Rozdział IV

1.4K 36 0
                                    

Szkoła wyglądała niesamowicie o tej porze. Przez witryny na korytarz wpadło światło księżyca, oświetlając po części wnętrze zamku. Początkowo w tłumie wchodzącym do Wielkiej Sali zgubiłam swoją przyjaciółkę. Po chwili jednak dostrzegłam ją machającą w moim kierunku. Podążyłam do niej, a zaraz po tym usiadłyśmy przy nakrytym już stole, razem z pozostałymi Puchonami. Oczekiwaliśmy cierpliwie na coroczny występ tiary, która przygotowała dla nas nową piosenkę. Cała sala ucichła, kiedy Prof. McGonagall położyła ostrożnie tiarę na stołku, a do Wielkiej Sali wkroczyli nowi uczniowie. Zaraz po zakończeniu ceremonii przydziałów na stołach pojawiło się jedzenie. Miedzy innymi pieczone kurczęta, ziemniaki gotowane i pieczone, marchewka. Każdy z nas zajadał się pysznymi potrawami.

- Ja już więcej nie zmieszczę. - Wydusiła Lora łapiąc się za brzuch.

- Trzeba było tyle w siebie nie wpychać. - Zachichotałam patrząc na przyjaciółkę. - Za chwilę będzie deser.

- To brzmi jak wyzwanie. - Na jej twarzy pojawił się uśmiech.

Zawsze byłam szczupła i nigdy nie narzekałam na swoją wagę. Nie ograniczając się przy tym w jedzeniu, ale nigdy też nie jadłam tyle, ile Lora mogła pochłonąć, a mimo to wciąż była chuda jak tyczka. Chwilę po tym wstał dyrektor. Cała sala w moment ucichła kiedy tylko przemówił. Jego wystąpienie było krótkie i zwięzłe, w połowie przerwane przez jakąś, jak to ją nazwali Różową Landrynkę, która to miała być naszym nowym nauczycielem od Obrony Przed Czarną Magią.

Po zakończonej uczcie, każdy z czterech domów po kolei opuszczały Wielką Sale na czele z prefektami. Kiedy przyszła nasza kolei, my Puchoni udaliśmy się korytarzem w stronę kuchni gdzie znajdowało się przejść do pokoju wspólnego. Ukryte po prawej stronie w rzędzie beczek. Jeden z naszych prefektów podszedł do drugiej beczki od dołu, po środku drugiego rzędu i rytmicznie wystukał dłonią "Helga Hufflepuff". Przejście otworzyło się, a my gęsiego wchodziliśmy do wąskiego korytarza prowadzącego w górę.

Kiedy dostaliśmy do pokoju wspólnego ujrzałam to samo okrągłe, niezmienne i przytulne pomieszczenie. Ściany w barwach Hufflepuff tworzyły unikalny wystrój pokoju, a wiszące na nich półki z kwiatami dodawały uroku całemu pomieszczeniu. Przez okrągłe okna wpadało światło księżyca kontrastując na tle ciepłego blasku płomieni z płonącego kominka, nad którym wisiał portret Helgi Hafflepuff, trzymającej w dłoni swój puchar.

Chwilę jeszcze stałyśmy witając się ze wszystkimi przed kominkiem obok, którego po prawej stronie mieściło się okrągłe wejście do dormitorium dziewcząt, a po lewej do dormitorium chłopców. Kiedy miałyśmy już wchodzić do naszego pokoju zauważyłam kontem oka Louisa. Wszedł sam, a na jego twarzy malowało się przygnębienie. Coś go dręczyło. Chciałam podejść ale wtedy poczułam, że Lora ciągnie mnie za rękę i wciąga do naszego pokoju.

- Widziałam, że chciałaś do niego podejść, ale to twój brat. Przecież wiesz dobrze, że najpewniej nic by ci nie powiedział, a co najwyżej to by się na tobie wyżył. - Zaczęła się szybko tłumaczyć, gdy ujrzała na mojej twarzy grymas. - Och, daj spokój znasz swojego brata.

- Jest dość irytujący. - Przyznałam i usiadłam na swoim łóżku. - Chyba czas się wypakować.

- Daj spokój to tylko dwa machnięcia różdżką, a z resztą nie mamy czasu. - Zbliżyła się do mnie. - Popatrz! - Wręczyła mi wygniecioną kartkę, na której ktoś nakreślił:

"Robimy dziś imprezę powitalną wpadnij, będzie miło. F.S."

Popatrzyłam zdziwiona, a dziewczyna westchnęła głośno.

The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz