Rozdział 20

342 13 5
                                    

Budzik obudził Romenę o 15, czyli, że została jeszcze godzina  do powrotu grupy z Hogsmeade. Postanowiła jakoś mądrze wykorzystać ten czas, zaczęła robić kartki świąteczne dla Rona, Harrego i Hermiony. Mimo iż pierwszego dnia jak ich zobaczyła, byłam negatywnie do nich nastawiona pewnie to przez ojca, ale teraz polubiła ich i była im wdzięczna za ten gest.

Zegar wybił godzinę 16 więc założyła płaszcz  i wyszła z pokoju kierując się w stronę wejścia do Hogwartu. Gdy już tam była zobaczyła Profesor McGonagall, która właśnie szła w jej stronę z czarnym skórzanym materiałem w ręku.

- Proszę Romeno to o co prosiłaś a to coś ode mnie. Wesołych świat.- Wyciągnęła drugą kolorową torebkę ze słodyczami.

- Nie musiała Pani, ale bardzo dziękuję i też życzę wesołych świąt.-Powiedziała zabierając od niej upominki i poszła do siebie.

Pomniejszyła przedmioty zaklęciem i schowała je do kieszeni płaszcza, szła spokojnie korytarze i usłyszała ciężkie kroki za sobą. Odwróciła się a za nią szedł szybkim krokiem jej ojciec. Zatrzymała się, aby złożyć mu życzenia i podziękować, lecz on nawet na nią nie spojrzał ani nie zatrzymał się. Poczuła kolejną igłę wbita w jej serce.

Stała jak wryta patrząc jak idzie i powiewają za nim jego czarne szaty.

Otrząsnęła się i poszła do siebie. Usiadła na łóżku i wyciągnęła rzeczy z kieszeni.

Słodycze rozdzieliła na trzy części, które podpisała. Stwierdziła, że da je Hermionie, Ronowi i Harremu za tamten miły gest podczas śniadania. Fiolki ojca spakowała w czarny papier i obwiązała czarną kokardą.

Przyszedł czas na kolację zabrała ze sobą słodycze i wyszła z pokoju.

Idąc na kolacje mijała szczęśliwych uczniów na korytarzu którzy chwalili i pokazywali innym swoje upominki. Weszła do wielkiej sali i gdy spojrzała na stół gryfonów od razu zauważyła trójkę jedzącą kolację.

Podeszła do nich wyciągając upominki z kieszeni.

-Wiem, że to mało, ale daje wam to, co mam. -Uśmiechnęła się delikatnie do nich a oni uściskali ją.

-Naprawdę nie musiałaś. -Powiedzieli w tym samym czasie.

-Rozmawiałaś już ze Snap'em?. -Zapytał Ron, chowając słodycze do kieszeni.

-Jeszcze nie ale chcę z nim porozmawiać jak najszybciej, postaram się dać odpowiedź do jutra.

-Dobrze moja rodzina z chęcią cię przyjme w nasze skromne progi. -Powiedział Ron.

-Teraz uciekam i życzę wam smacznego kochani. -Powiedziała na odchodne i poszła na swoje miejsce tam gdzie siedziała podczas śniadania.

Gdy kolacja się skończyła wyszła jako ostatnia nigdzie Romenie się nie śpieszyło więc ociągała się. Idąc do dormitorium spojrzałam na Błonie pokryte białym puchem. Poszła szybko do pokoju, aby zabrać szalik,ciepły płaszcz i wyszła.

Gdy stała już na błoniach było ciemno jedynie księżyc oświetlał jej twarz i wszystko do około. Czuła zimny powiew wiatru muskał jej policzki. Machnięciem różdżki roztopiła śnieg i kamień zamieniła  w kamienną ławkę.

Zamknęła oczy i dała się ponieść wszystkim emocjom, jakie się w niej znajdowały. Czuła jak słona łza płynie po jej lodowatym policzku lecz się tym nie przejmowała.

Siedziała na ławce i poczuła czyjąś obecność.

-Przy mnie nie musisz chować się pod zaklęciem- Powiedziała patrząc na puste miejsce obok niej. A po chwili zobaczyła ojca, który patrzył prosto w jej czarne oczy.

Kobieta Rodu Snape //Córka Severusa SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz