23.

50 4 0
                                    

RAY

Świeżo co przebudzony podnoszę się, głośno przy tym ziewając. Siadam na brzegu łóżka i rozciągam ramiona. Spałem razem z Verą na jednoosobowym łóżku, przez chwilę myśleliśmy nad tym aby jedna osoba spała na podłodze, ale mieliśmy tylko jedną kołdrę i poduszkę więc tej osobie byłoby zimno. Żadne z nas nie chciało być tą osobą. O tyle dobrze, że obaj jesteśmy dość drobni. Nadal nie było wygodnie, przynajmniej nie mi, bo potrzebuję dużo przestrzeni jak śpię. Pocieszała mnie jednak myśl, że mogło być gorzej i że gorzej miał Ethan. Współczuję natomiast Graysonowi. No chyba, że ich łóżko jest większe, w takim wypadku mu zazdroszczę.
Zerkam na Verę żeby upewnić się czy jeszcze śpi. Śpi jak suseł. Staram się więc udać do łazienki jak najciszej. Tam obmywam twarz, korzystam z ubikacji i na koniec się myję. Wychodzę owinięty ręcznikiem w pasie. Na komodzie czekają na mnie czyste ubrania przygotowane przez Lisę, czyli ciemnozielone ogrodniczki z długimi nogawkami i biały T-shirt w cienkie jasnożółte poziome paski. Obok komody leżą również żółte kalosze w moim rozmiarze. Przebierając się w czyste ciuchy, czuję się trochę jak u dziadków na wsi. Czy ona chce abym pomógł jej w ogródku? Bo właśnie tak ubrany chodził mój dziadek gdy zbierał truskawki.
Myjąc zęby chodzę po całym pokoju w tą i we w te. Rozglądam się za moją pseudo kulą. Przez cały czas stała oparta o łóżku, nie wiem jak od razu jej nie zobaczyłem. Dopiero gdy po nią sięgam, zdaję sobie sprawę z tego że wcale jej nie potrzebuję. W końcu przed sekundą normalnie poruszałem się bez jej pomocy, nie czując w nodze żadnego bólu.
Zerkam na swoją kostkę, wygląda normalnie, jak gdyby nic mi się w nią ostatnimi czasy nie stało. Przysiągłbym, że jeszcze wczoraj była posiniaczona i lekko opuchnięta. Moje zdziwienie w tym momencie jest nie do opisania. Czy to był tylko sen? Może nic nigdy mi się w nią nie stało? Nie no przecież dobrze pamiętam jak Chris nosił mnie na rękach, bo z bólu nie mogłem ustać na ziemi. Ból był silny nawet gdy się nie poruszałem. Pamiętam też jak Vera skołowała mi pseudo kulę. Zresztą nie patrzyłbym teraz na nią gdyby to był sen.
Nigdy wcześniej nic nic skręciłem ani nie złamałem, ale jestem prawie że pewien, że dochodzenie do siebie w takim przypadku nie trwa tak krótko. Coś jest nie tak, a ja nie mam pojęcia co i chyba nie chce aby Vera czy ktokolwiek inny dowiedział się o tym zanim sam to rozszyfruję.
Gdy tylko zdążam o tym pomyśleć, moja siostra rozbudza się. Szybko siadam koło niej na łóżku, gdy głośno- i jeszcze z zamkniętymi oczami- się przeciąga. Przysuwam do siebie kulę, aby wyglądało że jej używałem. Dziewczyna podnosi się do pozycji siedzącej, ziewa i przeciera oczy. Staram się nie zachowywać podejrzanie. Za pomocą kuli, mimo iż ani trochę nie czuję już bólu, udaję się do łazienki, gdzie myję szczoteczkę i płuczę buzię. Wracam w ten sam sposób.
Przypomina mi się jak pewien chłopak ze szkoły złamał kiedyś nogę i przychodził do niej z taką prawdziwą kulą. Każdy dzieciak chciał ją od niego pożyczać i poruszać się za jej pomocą po korytarzu, w tym ja. Wtedy to była świetna zabawa, udawać że też złamało się nogę. Pamiętam jak powiedziałem koledze, że chciałbym być na jego miejscu a on pouczał mnie wtedy żebym nie robił nic głupiego i że tak naprawdę tego nie chcę. Byłem taki głupi. Nadal jestem, ale z pewnością mniej niż wtedy. Kolega od kuli miał na imię Marcel, ale jego nazwiska nie pamiętam. Ciekawe czy Marcel nadal żyje.
-Hej. Widzę, że zdążyłeś się już ubrać- odzywa się Vera, gdy z powrotem zajmuję miejsce koło niej na łóżku. Po raz kolejny głośno ziewa, a ja ziewam niedługo po niej. Ziewanie jest takie zaraźliwe- Długo już nie śpisz?
-Nie, dopiero co. Poczekam aż się wyszukujesz to razem zejdziemy na dół- proponuję. Vera uśmiecha się. Wstaje i sięga po ubrania. Uznaję to za tak. Z zestawem czystych ubrań wchodzi do łazienki gdzie spędza następne pół godziny, może nawet więcej.
Pod jej nieobecność, w ciszy obserwuję wiszący na ścianie zegar i rozmyślam. Myślę między innymi o rodzicach. Dopóki nie zobaczę ich ciał, nie uwierzę w to że nie żyją. Skoro mi i Veronice udało się przeżyć, to oni tym bardziej powinni dać sobie radę. Być może właśnie nas szukają?
Veronica wychodzi ubrana w przyduże jasne sztruksowe spodnie oraz czerwoną koszulę w białe groszki z długim rękawem i białym falbaniastym kołnierzykiem, którą wciągnęła w spodnie.
-Jeszcze się uczeszę- mówi, siadając przy toaletce. Zdejmuje z głowy ręcznik, po czym rozczesuje mokre, poplątane włosy jakąś drewnianą szczotką, którą musiała znaleźć w łazience.
Wygodnie usadowiony na łóżku z rękoma na brzuchu, kontynuuję rozglądanie się po pomieszczeniu. Obok komody zauważam damskie kowbojki, wyglądają fajnie. Szkoda, że w moim rozmiarze Lisa znalazła tylko kalosze.
-Jak tam noga?- słyszę wkrótce pytanie, dokładnie to którego się obawiałem.
Totalnie straciłem rachubę czasu. Ile dni tak właściwie minęło? Cztery? Trzy odkąd skręciłem kostkę? Vera powiedziała, że po kilku dniach będzie bolała znacznie mniej gdy będę chodził. Może się z tego wywinę. Przez cały dzisiejszy dzień muszę udawać, że jeszcze potrzebuję kuli bo noga pobolewa, a jutro mogę już odstawiać odważnego i poruszać się bez niej. Mam nadzieję, że nie będzie chciała jej dzisiaj zobaczyć, bo wydaje mi się że wygląda aż za dobrze. To aż dziwne, że tak szybko się wyleczyła. Moje podejrzenia padają na wszystko co wstrzykiwał mi tamten starszy mężczyzna, kto wie co to było.
-Trochę boli, ale jest lepiej- odpowiadam po dłuższej chwili.
Nie chcę jej martwić. Może tak naprawdę nic złego się nie dzieje.
Gdy włosy nieco jej podsychają, robi sobie z nich wysokiego kucyka. Uśmiecham się do niej gdy zauważam, że przypatruje się mi w lustrze. Odwzajemnia uśmiech, wstaje w końcu i oznajmia że jest gotowa.

***

W jadalni przy stole czekają na nas Chris i Lisa. Reszty jeszcze nie ma. Co jakiś czas tu i tam przebiegają jakieś dzieciaki, którym z przyjemnością przybijam piątkę. Każde z nich ma oryginalnie spięte włosy, ładne kolorowe ubranka i dość ciemną karnację, a już napewno przy mojej. Z moją nader jasną skórą czuję się przy nich jak chodząca smierć.
Vera i Lisa przytulają się na powitanie. Ja uśmiecham się tymczasem do Chrisa, który siedzi centralnie na przeciwko mnie. O dziwo odwzajemnia uśmiech, co pozytywnie mnie zaskakuje. O dziwo, bo myślałem że nie lubi mnie na tyle, że zwyczajnie mnie zignoruje. No i ogólnie mało się uśmiecha.
Vera jak to Vera, nie chce robić mu przykrości (bo wiecie, przytuliła się na powitanie z dziewczyną którą zna krócej) i rozkłada ramiona w celu przytulenia go mimo iż dzieli ich nie taki wąski stół. Wychodzi rzecz jasna obciachowo, do czego z drugiej strony jestem z nią przyzwyczajony. Koniec końców nie dochodzi do uścisku, oboje tylko krótko się śmieją, zapewnie z jej idiotyzmu.
Zajmuję w tym czasie swoje miejsce przy stole. Dopiero co siadam, a Lisa z nikąd pojawia się już koło mnie i mocno ściska. Domyślam się, że chciała mnie zwyczajnie objąć ale przez to jak mocno jej ramiona ściskają moją szyję, czuję się bardziej duszony niż przytulany. Co z resztą udaje mi się wydukać jej do ucha. Strwożona puszcza mnie w końcu i lekko się odsuwa.
-O jejku, przepraszam!- Zakrywa jedną ręką pomalowane na jaskrawy róż usta; ogólnie uważam że kolor ten jest okropny, ale na niej wygląda naprawdę ładnie. Już wcześniej zauważyłem, że ma tendencję zachowywać się tak jakby grała w teatrze albo żyła w bajce.
-To nic.- Poprawiam się i prostuję- Też miło Cię widzieć.
Krótko się śmieje, raz jeszcze mnie przeprasza, a następnie zajmuje miejsce koło siedzącej po mojej prawej, Very. Niedługo po tym zjawiają się Grayson i Ethan a jakiś czas później dołącza się też Jeannie ze swoimi siostrami. Rozmawiamy na bezpieczne tematy, śmiejemy się, cieszymy swoim towarzystwem i wspólnym posiłkiem. Ciepłym śniadaniem, za którym tak bardzo tęskniłem. Tak, to ostatnie bez wątpienia cieszy mnie najbardziej. Chrupiące panierowane kulki z ciągnącym się żółtym serem w środku są prawie tak dobre jak te, które robiła mi i Veronice babcia.

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz