19. Niespodziewany ratunek

252 31 7
                                    

-Ratunku! - krzyknęłam. 

-Spokojnie maleńka. Na tym piętrze wszystkie pokoje są wolne, więc nikt cię nie usłyszy. Skoda tak pięknego głosu nie powinnaś go nadwerężać. - powiedział niemal szeptem i znów zaczął mnie całować. Odpycham go z całą siłą jaką mam, ale jestem trochę za słaba. Udało się chociaż odsunąć jego usta od moich. To już jakiś sukces.

-Co zrobiłeś Brentowi?! 

-Nic. Po prostu dostał dość dużą dawkę wódki i narkotyków na raz. Nic mu nie będzie, jutro dojdzie do siebie. - powiedział wyraźnie dumny z siebie.

-Ty jesteś, jesteś podły. I... i  - nie wiedziałam co powiedzieć, chciałam mu wygarnąć to wszystko co o nim myślę, ale w napływie niekonieczne pozytywnych emocji odebrało mi mowę.

-Wiem, maleńka. Wszystkie mi to mówią. - odpowiedział i uśmiechnął się podle.

Czekajcie, wszystkie? Podobno były tylko dwie. Znaczy ja i Jackie. Może było ich więcej, a chłopaki po prostu o tym nie wiedzą. - pomyślałam - lub też wiedzą i nie chcieli mi powiedzieć - napadła mnie znienacka inna myśl.

-To co maleńka. Zostajemy tutaj czy idziemy do pokoju? - spojrzał na mnie rozbawiony - bo sypialnie mamy zajętą. - dodał i uśmiechnął się nikczemnie. Spojrzałam na niego z obrzydzeniem, co go tylko rozbawiło i wywołało jeszcze szerszy uśmiech na jego gładkiej twarzy.

Złapał mnie na nadgarstek i pomimo mojego znacznego sprzeciwu zaciągnął mnie do salonu. Położył mnie na kanapie i aby mieć pewność, że mu nie ucieknę przygwoździł mnie do łóżka jego wielkim ciałem. No teraz już się nie dam rady wymknąć. - pomyślałam załamana i pogodzona z myślą tego co on ma zamiar mi zrobić. Bałam się, ale nic nie mogłam na to poradzić.

Włożył mi ręce pod koszulę nocną. Poczułam jego ciepłe ręce na moim brzuchu. Moje mdłości tylko wzmocniły się. 

-Ratunku! - krzyknęłam łamiącym głosem. - Pomocy!

Potem wszystko działo się szybko i tak jakby obok mnie. Nie miałam nad niczym kontroli. Po moich słowach poczułam jak Ryan uderza mnie dłonią w policzek.

-Mówiłem Ci, że masz nie krzyczeć. - powiedział uśmiechnięty i wrócił do całowania mojego brzucha.

-Pomocy! - krzyczę raz jeszcze.

Wtedy on bije mnie poza kolejny jeszcze mocniej. Tym razem z pięści. Czuję ostry ból w okolicy oka, a po chwili na ustach czuję smak krwi, która prawdopodobnie płynęła z mojego nosa.

Ryan zdjął moją koszulkę, a materiałem wytarł krew z mojej twarzy. Nie ruszałam się, nie miałam już siły na kolejne próby ucieczki. Czułam przeszywający ból głowy. Gdy już całkowicie się poddałam usłyszałam znany mi głos.

-Jane? Jesteś tam? 

Zobaczyłam w drzwiach Drew'a, gdy tylko zobaczył nas podbiegł i szarpnął Ryana do tyłu, zdejmując go ze mnie. Tedder jednak nie miał zamiaru nu tego odpuścić i tak jak i mi przyłożył Drew'owi w twarz. Podbiegł do mnie i podniósł. Moje nogi się pode mną ugięły jednak silna ręka mojego prześladowcy mnie podtrzymała przed upadkiem. Nagle jak przez mgłę zobaczyłam jak Ryan wyjmuje coś srebrnego z kieszeni spodni i przykłada mi do gardła. To był scyzoryk. Kto normalny nosi nóż w kieszeni?! - pomyślałam, jednak już bez strachu. Czułam się tak, jakbym pogodziła się ze śmiercią. 

-Odsuń się, bo ją zabiję! - krzyknął Tedder.

-Stary, spokojnie. Co się napadło? - widziałam jak bardzo czyn kumpla zdziwił Browna.

Cały czas patrząc na Drew'a poczułam jak ktoś odpycha ode mnie Ryana. Poczułąm ból nie tylko głowy lecz także na szyi, gdzie przy tym jak ktoś go ode mnie odciągał ten przeciął mi scyzorykiem. Bezwładnie upadłam na ziemię. Po chwili straciłam tymczasowo kontakt ze światem.

***

Gdy się obudziłam, byłam trochę zdezorientowana. Nie wiedziałam gdzie jestem. Po chwili domyśliłam się, że jestem w szpitalu podłączona do całej aparatury i kroplówki. Próbując przypomnieć sobie co się stało powoli przywołałam wspomnienia z tego strasznego wieczoru. 

-Jane, kochanie jak się czujesz? - usłyszałam zaniepokojony głos Brenta. wyglądał tak jakby nie spał kilka dni siedząc przy mnie. Jego oczy były podkrążone i jednym słowem mówiąc wyglądał strasznie.

-Dobrze. - mój głos był bardzo ochrypły.

-Kocham Cię. - powiedział i pogładził mój policzek. 

-Ja cię też. - szepnęłam.

***

Jak się później okazało byłam nieprzytomna dwa dni i moje życie naprawdę wisiało na włosku, przez to, że Ryan nożem rozciął mi jakąś ważną żyłę, czy coś takiego. Przyznam się wam, nie słuchałam dokładnie co mówił lekarz, bo trochę zanudzał swoimi lekarskimi terminami, których nikt normalny nie rozumie. Z tego co mówił Drew Brent był tak załamany, że siedział przy mnie cały czas, nie spał, nie chciał jeść. Jedyne co chciał, to być przy mnie i na mnie patrzeć. Chciał być tutaj, gdy się obudzę. Tak bardzo go kocham za jego poświęcenie, jak i za to, że to właśnie on odciągnął ode mnie Ryana. Po rozmowie z Drew'em naprawdę dużo się dowiedziałam. Kutzle nie chciał ze mną o tym rozmawiać ze względu na mój stan psychiczny, jednak jego kumpel się nie ograniczał  i to w nim lubię. Mówi wszystko prosto z mostu.

***

Do mojej sali wszedł Brent wraz z lekarzem. Kutzle miał dziwny wyraz twarzy. Chodzi o to, że gościł na niej uśmiech, którego nie widziałam już od dłuższego czasu. Znaczy przytomna jestem dopiero od trzech godzin, ale i tak się stęskniłam.

-Co się tak dziwnie szczerzysz? - zapytałam Brenta nie zważając na obecność innych.

-Jane, muszę Ci coś powiedzieć. - powiedział i spojrzał porozumiewawczo na lekarza, a ten posłusznie wyszedł z sali. Kutzle podszedł do mnie i usiadł obok mnie na łóżku, nadal się śmiejąc.

-No powiedz już to. Nie trzymaj mnie w niepewności. - moje zaciekawienie wzięło górę. Mój chłopak spuścił wzrok.

-Kochanie, będziemy mieli dziecko. - powiedział i spojrzał na mnie. 

-Tak... Tak, się cieszę. - powiedziałam ochrypłym, ale pełnym radości głosem. Chciałam go pocałować, ale powstrzymały mnie te wszystkie podłączone do mnie kabelki. On jednak zrozumiał mnie bez słów i to on się schylił by dać mi buziaka. Wbrew jakimkolwiek przepisom leżeliśmy przytuleni do siebie.

-Mam też złą wiadomość. - powiedział nagle pochmurniejąc. - jutro powinniśmy wyjechać z Paryża, a według lekarzy nie mogą Cię wypuścić przez najbliższe dwa tygodnie. 

-To, nic. Dam sobie radę. - powiedziałam z uśmiechem, choć w ogóle nie miałam na niego ochoty. Wspomagał on jednak to by moje słowa wyglądały na całkowicie szczere.

-Ty chyba nie mówisz poważnie. Ja nigdzie się stąd bez ciebie nie ruszę. Chłopaki pojadą, ale nie ja. 

-Nie możesz zawieść swoich fanek. Musisz jechać. - przekonywałam go, a moja podświadomość krzyczała bądź przy mnie!

-Już postanowiłem, nigdzie nie jadę. Jesteś moją dziewczyna i muszę być przy tobie.

-W takim razie zrywam z tobą. Możesz już jechać. 

-Okay. - powiedział z udawaną powaga i zaczął się podnosić. Po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

W tym momencie na salę wbiegł Ryan. Miałam ochotę podbiec do niego i porządnie uderzyć. Potem prosto w twarz powiedzieć wiązankę bluźnierstw o temacie ,,Jak ja cię nienawidzę'', a jedyne co zrobiłam to się rozpłakałam. Po moich polikach ciekły łzy, a ja nic nie mogłam na to poradzić. 

Jest kolejny rozdział. Dziękuję wszystkim, którzy to czytają, jesteście niesamowici. Jak zawsze zachęcam do napisania waszych opinii. Kocham <3 

Stop&Stare (Zatrzymaj się i spójrz) ,,OneRepublic fanfiction&quot;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz