Nie potrafiłam określić, jak długo byłam nieprzytomna. Obudziłam się, leżąc pod ścianą w towarzystwie dwóch jegomościów. John nadal siedział na krześle obok stołu, patrząc na mebel tępym wzrokiem. Żaden z mężczyzn nie miał kombinezonu. Obok porywacza nadal leżały porozrzucane gdzie popadnie butelki z alkoholem. „Staruszek" wyglądał na niezwykle przytłoczonego życiem. Drugiego z mężczyzn nie potrafiłam rozpoznać. Pierwszy raz widziałam go na oczy.
– Ty wiesz ile problemów z nią miałem? – spytał porywacz, sięgając po kolejną butelkę.
– Nie, ale zgaduję, że zaraz mnie oświecisz – odpowiedział przeciągle nieznajomy, rozglądając się za miejscem, na którym mógłby spocząć.
Rozległo się ciche pstryknięcie, po czym John wypił solidny łyk piwa.
– Wyobraź sobie, że Jackowi oblała twarz kwasem! Rozumiesz to? Kwasem! – Bandyta spojrzał na rozmówcę i zaczął gestykulować wolną ręką, jakby wreszcie się rozbudził. – A potem próbowała zwiać. Biedny... Ma całą twarz zmasakrowaną. – Oparł się na krześle z westchnieniem, po czym wbił wzrok w sufit.
– No właśnie nie rozumiem. – zabrzmiał basowy głos, stojącego przy drzwiach mężczyzny. – Co w waszym schronie robił kwas? W alchemików się bawicie, czy jak? – dodał, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
– Ja nie. To zabawki Jacka. Od zawsze miał słabość do chemii. Pewnie coś tam majstrował i zapomniał schować. A ten bachor to wykorzystał. – John obrzucił mnie pełnym wściekłości spojrzeniem.
Jego wzrok sprawił, że przeszył mnie zimny dreszcz. Usiadłam na ziemi. Już chciałam wstać z miejsca, jednak wtedy „staruszek" wyjął schowany w spodniach rewolwer.
– Rusz się stąd, a cię rozwalę! – Nagle wyprostował się na krześle jak struna i wymierzył broń w moim kierunku.
– Spokojnie – wtrącił się nieznajomy. – Wolałbym jednak, żeby była żywa.
– Wybacz – rzekł, ponownie opadając na oparcie siedzenia. – Ostatnio mam wyjątkowo zszargane nerwy.
– Właśnie widzę, że jesteś jakiś nie swój – zauważył tajemniczy jegomość. – Z waszej dwójki to zawsze Jack był impulsywny.
John wyrzucił broń na stół. Rewolwer przejechał kilka centymetrów po blacie, po czym zastygł w bezruchu. Porywacz przetarł ręką mokre od potu czoło. W zamyśleniu odwrócił wzrok w kierunku ściany. Wyglądało na to, że nie chciał dalej ciągnąć rozmowy na swój temat.– No więc, tak jak ustaliliśmy – rzekł nieznajomy – Dam ci tysiąc puszek, ale najpierw będę musiał ją zbadać.
– Rób, co chcesz – odpowiedział „staruszek", po czym wypił kolejny łyk piwa. – Tylko się pospiesz.
Stojący w drzwiach osobnik zwrócił się w moim kierunku. Dopiero wtedy mogłam przyjrzeć mu się nieco lepiej. Miał średniej długości zadbaną brodę, krótko przystrzyżoną grzywkę oraz niebieskie oczy. Duży brzuch i pulchna twarz jegomościa sprawiały, że wyglądał przyjaźnie.
– Chorujesz na coś przewlekle? – spytał nieznajomy, pełnym spokoju głosem.
– Nie – odpowiedziałam, próbując brzmieć stanowczo.„Czego on ode mnie chce? – pomyślałam".
– A jakiś sport uprawiasz? – zadał kolejne pytanie.
– Nie – stwierdziłam zgodnie z prawdą.
Mężczyzna pomruczał coś pod nosem.
– Byłaś wcześniej w ciąży? – nie odpuszczał.
– Słucham? Nie... – jęknęłam coraz bardziej zdziwiona irracjonalnymi pytaniami.
– Siedem razy sześć? – przerwał mi grubasek.
– Co?... Czterdzieści dwa – mruknęłam zdezorientowana.
– Pieprzony komediant – wtrącił się John.
– Wybornie. Koniec badań – oznajmił nieznajomy z uśmiechem na twarzy.
– Ale ją przebadałeś Adam. Normalnie mucha nie siada – skomentował John.
Grubasek zaczął trząść się ze śmiechu.
– Wybacz, nie mogłem sobie odpuścić – stwierdził Adam.
– Możemy wreszcie przejść do konkretów? – spytał coraz bardziej zdenerwowany porywacz.
CZYTASZ
Zagubieni
AdventureWszelkie górnolotne hasła i wartości zapadły się pod ziemię, wraz z życiami ostatnich ludzi, zmuszonych do ukrycia się w schronach przed śmiercionośnym wirusem. Od tamtej pory każdy musiał radzić sobie sam. W tej przytłaczającej rzeczywistości, żyje...