Rozdział 3: "We mgle"

30 1 0
                                    

Nie potrafiłam określić, jak długo byłam nieprzytomna. Obudziłam się, leżąc pod ścianą w towarzystwie dwóch jegomościów. John nadal siedział na krześle obok stołu, patrząc na mebel tępym wzrokiem. Żaden z mężczyzn nie miał kombinezonu. Obok porywacza nadal leżały porozrzucane gdzie popadnie butelki z alkoholem. „Staruszek" wyglądał na niezwykle przytłoczonego życiem. Drugiego z mężczyzn nie potrafiłam rozpoznać. Pierwszy raz widziałam go na oczy.

Ty wiesz ile problemów z nią miałem? – spytał porywacz, sięgając po kolejną butelkę.
Nie, ale zgaduję, że zaraz mnie oświecisz – odpowiedział przeciągle nieznajomy, rozglądając się za miejscem, na którym mógłby spocząć.

Rozległo się ciche pstryknięcie, po czym John wypił solidny łyk piwa.

Wyobraź sobie, że Jackowi oblała twarz kwasem! Rozumiesz to? Kwasem! – Bandyta spojrzał na rozmówcę i zaczął gestykulować wolną ręką, jakby wreszcie się rozbudził. – A potem próbowała zwiać. Biedny... Ma całą twarz zmasakrowaną. – Oparł się na krześle z westchnieniem, po czym wbił wzrok w sufit.
No właśnie nie rozumiem. – zabrzmiał basowy głos, stojącego przy drzwiach mężczyzny. – Co w waszym schronie robił kwas? W alchemików się bawicie, czy jak? – dodał, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Ja nie. To zabawki Jacka. Od zawsze miał słabość do chemii. Pewnie coś tam majstrował i zapomniał schować. A ten bachor to wykorzystał. – John obrzucił mnie pełnym wściekłości spojrzeniem.

Jego wzrok sprawił, że przeszył mnie zimny dreszcz. Usiadłam na ziemi. Już chciałam wstać z miejsca, jednak wtedy „staruszek" wyjął schowany w spodniach rewolwer.

Rusz się stąd, a cię rozwalę! – Nagle wyprostował się na krześle jak struna i wymierzył broń w moim kierunku.
Spokojnie – wtrącił się nieznajomy. – Wolałbym jednak, żeby była żywa.
Wybacz – rzekł, ponownie opadając na oparcie siedzenia. – Ostatnio mam wyjątkowo zszargane nerwy.
Właśnie widzę, że jesteś jakiś nie swój – zauważył tajemniczy jegomość. – Z waszej dwójki to zawsze Jack był impulsywny.

John wyrzucił broń na stół. Rewolwer przejechał kilka centymetrów po blacie, po czym zastygł w bezruchu. Porywacz przetarł ręką mokre od potu czoło. W zamyśleniu odwrócił wzrok w kierunku ściany. Wyglądało na to, że nie chciał dalej ciągnąć rozmowy na swój temat.

No więc, tak jak ustaliliśmy – rzekł nieznajomy – Dam ci tysiąc puszek, ale najpierw będę musiał ją zbadać.
Rób, co chcesz – odpowiedział „staruszek", po czym wypił kolejny łyk piwa. – Tylko się pospiesz.

Stojący w drzwiach osobnik zwrócił się w moim kierunku. Dopiero wtedy mogłam przyjrzeć mu się nieco lepiej. Miał średniej długości zadbaną brodę, krótko przystrzyżoną grzywkę oraz niebieskie oczy. Duży brzuch i pulchna twarz jegomościa sprawiały, że wyglądał przyjaźnie.

Chorujesz na coś przewlekle? – spytał nieznajomy, pełnym spokoju głosem.
Nie – odpowiedziałam, próbując brzmieć stanowczo.

Czego on ode mnie chce? – pomyślałam".

A jakiś sport uprawiasz? – zadał kolejne pytanie.
Nie – stwierdziłam zgodnie z prawdą.

Mężczyzna pomruczał coś pod nosem.

Byłaś wcześniej w ciąży? – nie odpuszczał.
Słucham? Nie... – jęknęłam coraz bardziej zdziwiona irracjonalnymi pytaniami.
Siedem razy sześć? – przerwał mi grubasek.
Co?... Czterdzieści dwa – mruknęłam zdezorientowana.
Pieprzony komediant – wtrącił się John.
Wybornie. Koniec badań – oznajmił nieznajomy z uśmiechem na twarzy.
Ale ją przebadałeś Adam. Normalnie mucha nie siada – skomentował John.

Grubasek zaczął trząść się ze śmiechu.

Wybacz, nie mogłem sobie odpuścić – stwierdził Adam.
Możemy wreszcie przejść do konkretów? – spytał coraz bardziej zdenerwowany porywacz.

ZagubieniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz