i wtulam go w siebie. Czuję, jak jego mięśnie się odprężają, a po chwili zasypia mi w ramionach. Zerkam na lekarzy.

-Zostawimy Pana z nim, w razie potrzeby proszę dzwonić. - Wskazuje jeden z nich na przycisk, po czym zostajemy sami w sali. Układam go i przykrywam, po czym sięgam po telefon. Wybieram numer do Tonnego.

-Co tam? - Wow, nie zbudziłem go. To jest nowość.

-Co z Collinem? - Pocieram skroń, jestem strasznie zmęczony.

-O, właśnie zapomniałem Ci powiedzieć. Nasi ludzie go złapali, kręcił się wokół tego miejsca, gdzie znalazłeś Arona. - Uśmiecham się sam do siebie.

-Nawet nie próbujcie go tknąć. Trzymaj go przy życiu, Aron sam mu wymierzy karę. - Słyszę tylko krótkie ,,jasne" i nasza rozmowa się kończy. Burczy mi w brzuchu, dawno nic nie jadłem. Nachylam się nad czoło chłopaka i go całuję.

-Coś się stało? - Mówi szeptem, chyba go zbudziłem.

-Pójdę po coś do jedzenia. Wrócę w parę minut, dasz sobie radę? O Collina nawet się nie martw, moi ludzie już go mają. - Posyła mi uśmiech i zasypia. To zapewne robota leków. Niechętnie opuszczam jego salę i kieruję się w stronę niewielkiej kawiarni, w której może dorwę coś pożywnego do jedzenia. Wchodzę do windy, wciskam parter i odpływam myślami. Będę musiał zapewnić Aronowi opiekę kardiologa i psychiatry. Da się załatwić, to dla mnie żaden problem. Jeśli się przeprowadzi do mnie, nie odstąpię go na krok. Jeśli będzie chciał mieszkać sam, będę musiał mu dać zaufanych ludzi, a to zawsze jest jakieś ryzyko. Wzdycham ciężko i wysiadam. Kieruję się w długi, biały korytarz aż docieram na miejsce. Od razu podchodzę do lady.

Zaopiekuj się moim sercem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz