Rozdział 20

310 18 3
                                    

*Kim pov*

Podjeżdżam pod swój dawny dom. Stresuję się jak cholera. Boję się paru rzeczy. Przede wszystkim, że nie wybaczy mi powodu, dla którego zniknąłem. Biorę głęboki wdech, wysiadam z samochodu i w drodze do wejściowych drzwi, poprawiam garnitur. Czarny, dobrze skrojony, idealnie mnie opina. Skup się. Niepewnie dzwonię do drzwi.

-Jesteś za wcześnie! - Rzuca zaraz po otworzeniu drzwi i znika. Śmieję się pod nosem, nic się nie zmienił w tej kwestii. Powoli wspinam się po schodach do pokoju, a gdy otwieram drzwi, uderza mnie intensywny zapach perfum Arona. Szukam go wzrokiem, ale na marne. Pewnie siedzi w łazience.

-Nie zmieniałeś nic w pokoju od mojej pseudo śmierci? - Siadam na łóżku, a chwilę po tym staje przede mną jego sylwetka. Skanuję go wzrokiem i z trudnością wstrzymuję ślinę, która ma ochotę wypłynąć mi z ust. To, że przybrał masę i wyrzeźbił sylwetkę, wiem od dawna. Jednak dzisiaj musiał ściąć i przefarbować włosy. Ma je związane w niedbałego kucyka, jak dawniej, a kolor przypomina pastelowy róż. W dodatku jego garnitur, w tym samym kolorze co mój, jednak z rozpiętymi górnymi guzikami koszuli i brakiem krawata sprawia, że wygląda jak buntownik.

-Nic, a nic. Nawet twoje ubrania nadal tu są. Jak wyglądam? - Unoszę brew do góry, to pytanie wydaje mi się być podpuchą. Nie zauważam jego obroży, ale nadal ma na palcu obrączkę.

-Jak mój narzeczony. - Uśmiecham się i przyciągam go na swoje kolana, na których siada okrakiem. Wtula się we mnie, a jego klatka unosi się strasznie nierównomiernie. Jestem pewny, że zbiera mu się na płacz. - Możemy iść? Mamy rezerwację. - Nie czekam na odpowiedź, podnoszę go na rękach i kieruję się do wyjścia.

-Zapamiętaj to sobie raz, a dobrze. Pójdę z tobą wszędzie i zawsze.

——————————————————

Wiedziałem, że zwykła kolacja w restauracji będzie dużo go kosztować. Z tego, co mówił Liam, mimo tego, że prowadzi aukcje, nadal ma problemy z dużą ilością ludzi w jednym miejscu. Właśnie dlatego wybrałem miejsce, gdzie zamiast sali są pokoje. Dzięki temu siedzimy sami i jedyną osobą, która nam przerywa, jest kelner, który właśnie przyjął nasze zamówienie.

-To wyjaśnisz mi teraz wszystko? Proszę. - Robi te swoje maślane oczka, którym nadal nie potrafię się oprzeć.

-Ogólnie to parę wrogich mafii polowało na mnie od dłuższego czasu. Dowiedzieli się o tobie i stwierdzili, że to zaatakowanie Ciebie będzie najlepszym sposobem na złamanie mnie. Na całe szczęście miałem swoje wtyki i dowiedziałem się o tym. Jedynym sposobem było upozorowanie mojej śmierci. Wszystko odbyło się tak, jakbym naprawdę nie żył. Według prawa jestem teraz kimś innym, prowadzę swoją firmę. Tylko ojciec i bracia znali prawdę. Wszystko by było wspaniale, gdybyś nie przejął mojego nazwiska i pracy. - Przez całą wypowiedź patrzyłem mu w oczy, ale dopiero teraz dostrzegam w nich łzy. Ciągnę dalej. - Liam miał już dość tego, co dzieje się z tobą, a tym bardziej ze mną i wpadł na pomysł tych spotkań. Tak jak już Ci mówiłem, to miał być tylko seks, ale nie dałem rady. Jeśli te mafie dowiedzą się, że żyję, to znowu będziesz w niebezpieczeństwie. Dlatego decyzja należy teraz do Ciebie. Powinniśmy się rozstać na zawsze, pozbędziesz się mojego nazwiska i zrezygnujesz z obecnej pracy. - Spuszcza głowę, zapewne walczy ze łzami tak jak ja.

-A jest jakaś druga możliwość?

-Rzucasz wszystko i wyjeżdżasz ze mną do Paryża, bo tam właśnie siedzibę ma moja główna firma. Zmieniasz dane osobowe, znajdujesz jakąś pracę, która nie rzuca się w oczy i żyjesz u mojego boku, może nawet z czasem jako... - Urywam, bo wchodzi kelner. Stawia na stole talerze z sushi i owocami morza. Czekam, aż opuszcza pomieszczenie. Otwieram usta, żeby kontynuować, ale tym razem przerywa mi Aron.

-Oczywiście, że wybieram drugą opcję. Jak mogłeś podjąć taką decyzję bez mojej wiedzy?! Pomyślałeś, jak ja się będę czuł? Co przeżyłem, jak twój ojciec powiedział, że nie żyjesz? Wybierałem twój grób kurwa! - Nie poznaję go, nigdy nie krzyczał. Gdy jego policzki robią się blade, przeczuwam, co się z nim dzieje. Gwałtownie wstaję z krzesła, które upada na ziemię i w ostatniej chwili go przytrzymuję.

-Przepraszam, zachowałem się jak egoistyczny dupek, ale to wszystko dla Ciebie. Nie denerwuj się już, błagam. -Ddopiero gdy upewniam się, że jest w porządku, wracam na swoje miejsce. Zaczynamy w ciszy jeść.

——————————————————

Podziwiam, jak Aron wchłania zamówiony dla niego deser lodowy. Pod tym względem się nie zmienił. W ręce pod stołem nerwowo trzymam niewielkie pudełko. Poruszyły mnie jego słowa w hotelu.

-Na pewno nie chcesz trochę? Są zajebiste. - Wyciąga do mnie łyżeczkę z lodami. Unoszę brew w charakterystyczny sposób.

-Ja bym wolał inne lody, ale takie też mogą być. - Już chcę zabrać ustami deser, gdy łyżeczka znika.

-Skoro takimi sprośnymi tekstami rzucasz, to nie dostaniesz. - Uśmiecha się zadziornie. To idealna chwila. Chowam pudełeczko, podnoszę się i klękam przed nim.

-Jesteś pewny, że nie dostanę? Nawet, jak ładnie poproszę?

-Nie! Tylko jedno Ci w głowie.

- Tak? Skoro tak, jak poproszę Cię o rękę, to dostanę trochę tego pysznego deseru? - Chyba wybrałem zły moment na powiedzenie tego, bo łyżeczka wylatuje mu z ręki. Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

-Co ty pleciesz? Przestań tak żartować. - Wraca do jedzenia. Dobrze, niech myśli, że to żart. Sięgam do kieszeni, wyjmuję pudełeczko i go uchylam. W środku czeka obrączka z białego złota, w której środku są nasze inicjały.

-Aronie, zechcesz zostać ze mną już do końca życia? - Głos mi lekko drży, ale to chyba nic dziwnego. Obserwuję, jak mój ukochany gapi się to na mnie, to na pierścionek. Czekam spokojnie, chociaż strach coraz bardziej, jak wąż, wypełnia moje żyły.

-Przykro mi. - Aż muszę przysiąść na nodze, gdy mówiąc to, podnosi się z krzesła, jakby chciał wyjść. - Ale będziesz się musiał ze mną męczyć do końca życia! - Uśmiecha się, a do mnie nie dochodzi to, co on właśnie zrobił. Dlatego nie reaguję, gdy zakłada sobie nową obrączkę, starą przekładając na lewą rękę. Dopiero jego przytulenie się do mnie, wyciąga mnie z transu. Nie powstrzymuję płaczu, tak samo, jak mój narzeczony.

-Głupku, prawie tu zszedłem na zawał. - Szepczę w jego włosy, których zapach wciągam.

-Ja już nic nie mówię, naprawdę byłem przekonany, że sobie ze mnie robisz jaja, a tu nagle wylatujesz z obrączką. - Podnosi się, pociągając mnie na krzesło. Siada na moich kolanach, wtulając się we mnie. Tak się cieszę, że mogę mieć jego ciało w swoich ramionach. - Kocham Cię, Kim.

-Ja Ciebie też skarbie, ponad własne życie. - uśmiecham się i pozwalam mu na pocałunek, podczas którego uśmiech nie schodzi mi z twarzy.

**************KONIEC**************

Zaopiekuj się moim sercem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz