Rozdział I.

971 82 163
                                    

- Chcę iść do cukierni! – to były pierwsze słowa, jakie Ranpo skierował do Poe, po wyjściu z budynku siedziby Zbrojnej Agencji Detektywistycznej.

Edgar nawet nie zdążył się przywitać, przez co na kilka sekund zamarł w kompletnym bezruchu, z otwartą buzią. Widząc to Edogawa zaśmiał się cicho.

- Oczywiście, pójdziemy – wykrztusił w końcu pisarz, ku uciesze detektywa.

- To się rusz! – Ranpo złapał rozmówcę za rękę i zaczął ciągnąć go za sobą, wzdłuż chodnika.

Poe szedł za nim, bez słowa. Czując na smukłej dłoni ciepły dotyk miękkiej skóry, uświadomił sobie, że zaczyna się naprawdę mocno rumienić. Wiedział, że długa grzywka nie wystarczy, aby to ukryć, więc z całej siły starał się uspokoić. Nie było to jednak łatwe.

- Jak było w pracy? – wyrzucił nagle z siebie. Nawet nie wiedział czemu, zwłaszcza że kiedy to już powiedział, to pytanie zdawało mu się być wcale niemniej zawstydzające niż trzymanie się za ręce. Zwłaszcza że wywołało paniczne wręcz myśli, głównie oparte na zdaniu „co on sobie pomyśli?". Miał świadomość, jak bardzo było to głupie. To było przecież normalne pytanie. Niby co Ranpo miałby sobie pomyśleć? Tylko tyle, że przyjaciel się nim interesuje. Tylko... a co jeśli by zaczął się zastanawiać, CZEMU Edgar nagle się nim aż tak interesuje? Wtedy mógłby się dowiedzieć, że... o Boże...

Na początku chyba liczył na to, że rozmowa pozwoli mu zająć czymś myśli i tym samym pozbyć się rumieńca. Jednak wyszło na to, że jedynie sam pogorszył swoją obecną sytuację.

- Okropnie – jak gdyby nigdy nic, Edogawa zaczął mówić tak oburzony, że Poe aż się wzdrygnął. Przez to Karl zachwiał się lekko i spojrzał na właściciela niezadowolony. – Mieliśmy tyle pracy, że prawie nie miałem kiedy sobie robić przerw. W dodatku dyrektor cały czas nas nadzorował i to strasznie wkurwiony. No i przez to nawet nie mogłem zwalić swojej pracy na Atsushiego, czy kogoś.

Słuchając go, Poe mimowolnie zaczął się uśmiechać. Szedł nieco za Ranpo, więc przez większość czasu nie widział twarzy mężczyzny. Momentami jednak dostrzegał jego profil, przez co widział, jak zmienia się wyraz twarzy detektywa. Mógł zauważyć, że pod wpływem oburzenia zdarzało mu się marszczyć słodko nosek, czym nieco przypominał Edgarowi Karla. Ta myśl dość mocno rozczuliła pisarza, na szczęście szybko udało mu się otrząsnąć.

- No i wyobraź sobie, że przez cały dzień prawie nie jadłem słodyczy – to powiedział z oburzeniem na miarę obrażenia wszystkich jego przodków.

Ten fakt jednocześnie dość mocno rozczulił i rozbawił Edgara. Przez to nie udało mu się powstrzymać szerokiego, zwłaszcza jak na niego uśmiechu.

- Tragedia.

- Prawda? – Edogawa zdawał się być tak nakręcony, że nawet nie wyłapał ironii, w jego wypowiedzi. Kiedy odwrócił się do pisarza z szerokim uśmiechem, Poe nie mógł zrobić nic, poza rozczuleniem się jeszcze bardziej i odwzajemnieniem jego uśmiechu. Mogło mu się jedynie wydawać, ale był niemal pewien, że wtedy oczy detektywa błysnęły.

. . .

- To na co masz ochotę? – zapytał Poe, zastanawiając się, jak szybko będzie żałować wspólnego wyjścia.

Od razu po tym pytaniu Ranpo zdawał się wpaść w jakiś trans. Edgar zaczynał się nawet zastanawiać, czy Edogawa nie zamierza przypadkiem wykupić całej cukierni. Im dłużej mężczyzna wyliczał, tym częściej pisarz się nerwowo rozglądał. Miał wrażenie, że wszyscy klienci zaczynają się im przyglądać. Chciał jednak wierzyć w to, że to mu się tylko wydawało, przez jego nieśmiałość.

Niezakończony świat [Ranpoe]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz