*nie wiem, jakoś lubię tę piosenkę*
Kiedy cztery dni temu otworzyłam oczy w szpitalu, nie mogłam przyzwyczaić się do panującego tam porządku. Chociaż miałam swój pokój i miłą ekipę lekarzy, nienawidziłam tego zapachu i krzyków ludzi, którzy cierpieli za ścianą. Nie był to mój pierwszy raz w takim miejscu, ale nigdy nie robiło to żadnej różnicy. Nigdy nie przyzwyczaję się do szpitali. Nigdy chcę mieć potrzeby przyzwyczajania się do nich.
Moi rodzice odwiedzali mnie codziennie i przesiadywali u mnie długie godziny. Mówili, że w każdej chwili mogą załatwić mi pobyt w prywatnej klinice, bliżej domu, ale za każdym razem im odmawiałam, bo tu było mi dobrze na tyle, na ile może być dobrze w takim miejscu. Cieszyłam się, kiedy przychodzili z torbą pełną jedzenia i rozmawiali ze mną na lekkie tematy, kiedy za oknem padał śnieg. Chociaż czasem ich odwiedziny się przedłużały i wtedy miałam już dosyć.
Tylko raz, podczas ich licznych wizyt wspomnieli o sylwestrowym incydencie. Tato zaczął przeklinać głośno, a mama próbowała go uspokoić. Był to raczej dialog prowadzony pomiędzy nimi, bo ja nie mogłam znieść ich podniesionych głosów, kiedy wytykali sobie winę.
W ogóle nie pamiętam wiele z tamtego wieczoru. Wiem, że piłam z Johnem, później przyszedł Kane i wlaliśmy w siebie masę alkoholu. Po kilkunastu minutach wyszliśmy na papierosa, a kiedy wróciliśmy poszłam do swojego pokoju się wysikać. To były sekundy, kiedy Tom zakrył mi usta swoją wielką dłonią, a Dominic wcisnął mi coś do ust. Krzyczeli różne rzeczy, a Tom z diabelskim uśmieszkiem mówił, że to mój koniec. Warczał, że odbierze mi wszystko, tak jak ja odebrałam mu jego dumę i zaczęłam zadawać się z Alexem.
Był zazdrosny, a jego męska duma nie pozwoliła mu puścić tego płazem.
A skoro już wspomniałam o brunecie, to byłam na niego cholernie zła i nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie napisał do mnie ani jednej wiadomości ani na żadną nie odpisał. Myślałam, że mu choć trochę zależy i coraz bardziej zaczynałam w niego wątpić, ale wtedy przyszła Kate i wyjaśniła mi, co może być powodem jego zachowania.
*2 dni wcześniej*
Dochodziła już dwudziesta pierwsza, kiedy drzwi do mojej sali się otworzyły i stanęła w nich moja droga przyjaciółka. Uśmiechnęłam się na jej widok, chociaż w Sylwestra nie odzywałyśmy się do siebie. Miałam to sobie za złe, ponieważ wiem, że bywam ciężka z charakteru i nie zawsze mam rację. Ale poprawiła mi humor swoimi odwiedzinami.
-Bonnie...-zaczęła łamiącym się głosem i przytuliła się do mnie mocno. Skrzywiłam się z bólu, kiedy naruszyła bolące miejsce, ale nic nie powiedziałam i cieszyłam się obecnością blondynki.-Przepraszam, tak bardzo przepraszam...
-Nie masz za co, głupia.-uśmiechnęłam się lekko, kiedy z jej oczu płynęły łzy.
-Właśnie, że mam. Gdybyśmy wtedy z tobą porozmawiali, zabrali cię na ten spacer, to może nigdy by do tego nie doszło. To wszystko nasza wina.-załkała cicho i usiadła na malutkim krzesełku, które stało obok łóżka.-Lucas nie przyjechał ze mną, bo jest mu wstyd, za wszystko co zrobiliśmy i powiedzieliśmy. I wcale mu się nie dziwię, ja po prostu musiałam cię zobaczyć i upewnić się, że wszystko z tobą w porządku.
-Już jest lepiej, nie musisz się martwić. Poza tym, jak udało ci się tutaj wejść o tak późnej porze?
-Twoi rodzice.-wzruszyła ramionami i dmuchnęła mocno w chusteczkę, aby oczyścić noc z kataru, który nagromadził się jej od płaczu.-Co te sukinsyny ci podały? Wiadomo już coś?
-Była to prawdopodobnie pigułka gwałtu, ponoć mała dawka, ale znasz mnie, mam bardzo słaby organizm i każda dawka jakiegoś świństwa wpływa na mnie źle i ścina mnie z nóg.
CZYTASZ
He was everything
RomanceBonnie to dziewczyna, która ma wszystko. Dwójkę najlepszych przyjaciół, pieniądze i kochających rodziców. Zawsze stawia na swoim i nie przystaje na kompromisy. Jednak kiedy po kłótni z rodzicami udaje się w miejsce, gdzie spotyka nowego ucznia swoje...